sobota, 12 marca 2016

Epilog




Nazywam się Arien Danvers. Podobno.

Mam 20 lat. Podobno.

Wyobraź sobie, że czujesz się niesamowicie lekko a jednocześnie masz wrażenie, że przygniata cię niesamowity ciężar. Pod powiekami krążą tysiące obrazów, których sensu nie jesteś w stanie pojąć. Próbujesz chwycić któryś z nich, ale nie ważne jak bardzo się starasz wymykają ci się. Uszy drażnią Ci uporczywe pikające dźwięki. Twoja świadomość ślizga się na pograniczu jawy i snu. W końcu otwierasz oczy, budzisz się w sterylnej szpitalnej izolatce otoczona rozmaitą aparaturą i nie pamiętasz absolutnie nic.
Tak było ze mną, kiedy kilka miesięcy temu wybudziłam się ze śpiączki.
Miałam wypadek samochodowy. Podobno.
Mówię podobno, bo nie wiem, w co mam wierzyć a wszystko, co jest rzekomo prawdą wiem od Owena Danversa, człowieka podającego się za mojego ojca.

Czy się boję? Byłam zła, zdezorientowana, ale paradoksalnie czułam spokój, na swój sposób odurzający. Jakby przed wypadkiem zdarzyło się, co nie dawało mi spokoju przez długi czas.
Czasami ma wrażenie, że wariuję. Wokół mnie dzieje się wiele dziwnych rzeczy i na domiar złego mam wrażenie jakbym ja była ich przyczyną. Kiedyś robiąc sobie obiad odcedzałam makaron i przez nieuwagę polałam sobie palce wrzątkiem. Niby nic, ale normalnie powinnam mieć na nich bąble czy jakikolwiek inny świat tymczasem moja skóra była tylko lekko zaczerwieniona a i tak po chwili odzyskała normalny kolor.
Innym razem, krótko po wyjściu ze szpitala, starałam się doprowadzić do porządku kwiaty w mieszkaniu mojego domniemanego ojca. Większość z nich była, że tak to ujmę, na granicy śmierć. Pousychane badyle sterczały smętnie w doniczkach i było mi ich naprawdę szkoda, bo wcześniej musiały być naprawdę piękne, ale dałam sobie spokój z ich ratowaniem. Jakie więc było moje zdziwienie, gdy następnego dnia rano zobaczyłam zawiązki liści i pączki kwiatów. Kiedyś wybrałam się na spacer do parku, gdzie mała dziewczynka wspięła się na drzewo. W którymś momencie straciła równowagę i zaczęła lecieć w kierunku ziemi. Mogłabym przysiąść, że dosłownie przez ułamek sekundy, zawisła kilka centymetrów nad trawą, co w jakimś stopniu zamortyzowało upadek i obeszło się bez poważniejszych obrażeń.

Przez prawie rok mieszkaliśmy w Los Angeles, gdzie mój ojciec, jako lekarz medycyny sądowej współpracował z lokalnymi władzami. Jednak coś nie dawało mi spokoju, jakby również to, czym się zajmował zawodowo było kłamstwem.
W tym mieście miałam swoje miejsca, kilku znajomych. Próbowałam różnych sposobów, które mogłyby jakoś pobudzić moją pamięć, ale nic to nie dało. Czułam się dziwnie, jakbym nigdzie nie pasowała, ale chyba każdy z amnezją tak ma. Minęło prawie sześć miesięcy odkąd zamieszkaliśmy w Mystic Falls i wtedy coś zaczęło się zmieniać. Niby nic, ale jednak. Czasami jest tak jakbym czuła delikatne, ledwo wyczuwalne muśnięcie piórka. Znienacka przypominam sobie nie jakieś wydarzenia czy osoby, ale szczegóły, z których staram się coś sklecić. Czasami jest to coś nic nieznaczącego dla zdrowej osoby jak zapach, wspomnienie odbitych promieni na zmarszczonej tafli wody, widok na drewniane budynki rodem ze średniowiecza czy załamane spojrzenie czekoladowo brązowych oczu. Innym razem jest to echo uczucia towarzyszącemu pierwszemu pocałunkowi. Nie wiem, jaką osobą byłam przed wypadkiem, ale dzięki temu, co się stało nauczyłam się doceniać takie drobnostki, pozornie nieważne i ulotne rzeczy, na które w codziennym życiu zwyczajnie nie zwraca się uwagi
Osobistą formą terapii stało się dla mnie przelewanie tego wszystkiego na papier, tak, że korkową tablicę wiszącą nad biurkiem pokrywają dziesiątki ołówkowych szkiców. Nawet teraz, gdy im się przyglądam nie opuszcza mnie wrażenie, że wkrótce wszystko się ułoży.

Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. To Emma Carstairs, moja przyjaciółka z LA, pyta jak tam sprawy sercowe. Właśnie, jeśli chodzi o to… kilka dni po przeprowadzce poszłam na spacer i zapuściłam się na teren sąsiedniej posiadłości, gdzie poznałam Natea Salvatore, bruneta o wiecznie zmierzwionych włosach i o dziwnie znajomym spojrzeniu brązowych oczu. Gdy mnie pierwszy raz zobaczył wyglądał jakby ujrzał ducha, ale szybko się otrząsnął. Zaczęliśmy rozmawiać, później były spacery, wspólne wypady do kina czy za miasto. Na samą myśl o nim czuje przyjemne mrowienie. Jeszcze nie jestem pewna, co do niego czuję, ale nie jest mi obojętny. Poczekam jak to się wszystko rozwinie.
Kolejny sms, tym razem od ojca. Prosi, żebym przeszła się do Salvatorów, bo zostawił tam notes z kontaktami a jest mu pilnie potrzebny. Normalnie, gdy mnie o coś prosi staram się jakoś z tego wykręcić, ale nie tym razem. Tak, więc dobrze mi znanym skrótem idę w kierunku starego domu, zbudowanego z cegły i drewna. W półmroku przemierzam las dzielący mnie od celu aż staję na skąpanej w ciepłym świetle werandzie i bez pukania wchodzę do środka. Na stoliku, nieopodal drzwi leży wspomniany przedmiot. Słyszę dobiegające z biblioteki głosy i idę w tamtym kierunku, ale coś powstrzymuje mnie przed dołączeniem do rozmawiających.

- Nie wiem ile jeszcze jestem w stanie znieść- po głosie poznałam, że to Nate.- Choć ja ją znam tak dobrze ona mnie nie pamięta, jestem dla niej kompletnie obcym człowiekiem.
- Powinniśmy być wdzięczni, że żyje a z czasem sobie wszystko przypomni- znowu dopadło mnie to uczucie. Skądś znałam ten głos, ale nie wiedziałam skąd. Wychyliłam się tylko na tyle zza framugi, żeby zobaczyć blond chłopaka ubranego w królewski strój, kojarzący mi się z filmami kostiumowymi. Za nim stało coś, co odruchowo wzięłam za lustro, po chwili zorientowałam się, że po pierwsze jego powierzchnia faluje a po drugie zamiast odbijać to, co znajdowało się w pokoju widać w nim wzgórze, na którego zboczach rozciągało się malownicze miasteczko.
- Wiem, Ghob przecież mnie ostrzegał, że magia ma swoją cenę. Uratował jej życie, ale straciła pamięć… nie myślałem, że dojdzie do czegoś takiego. Ona wciąż to ma, wiesz?- Dodał po chwili milczenia.- Zrzekła się części swoich mocy, ale wciąż ma władzę nad żywiołami, nie taką silną jak przedtem, ale jednak. I nie zdaje sobie z tego wszystkiego sprawy- ból malujący się na twarzy Nathaniela był tak ogromny, że miałam ochotę podbiec do niego i mocno przytulić.- Pamiętam te chwile, kiedy siedziałem przy niej czekając aż się obudzi i potem jak razem z jej ojcem stwierdziliśmy, że może powinna być leczona w zwyczajnym ziemskim szpitalu, że może tam jej w jakiś sposób pomogą.- Mówił o tej nieznajomej dziewczynie w taki sposób, że poczułam ukłucie zazdrości.-  Dalej byłem przy niej a potem odzyskała przytomność. O utracie pamięci dowiedziałem się od Owena, bo akurat wtedy musiałem wrócić na chwilę do Mystic. To był wstrząs, ale postanowiłem się wycofać, dać jej czas na oswojenie się z sytuacją.- Zazdrość, którą czułam jeszcze chwilę temu zaczął zastępować niepokój i strach przed tym, co może za chwilę powiedzieć.

- Jedyne, co możemy zrobić to czekać- blondyn położył dłoń na ramieniu chłopaka w przyjacielskim geście.- Wszystko będzie dobrze. A wiesz skąd to wiem? Bo Arien jest niesamowicie uparta i prędzej czy później znajdzie sposób, żeby odzyskać pamięć.- Mówiąc to zrobił krok w kierunku niezwykłej tafli jakby przekraczał próg drzwi, a gdy znalazł się po drugiej stronie miraż zniknął.

Nie bardzo wiedziałam, co myśleć o tym, że w trakcie ich rozmowy padło moje imię. Gdyby jeszcze było popularne mogłabym uznać, że mówią o kimś innym… nie ruszyłam się ani o milimetr wiec nie mogłam zrobić nawet najmniejszego hałasu, ale Nathaniel w pewnym momencie dziwnie się spiął, jakby zorientował się, że ktoś go obserwuje i spojrzał w moją stronę. Nagły paraliż minął i z prędkością błyskawicy wypadłam z budynku słysząc jak woła mnie po imieniu. Biegnąc pomiędzy drzewami drogę oświetlał mi tylko księżyc. Nie bardzo wiedziałam gdzie biegłam, zmierzałam tam gdzie niosły mnie nogi aż dotarłam do wodospadów, którym Mystic Falls zawdzięcza swoją nazwę. O czym oni mówili? Że niby władam żywiołami? Przecież to bzdura, takie rzeczy zwyczajnie się nie dzieją. Starałam się wmówić sobie, że to nieprawda, ale wszystkie te dziwne zdarzenia wokół mnie… bezwiednie podniosłam rękę w kierunku mgiełki unoszącej się nad wodospadem a po chwili zaczął się z nich formować nadmorski krajobraz z klifem łukowato opadającym ku wodzie, wspomnienie miejsca gdzie wiem, że nie mogłam być jednak przeczucie mówiło mi coś innego.
-To nie może być prawda.
 Gdzieś kilkanaście metrów w dole grupka nastolatków bawiła się w trakcie plenerowej imprezy. Skupiłam się nieco bardziej niż moment wcześniej i płonące wśród nich ogniska wystrzeliły do góry szalejącym płomieniem wywołując chwilowy popłoch.

- Nie, nie, nie to się nie dzieje naprawdę- w tym momencie czułam prawdopodobnie taki sam strach i dezorientację, co ludzie poniżej. Doznałam czegoś dziwnego. Uczucia jakby każda najmniejsza cząstka mnie drgała, jakby miała się rozpaść. W tej chwili bałam się samej siebie. Z trudem łapałam oddech i czułam, że jeśli czegoś nie zrobię panika pochłonie mnie całkowicie a kiedy ktoś zaszedł mnie od tyłu myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Mogłabym przysiąść, że mój krzyk spłoszył wszystkie zwierzęta w promieniu kilku mil.
- Uspokój się kobieto!- Nate próbował mnie unieruchomić bo zaczęłam go okładać na oślep ale w końcu udało mu się mnie przytrzymać za nadgarstki.- Wszystko Ci wyjaśnię tylko się uspokój. Proszę.- Dodał takim głosem, że mimowolnie spojrzałam mu w oczy.
- Puść mnie- nadal próbowałam mu się wyrwać, ale trzymał mnie jak w imadle i ani drgnął.
- Wiem, że się boisz, ale…

- Nie, właśnie nic nie wiesz! Nie masz pojęcia jak to jest niczego nie pamiętać a potem dowiedzieć się, czegoś takiego jak ja przed chwilą. Na Boga Nate, takie rzeczy dzieją się tylko w książkach!- Zbił mnie z tropu, kiedy zaśmiał się cicho.
– Mniej więcej tak sobie ciebie zapamiętałem.- Powiedział, po czym zrobił coś, co zupełnie mnie zbiło z tropu. Uściskał mnie tak mocno jakby od tego zależało jego życie. –Jako nieco szaloną dziewczynę, której nie sposób nie kochać. Jedno musisz wiedzieć cokolwiek robiliśmy, czyniliśmy to z myślą o tobie.
- Niektórzy twierdzą, że niewiedza bywa błogosławieństwem, ale to nie usprawiedliwia tego, co zrobiliście. Kimkolwiek ci „Wy” jesteście.- Powiedziałam to wypranym z wszelkich emocji głosem. To i fakt, że jeszcze przed chwilą szamotałam się jak szalona a teraz stałam sztywna niczym słup soli sprawiło, że puścił mnie i przyglądał mi się przez chwilę spod przymrużonych powiek.
- Wiem i chciałem Ci wszystko powiedzieć, ale Owen bał się, że tak osobliwe fakty mogą ci tylko zaszkodzić.- Zawiesił na chwilę głos czekając na moją reakcję, ale byłam cicho. Westchnął z rezygnacją i zaczął grzebać w kieszeni kurtki, z której wyjął niewielki aksamitny woreczek i wcisnął mi go do ręki.

- W takiej sytuacji próba przekupstwa to raczej kiepski pomysł- powiedziałam sięgając do sakiewki po tajemniczą zawartość, którą okazał się piękny naszyjnik. Jego centralną część stanowił kamień mieniący się błękitem i bielą, w kształcie nieregularnej kropli, otoczonej srebrną plątaniną kwiatów.
- Ty tego nie pamiętasz, ale on należy do Ciebie. Magnus ma na jego temat pewną teorię.
- Magnus? Magnus Bane?- Chciałam upewnić się czy chodzi mu o mężczyznę, który lubował się we wszystkim, co ekscentryczne i niespotykane a którego poznałam dzięki Emmie. Kiedy potwierdził moje przypuszczenia krótkim skinieniem poczułam ukłucie żalu, bo okazało się, że okłamywało mnie więcej osób niż mogłam przypuszczać?
- Według niego niektóre materie mogą przechowywać wspomnienia. Są jak magiczne pendrivy czy płyty.- Z zakłopotaniem przeczesał włosy.-  Ghob uzdrawiając Cię pozbawił Cię wspomnień, ale jeśli Bane ma racje to nieświadomie zmagazynowałaś w nim- tu wskazał na trzymany przeze mnie przedmiot- krótkie urywki swojej pamięci.
Przez chwilę obracałam łańcuszek w palcach, oglądałam z każdej strony szukając jakiejś wskazówki. Początkowo metal otaczający kamień był zimny, ale po chwili wyczuwałam pulsujące ciepło, jakbym trzymała w dłoni bijące serduszko.

Muzyka 3: Thomas Bergersen - Remember Me

- Masz jakiś pomysł jak mam sprawić żeby…- nie dokończyłam, bo nagle straciłam grunt pod nogami. Czułam się jakby wciągnął mnie niewidzialny wir szarpiący moim ubraniem. Niewielka część mojej jaźni była świadoma tego, co się dzieje jakby poza mną. Nagle się ochłodziło a Nate złapał mnie zanim upadłam, prosząc przerażonym głosem, żebym się ocknęła, żebym znowu go nie zostawiała. Po czym ze mną w ramionach usiadł pod najbliższym drzewem. Miałam wrażenie jakbym stanowiła dwa odrębne byty. Podczas gdy moje ciało spoczywało spokojnie w ramionach chłopaka dusza przemierzała opary, z których raz po raz wyłaniały się wspomnienia niczym chaotycznie porozrzucane urywki filmu. Ludzie, którzy stają na granicy śmierci twierdzą, że całe życie przelatuje im przed oczami. W moim przypadku było podobnie.

Nagle wszystko sobie przypomniałam. Śmierć przybranych rodziców, podróż statkiem i poznanie Carneya, gdy prawie zginęłam, pobyt na Avalon i w kryjówce Arterian. Przypomniałam sobie też coś, czego świadoma byłam, że to nie było prawdziwe wydarzenie tylko sen. Otaczał mnie las a daleko przede mną rozciągało się miasto, obok stał chłopak i choć nie widziałam jego twarzy wiedziałam, że to Nate. Nadmiar emocji był przytłaczający, chciałam cię uwolnić od bólu, który mi sprawiały, ale było tak jakbym pływała w stawie, którego powierzchnię pokrywa lód. Wir obrazów wciągnął mnie ponownie. Na nowo przeżywałam ucieczkę z podniebnego miasta do Caer Derwen, gdzie pobyt był ciągiem poszukiwań odpowiedzi na dręczące wszystkich pytania a gdy już je znalazłam zostałam porwana. Dni wypełnione niekończącymi się godzinami tortur zakończyło odbicie mnie z rąk wroga przez niewielką grupę, w skład, której wchodził miedzy innymi nie, kto inny jak Nathaniel. Później miałam wrażenie, jakby ktoś przyspieszył odtwarzanie tego dziwnego filmu. Wszystko zwolniło, gdy dotarłam do momentu, kiedy utworzyłam sieć magicznych portali. Doszło wtedy do ostatecznej walki z Nathirą a moje moce osiągnęły pełnię, przez co wycieńczona wcześniejszym wysiłkiem zapadłam w śpiączkę, z której co prawda obudziłam się- dzięki zaklęciu Ghoba- ale już z amnezją. Każde z tych wspomnień było ważne, bo składało się na to, kim jestem, ale do części z nich ciągnęło mnie, jeśli można tak to ująć, w szczególny sposób. Dotyczyły one jednej osoby, która zarówno teraz jak i wtedy była dla mnie kimś wyjątkowym. Przez ułamek sekundy nie działo się nic aż miałam wrażenie jakby uderzyła we mnie fala i gwałtownie zaczerpnęłam powietrza siadając wyprostowana. Pierwsze, co zrobiłam to rzuciłam się na chłopaka i zaczęłam okładać go pięściami. Przez chwilę siedział tak oniemiały i pozwalał abym go biła, ale gdy otrząsnął się z szoku wywołanego moją reakcją złapał mnie i obrócił mnie tak, że po chwili leżałam na plecach.

- Ty draniu, hultaju, gnido jedna parszywa- wykrzykiwałam nie tylko pod jego adresem. Robiłam to bardziej z bezsilności, niż złości na tych, którzy okłamywali mnie przez ostatnie miesiące. Bo nie było żadnego wypadku samochodowego a cała ta historia była tylko po to aby w jakiś chory sposób usprawiedliwić moją amnezję, aby mnie chronić. Przytrzymywał mnie tak, nie reagując w żaden sposób, aż się uspokoiłam i wstrząsał mną tylko bezgłośny szloch.- Dlaczego?
- A czy coś by to zmieniło gdym dał ci go wcześniej- wskazał na naszyjnik, który wciąż kurczowo ściskałam.
- Może tak a może nie. W tej kwestii pozostaje nam tylko gdybanie- westchnęłam spuszczając wzrok.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z Arien?- Spytał chwytając mnie pod brodę i zmuszając tym samym, żebym na niego spojrzała. Kilkadziesiąt minut temu, gdy przyglądałam mu się z ukrycia, był wrakiem człowieka a teraz miałam wrażenie, jakby patrzył na mnie ktoś zupełnie inny. Ktoś niesamowicie szczęśliwy, który był tak uradowany, że miałam wrażenie jakby z tego wszystkiego unosił się kilka centymetrów nad ziemią.
- Uważaj, bo jeszcze Ci nie do końca wybaczyłam- kąciki ust lekko mi zadrżały, co zadało kłam wypowiedzianym przed momentem słowom, więc stwierdziłam, że mogę ulec kolejnej pokusie i lekko pocałowałam go w policzek, na co ten objął mnie mocno jakby już nigdy miał mnie nie wypuścić z uścisku- Nate? Czy ona działa, to znaczy sieć i przejścia?
- Oczywiście, że tak. Przecież jesteś niesamowicie zdolna i nie robisz niczego byle jak- stwierdził puszczając mi oczko.- Ostatnio na przykład na prośbę Sottile, które tak swoją drogą razem z Gail zagroziły, że jeśli nie „pomogę” Ci odzyskać pamięci to zjawią się tu i same się tym zajmą, udałem się do Narni. Aslan to naprawdę dziwny gość, choć właściwie powinienem powiedzieć lew…
- Kazała ci się spotkać ze zwierzęciem?!
- Nie wypadało mi odmówić przyszłej królowie Silmeardy… Nie bądź taka zdziwiona, to, że Carney się jej oświadczy było do przewidzenia.
- Wygląda na to, że ominęło mnie więcej niż przypuszczałam- westchnęłam wstając powoli i otrzepując się z resztek leśnego runa.- Dobra, dosyć tego dobrego czas brać się do roboty- powiedziałam podpierając się pod boki i patrząc w kierunku, z którego przyszliśmy.
- I pewnie bardzo Ci się spieszy?- W jego głosie zabrzmiała dobrze mi znana nuta, więc obróciłam się w jego kierunku.
- Nate proszę Cię, tylko nie to!- Zobaczyłam jak biegnie w moją stronę a chwilę później zarzucił mnie sobie na ramię, jakbym nie ważyła niewiele więcej niż piórko. Zaśmiewając się oboje pognaliśmy w bliżej nieznanym kierunku, pewni, że tym razem naprawdę wszystko się ułoży. Bo każdy koniec to też nowy początek.

Koniec

.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Wszystko kiedyś musi dobiec końca. Nie inaczej jest z tym opowiadaniem. Na koniec wypadałoby się jakoś ładnie pożegnać, ale jakoś trudno mi znaleźć odpowiednie słowa.
Mówcie sobie co chcecie ale jestem dumna z tego co udało mi się tutaj stworzyć. Co innego pisać fanfic a co innego samemu stworzyć coś od początku do końca, czasami tylko czerpiąc z różnych legend czy np. kultury cetlów.
Przede wszystkim chciałam podziękować wszystkim, którzy poświecili choćby chwilę żeby tu zajrzeć a w szczególności Alyssie i Kimili, które pod każdym rozdziałem zostawiały po sobie ślad.

@Alyssa- z całą pewnością ta historia mogła być dłuższa i miała pewnie ku temu potencjał. Przynajmniej tak mi się wydaje. Wiele wątków mogłam poprowadzić inaczej, historia postaci mogła być bardziej rozwinięta, ale wychodzę z założenia, ze pisanie czegoś na siłę nie koniecznie może wyjść na dobre. 

@Kam ila- Allanona możesz na mnie nasyłać zawsze i wszędzie, nie mam nic przeciwko ;)