poniedziałek, 21 grudnia 2015

Rozdział 11 "Ujawniona tajemnica"



- Wyjdzie z tego?- spytał Carney.
- Robię co mogę- oznajmiła zestresowana zaistniałą sytuacją Arien.
- Kiedy? Bo wiesz ona…- ciągnął dalej chłopak.
- Nie wiem!- krzyknęła przerywając mu i zerwała się z miejsca, tak szybko, że przewróciło się krzesło na którym siedziała po czym z zaciętym wyrazem twarzy wyszła z pomieszczenia.
- Nie mam ci tego za złe, zresztą to nie twoja wina- powiedziała słabym głosem Gail ale dziewczyny już nie było.

Od trzech dni Arien uwijała się jak w ukropie, żeby pomóc przyjaciółce. Po bardzo powierzchownych oględzinach okazało się, że ciało dziewczyny pokrywają setki okrągłych śladów z których gdy je się ścisnęło wyciekał płyn o zapachu przypominającym zgniłe owoce.  Pierwszym i oczywistym dla wszystkim krokiem było użycie magii żywiołów co sprawiło tylko, że gorączka gwałtownie podskoczyła a skóra dodatkowo zaczęła się łuszczyć. Arien postawiła więc na naturalne środki. Przygotowała kąpiel do której na początek dodała garstkę mieszanki leczniczych ziół. Skóra przybrała nieco zdrowszy kolor a z nabrzmiałych wrzodów zaczęła wydobywać się mętna ciecz. Obie zdecydowały wrzucić więcej roślin przez co cały proces zaczął przebiegać szybciej wobec czego kilkakrotnie trzeba było zmienić wodę aż w końcu nic jej nie zabarwiało. Teraz, choć Gail czuła się lepiej wszystko znowu przybrało żółwie tępo.

- Ona naprawdę nie zawiniła- powtórzyła ciszej zanurzając się głębiej w kąpieli.
Arien zdążyła poznać każdy zakamarek kryjówki Arterian i ku jej utrapieniu nie było tu miejsca gdzie znalazła by chwilę dla siebie bo wszędzie kręcili się ludzie więc stwierdziła, że równie dobrze może usiąść tam gdzie jest ich najwięcej w nadziei, że harmider zagłuszy natarczywe myśli. Rozsiadła się wygodnie i zaciągnęła się świerzym leśnym powietrzem. Zalała ją fala wspomnień. Ostatni wspólnie spędzony wieczór z przybranymi rodzicami. Sen z tajemniczą kobietą. Podróż statkiem i pobyt na Avalon. Roziskrzone brązowe oczy pewnego chłopaka. Po kilku minutach poczuła jak ktoś wdrapuje się jej na kolana i mocno wtula się w nią. Kiedy otworzyła oczy zobaczyła jak w fałdach jej ubrania ukrywa się mała blondynka.
- Zgubiłaś się?- spytała, niepewna czy widziała ją tutaj wcześniej na co dziewczynka podniosła wzrok a Arien zaniemówiła. Drobną twarzyczkę pokrywała siateczka piegów a burzę loków podtrzymywał warkoczyk wijący się dookoła głowy.

- Orube, ty mały potworze gdzieś ty znowu zniknęła!- usłyszała rozbawiony głos,  a po chwili stanął przed nimi wysoki mężczyzna o ściętych tuż przy skórze czarnych włosach. Pomyślała, że gdyby stała pewne by usiadła z wrażenia. Poza jedną rzeczą niewiele się zmienili. Ostatni raz gdy ich widziała dziewczynka była umierająca a jej ojciec, wtedy wykończony złymi emocjami teraz wydawał się szczęśliwy i wyglądał jakby ktoś zdjął mu z ramion ogromny ciężar. Mała zeskoczyła z jej kolan i podbiegła do jegomościa wtulając się w niego podobnie jak przed sekundą w Arien.
- Nie krzycz tatusiu ale musiałam ją znaleźć- niepewnie zerkała to z rodzica na Arien i z powrotem.
- W sumie to i tak sam miałem zamiar z nią porozmawiać- oznajmił z nutą entuzjazmu uśmiechając się grzecznie.- A teraz zmykaj odwiedzić Gail- poprosił poklepując małą po plecach na co ta  spojrzała na ojca jakby chciała się upewnić co do polecenia i  posłusznie ruszyła w kierunku z którego wcześniej przyszła Arien.
- Rozumiem, że wszystko z nią dobrze- wskazała ruchem głowy na Orube.- Co się stało po tym jak…?

- Kiedy wszyscy myśleli, że się utopiłaś? Strażnicy jakimś cudem dali naszej dwójce spokój o ile spokojem można nazwać wyśmiewanie czy rzucanie mało przyjemnych przezwisk. Tak czy inaczej nie to jest teraz najważniejsze.- Stwierdził wesoło.- Hej, przecież żyjemy i mamy do wypełnienia misję.- ostatnie słowo podkreślił wojowniczą potrząsając zaciśniętymi pięściami.
- Żyjemy, przynajmniej na razie- Arien skwitowała nieco nerwowym śmiechem.
- Nie ma co martwić się na zapas, grunt to pozytywne myślenie- stwierdził mężczyzna.
-  Nareszcie Cię znaleźliśmy- jakby spod ziemi wyrosła przed nimi Irvette, za którą z dziwną miną stał Nathaniel.- Hagen? Możesz mi z łaski swojej wytłumaczyć co ty robisz?!- spytała dziwnie piskliwym z rozdrażnienia głosem.

- Rozmawiam z moją starą, dobrą znajomą- odpowiedział zuchwale na co Arien wystraszona wciągnęła powietrze.  Nie znała jej najlepiej ale z opowieści ludzi których tutaj poznała zdążyła się dowiedzieć, że odnoszenie się do samozwańczej liderki miejscowych w taki sposób może skończyć się nie najlepiej.- Zresztą Ir, po co te nerwy?- dziewczyna osłupiała słysząc to zdrobnienie.
- To, że ona… Jeśli kiedykolwiek…. Przecież prosiłam…- wydukała bez składu wyraźnie nie zadowolona z zaistniałej sytuacji.- Zrób mi tę przyjemność i pójdź ze mną- bardziej rozkazała niż poprosiła na co Hagen wzruszył tylko ramionami i poszedł za nią pogwizdując pod nosem wesołą melodię.
- Co jak co ale facet jest odważny. Albo szalony- dodał Nate gdy wspomniana para oddaliła się na tyle, że nie mogli go usłyszeć.
- Co to miało być?- spytała Arien gdy otrząsnęła się z pierwszego szoku.
- Masz rację, czepia w sumie nie wiadomo o co i zaczynam odnosić wrażenie że najchętniej zamknęła by cie w jakiejś klatce w ciemnym miejscu, gdzie nikt by cię nie znalazł.
- Nie o to mi chodziło. Mógłbyś…

- Ależ oczywiście, gdy już do tego dojdzie będę cię odwiedzał i dotrzymywał Ci towarzystwa.- przerwał jej nie dając dokończyć pytania.
- Czasami doprowadzasz mnie do szału- oznajmiła chowając twarz w dłoniach.- Z łaski swojej możesz mi powiedzieć co to właściwie było?- spojrzała na niego pytającym wzrokiem zauważając, że wyraz twarzy zmienił mu się na ten sam, który widziała u niego zazwyczaj- lekko rozbawiony z domieszką czegoś, czego nie umiała nazwać.
- Chodzi ci o to czemu zachowywał się tak a nie inaczej?- spytał na co dziewczyna pokiwała głową.- Hagen jest młodszym bratem Irvette.
- No ty chyba żarty sobie stroisz?!
- Poczucie humoru mam, nie przeczę ale takiego czegoś to nawet ja bym nie wymyślił.
- Wygląda na to, że rodzinie pozwala na nieco więcej. Pewnie tylko dlatego mu nie przyłożyła- dodała nieco zjadliwie.

- Matko kochana, kim jesteś i co zrobiłaś z miłą i przyjacielską Arien- spytał z udawaną paniką i teatralnie złapał się za serce.
- Jest takie powiedzenie, z kim przystajesz takim się stajesz.- oznajmiła uszczypliwie.
- Nie ufasz mi.- stwierdzi brunet.
- A nie pomyślałeś, że mam ku temu powód? Zaraz po tym jak zniknąłeś z mojego snu zaatakował mnie jakiś potwór.- zrobiła ręką nieokreślony gest starając się pokazać rozmiary monstra.
- To nie moja wina.- ku zaskoczeniu dziewczyny wydawał się urażony.- Mogę wkradać się do snu i porozumieć się ze śpiącą osobą ale nie jestem w stanie wpływać na to co się w nim dzieje. Co mam zrobić, żebyś mi zaufała?
- Powiedz mi prawdę. Coś przede mną ukrywacie i nie mów, że jest inaczej. To wszystko co stało się Gail, nie chciałam żeby do tego doszło a z jakiś przyczyń wszyscy zaczęli we mnie wątpić i obwiniać za to co się stało.

- Nie wiem czy to powinienem..
- Proszę.- Arien czuła jak załamuje się jej głos.
- Znasz przepowiednię- dziewczyna potaknęła.- Ale czy znasz ją całą?
- Co masz na myśli?- powoli zaczęła wątpić czy chce usłyszeć dalszą część.
- Zastanawiałaś się co oznaczają słowa królowej? O tym, ze każdy jej czar, który spróbujesz powstrzymać albo jeśli spróbujesz w ten sposób walczyć przeciwko niej to wszystko może obrócić się przeciwko tobie?
- Tak ale dalej nie rozumiem o co Ci chodzi.- serce biło jej coraz szybciej jakby chciało wyskoczyć z piersi.
- Magia rządzi się swoimi prawami a jedno z nich mówi o tym, że każdy kto posiada moc nie może użyć jej przeciwko członkom swojej rodziny.- obserwował jak na twarzy dziewczyny coraz wyraźniej maluje się strach.- Bree nie była jedyną siostrą twojej biologicznej matki.
- Nie, proszę nie…- gdyby nie stojąca obok ławka na którą opadał w tej chwili upadłą by na ziemię.
- Prosiłaś abym powiedział Ci co wiem a prawda jest tak, że Królowa Nathira jest twoją ciotką.- chciał ją jakoś pocieszyć, okazać wsparcie i już miał ją objąć ale nadbiegł Carney
- Wszędzie was szukałem- zziajany oparł się o pień drzewa- Musicie iść ze mną. Przybył tu ktoś kto może nam wyjaśnić dwie rzeczy. Po pierwsze czemu królowa zdołała się tutaj zmaterializować , skoro nie włada magią i po drugie…- przerwał na chwilę budując  napięcie.- Prawdopodobnie wie gdzie znajdziemy miecz.


.-.-.-.-.-.-.--.-.-.-.-.-.-.-.- .-.-.-.-.-.-.--.-.-.-.-.-.-.-.- .-.-.-.-.-.-.--.-.-.-.-.-.-.-.-


Czytasz? Skomentuj!
Z małym opóźnieniem ale jestem. Postaram się kolejny rozdział dodać w niedzielę ale niczego nie chcę wam obiecywać bo zbliżają się święta więc z czasem może być krucho.
Do usłyszenia,

Artis.

sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział 10 "Ostrzeżenie"



                 Tylko przyglądając się ludziom, zwracając uwagę na ich wygląd czy zachowanie, możemy dowiedzieć się więcej niż sami by nam powiedzieli. Po zachowaniu człowieka można określić jego charakter i temperament. Pozornie nieistotny szczegół może mieć duże znaczenie. Chociażby ułożenie dłoni, sposób poruszania się czy mimika twarzy mogą zdradzać nastrój w jakim się znajdujemy, nasz stosunek do innych. Zachowanie, gesty i mimika odzwierciedlają emocje człowieka, to jaki jest naprawdę choćby próbował nam wmówić, że jest inaczej.
Właśnie dlatego Nate od najmłodszych lat lubił obserwować ludzi. Bo to dzięki odczytywaniu mowy ciała i zachowaniu można było się dowiedzieć co druga osoba myśli czy czuje. Zazwyczaj potrafił bezbłędnie wszystko ocenić ale nie tym razem. Arien… ich rozmowa nie zakończyła się najlepiej. Początkowo myślał, że udało im nawiązać nić porozumienia ale ostatnie słowa wypowiedziane przez dziewczynę zaskoczyły go. Nadal nie potrafił jej rozszyfrować.

- Jak tak dalej pójdzie to mnie wykończą!- przerwał jego rozmyślania Carney.
- Aż tak ci się nie chce pracować przy powiększaniu Sali spotkań?- spytał z udawaną dezaprobatą.
- Co…? Nie o to mi chodziło. Uwierz wolałbym zbudować całe miasto niż…- urwał wydając dziwny odgłos mający pewnie świadczyć o bezsilności.
- Niż co?- Spytał Nathaniel zachęcając przyjaciela do dalszej wypowiedzi.
- Kobiety! ONE mnie wykończą!- oznajmił z bezsilnością łapiąc się za głowę.- Irvette ciągle się o coś czepia, Arien zaszyła się w bibliotece żeby poszukać jakiś przydatnych informacji i najwyraźniej nie ma zamiaru stamtąd wyjść a ja wariuję bo za kilka godzin powinna wrócić ona i nic nie jest gotowe- zrezygnowany oparł się o drzewo.
- No to faktycznie masz chłopie  problem. Irvette się nie przejmuj, Arien zaraz się zajmę a ty bierz się do roboty. Chyba nie chcemy, żeby twoja ukochana była niezadowolona- dodał z ledwo skrywanym rozbawieniem na co Carney zmierzył go morderczym wzrokiem po czym wstał z ciężkim westchnieniem i ruszył w swoją stronę.

Nathaniel obserwował go jeszcze przez chwilę po czym udał się na jeden z wyższych poziomów podniebnej osady, do miejsca szumnie nazywanego biblioteką. Gdy tam dotarł cicho oparł się o framugę drzwi. Siedziała lekko przygarbiona przy małym stole i wspierając  głowę na jednej ręce drugą przerzucając kartki leżących obok książek. W pewnej chwili zorientowała się, że ktoś ją obserwuje i podniosła wzrok, na widok chłopaka uśmiechnęła się niepewnie ale dostrzegł w jej bladozielonych oczach wyraźne ślady zmęczenia.
-Szpiegujesz mnie?
- Ja? Doprawdy o co ty mnie podejrzewasz- odparł lekko.- Jakieś postępy?- spytał rozsiadając się wygodnie naprzeciwko Arien.
- Niespecjalnie zresztą po części to twoja wina- spojrzała na Natea spod przymrużonych powiek.- Wiele wskazówek to ty mi nie dałeś.- wspomniała słowa jakie przekazał we śnie.
- Ej to nie moja wina!- odparł podnosząc ręce w obronnym geście ręce.- Tylko tyle miałem ci powiedzieć. Zrobiłam dokładnie tyle o co mnie prosiła…- urwał kiedy zorientował się, że powiedział trochę za wiele.

- Nathanielu, w tej chwili proszę mi powiedzieć o kim mówisz!- nakazała poirytowana.
- Kiedy się denerwujesz, w taki zabawny sposób marszczysz nos. Wiesz, że uroczo wtedy wyglądasz.- oznajmił zabawnie przekrzywiając głowę na co Arien oblała się rumieńcem.
- Nie chcesz to nie mów ale i tak to z ciebie kiedyś wyciągnę.- oznajmiła groźnie.- Zresztą nieważne. Dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy na przykład taki mój naszyjnik- powiedziała dotykając srebrnego łańcuszka.- można by pomyśleć, że to zwykłe świecidełko a okazuje się że tak jak powiedziałeś wszystko ma swoje znaczenie. Każda strażniczka miała podobny a to dlatego, że jest on czymś w rodzaju powiedzmy, że kotwicy. Między światami jest królestwo cieni i demonów i żeby tam nie utknąć trzeba mieć coś co utrzyma nas w świecie ludzi.
- Faktycznie interesujące.

- Co do przepowiedni to wiele tutaj nie znajdę- powiedziała wskazując woluminy.- pierwsza część jest jasna, dotyczy mnie. „Gdy zapłoną ognie Bela zniewolony przyjaciel stanie się wrogiem a wojownik pozbawi życia zdrajczynię i jako prawowity dziedzic zasiądzie na tronie.” Poza tym, że wydarzenia tutaj opisane rozegrają się w czasie Beltane nie wiem nic- dodała nieco ciszej.- Wszystko sprowadza się do tego, że trzeba stworzyć nową pieczęć światów, żeby scalić zasłonę. Dotąd nie miałam pojęcia jak tego dokonać, ale dałeś mi kilka wskazówek. Pieczęć powinny tworzyć dwie rzeczy, tak żeby była silniejsza- klepsydra zaklinaczy, którą stworzyła Una i miecz Xelar należący do jej brata, Zethara. I muszę „udać się tam, gdzie wszystko się zaczęło”- przypomniała mu jego własne słowa przeglądając szybko stertę zapisanych kartek- znasz legendę o pierwszym zaklinaczu i strażniczce?- kiedy Nate potwierdzająco pokiwał głową ciągnęła dalej.- Jeśli się nie mylę chodzi o wspomnianą w niej jaskinię, która znajduje się gdzieś w Zatoce snów. Jest tylko jeden problem. Nie mam pojęcia gdzie szukać miecza- popatrzyła na chłopaka z bezsilnością.
-  Jeszcze coś wymyślimy. Pamiętaj, że nie jesteś sama. Masz mnie, Gail, Carneya. Jeśli będzie trzeba pomożemy ci. A teraz pora coś zjeść bo nie samą pracą człowiek żyje!- oznajmił wstając i zabawnie podpierając się pod boki.
- Nate… teraz nie mogę, może później.- odpowiedziała wstając i podchodząc do jednej z półek, żeby odłożyć niepotrzebną książkę.

- Co to to nie!- słysząc dziwną nutę w głosie przyjaciela odwróciła się w jego kierunku na co ten ruszył szybko w jej kierunku i zarzucił sobie na ramię.- Zabieram cię na kolację żywiołowa panienko!
- Jesteś niemożliwy!- zaczęła okładać go pięściami po plecach i bardziej poczuła niż zobaczyła, że trzęsie się ze śmiechu. Gdy weszli do porównywalnie węższego drzewa niż reszta postawił Arien obok siebie i z łobuzerskim uśmiechem zwolnił niewielką dźwignię. Przez chwilę nic się nie działo aż z świstem ruszyli w  dół na co dziewczyna zareagowała krzykiem, choć nie robiła tego po raz pierwszy. Po kilku sekundach zatrzymali się a kiedy zeszli z drewnianej platformy ta ze świstem ruszyła w górę. Znajdowali się w podziemnym pomieszczeniu, właściwie to jamie, nazywanej salą spotkań pełniącej kilka funkcji, między innymi tutaj Arterianie zbierali się na wspólne posiłki. Spod niskiego sklepienia zwisało kilkanaście migoczących lamp i kwiatowych girland dzięki którym sala była trochę przytulniejsza. Podeszli do jednego ze stołów gdzie było już kila osób, z którymi przywitali się krótko.
- Stało się coś?- spytała Arien siadając obok Carneya, który nerwowo skubał kawałek chleba.
- Chłopak denerwuje się- oznajmiła Gail ze śmiechem trącając go łokciem na co ten jeszcze bardziej się skulił.

- Niedługo poznasz kogoś dla niego wyjątkowego- dodał rozbawionym głosem Nate.- Sama widzisz, że w tej sytuacji twój pomysł na wyciągnięcie go z karczmy był niezwykle trafiony- puścił Arien oczko, która żeby ulżyć przyjacielowi skierowała rozmowę na inne tory na co ten posłał jej wdzięczne spojrzenie.
Rozmowa trwała w najlepsze, kiedy poczuła coś dziwnego, jakiś niespotykany zapach. Zakręciło jej się w głowie. Usłyszała wrzask dziecka i odwróciła się w tamtym kierunku. Z sypiących się z lamp iskier zaczął formować się kształt. Po chwili przed nimi stała półprzezroczysta postać kobiety przeciętnego wzrostu o szczupłej figurze. Miała czarne włosy sięgające ramion które podtrzymywał charakterystyczny diadem. „To projekcja astralna” Arien usłyszał jak ktoś szepcze nerwowym głosem. Nigdy jej nie spotkała ale wiedziała kim jest. Oto teraz przed nią stała najbardziej znienawidzona osoba w państwie. Królowa Nathira. 
- Tak się cieszę że cię widzę.- zwróciła się do dziewczyny słodkim głosem- Choć oczywiście wolałabym, żeby wszystko odbyło się w innych okolicznościach- bezradnie rozłożyła ręce.
- Ja nie żałuje- odparła Arien zaskoczona stanowczością w swoim głosie.

- Nie masz pojęcia jak bardzo podobna jesteś do matki.- oznajmiła a po wypowiedzeniu tych słów jej twarz przeobraziła się w złowrogą maskę.- Lepiej dla ciebie i reszty- wskazała na zlęknionych ludzi- żebyś zrezygnowała z tego co masz zamiar zrobić bo w przeciwnym razie spotka cię to samo co twoją rodzicielkę. Coś gorszego niż śmierć- wykonała szybki gest a z jej dłoni wystrzeliły płomienie w kierunku dziewczynki która zaalarmowała wszystkich krzykiem. Arien odruchowo stworzyła wokół dziecka barierę, która pochłonęła śmiertelny żar i w tej samej chwili zobaczyła jak Gail upada i zwija się w konwulsjach z bólu.
- Ty głupia dziewucho. Każdy mój czar który spróbujesz powstrzymać obróci się przeciwko tobie. Lepiej żebyś o tym pamiętała.- powiedziawszy to rozpłynęła się w powietrzu niczym zjawa.

sobota, 5 grudnia 2015

Rozdział 9 "Podniebne miasto"



               Cichy szmer deszczu powoli budził Arien ze snu. Balansując na skraju  świadomości otworzyła zaspane oczy ale obraz był jakiś niewyraźny, wszystko było dziwnie rozmazane jakby patrzyła na miejsce w którym się znalazła przez mgłę. Przetarła oczy co trochę pomogło.  Podniosła się powoli i zobaczyła, że ktoś przebrał ją w długą koszulę nocną a z miejsca po ukłuciu rozchodzą się blade pręgi. Usiadła na skraju łóżka rozglądając się po pomieszczeniu. Było okrągłe, z dziwnie pochylonymi ścianami. Wyposażenie było skromne, oprócz łóżka nad którym było niewielkie okno, miski z wodą stającej na stole i krzesła na którym ktoś zostawił jej ubranie nie było w nim nic. Dotknęła szarej ściany i mimo że ktoś najwyraźniej  starał się ją wygładzić wyczuwała pod palcami fakturę drewna. Już ubrana i nieco odświeżona postanowiła wyjść na zewnątrz. 

Gdy chwiejnym krokiem stanęła na małym balkonie z wrażenia zaparło jej dech i odruchowo cofnęła się. Była w tym samym lesie ale w takiej jego części, że przedtem nie mogła jej dojrzeć. Choć nie mogła w to uwierzyć stała właśnie wśród soczyście zielonych koron drzew a jak okiem sięgnąć widziała takie same balkony jak ten na którym stała, połączone wiszącymi kładkami.  Odwróciła się powoli i zobaczyła, że jej mały pokój, pewnie podobnie jak wiele innych został urządzony w jednym z konarów ogromnego drzewa. Na niektórych pniach zbudowano małe domki, które kojarzyły się Arien z ptasimi gniazdami. Wiatr delikatnie wprawiał w ruch zwisające zewsząd pnącza pokryte drobnymi, żółtymi kwiatkami. Gdzieś rozległ się świst i po chwili zobaczyła jak ktoś zsuwa się po linie zawieszonej pomiędzy jednym a drugim drzewem po czym ląduje na platformie podtrzymywanej przez klika gałęzi, gdzie zebrała się grupka ludzi zajmujących się codziennymi sprawami. Mimo panującego wesołego gwaru panował tu spokój. Wychyliła się poza barierkę i ponownie się cofnęła.

- Prawidłowa reakcja- usłyszała śmiejącego się Carneya, który właśnie stanął obok niej. Dopiero teraz, po zdawałoby się największym zamieszaniu mogła mu się dobrze przyjżeć. Twarz o wyraźnych rysach, okalające ją ciemnoblond włosy, zielone oczy w których widać radosne ogniki, nad pełnymi ustami ma niewyraźną bliznę. – Parę osób nie uważało no i nie skończyli najlepiej- oznajmił zerkając w przepaść pod nimi.
- Ostrożność przede wszystkim- dodała nerwowym głosem.- Możesz mi powiedzieć z łaski swojej co tak właściwie się stało?- spytała z wyrzutem.
- No cóż…- Carney nerwowo przeczesał ręką włosy.- Tak właściwie to wszystko przeze mnie. Arterianie mają pewien system komunikacji i zanim tu się zjawisz musisz odpowiednio wcześniej o tym powiadomić, zostawiając w  jednej ze skrytek wiadomość. Sama wiesz, że mieliśmy mało czasu i jakoś tak wyszło… Na jednym z posterunków ktoś zobaczył jak się zbliżamy, mnie rozpoznali a ciebie nie więc stwierdzili że pod przymusem wyjawiłem miejsce kryjówki i postanowili jakoś temu zaradzić. Grot strzałki która Cię ugodziła był nasączony środkiem nasennym, czas gdy spałaś zostałby poświęcony na podjęcie decyzji co też z tobą zrobić. Było ciężko ale jakoś udało mi się ich przekonać, że nie stanowisz większego zagrożenia.
- Czyli znowu uratowałeś mi życie- stwierdziła odgarniając z oczu zabłąkany kosmyk kasztanowych włosów.

- No właśnie niekoniecznie. Wbrew propagandzie szerzonej przez królową Arterianie nie zabijają kogo popadnie.- gdy zobaczył jej pytające spojrzenie ciągnął dalej.- Nasza przywódczyni ma pewien dar, mianowicie umie wymazywać pamięć i jak komuś już wykasuje wspomnienia, które mogłyby nam zaszkodzić porzucamy go jak najdalej stąd.
- Ty, ja i jeszcze ta wasza przywódczyni. Musisz przyznać, że całkiem niezłe z nas zbiorowisko dziwaków.
- Uwierz mi to dopiero początek i jeszcze nie wszystkich…- jego wypowiedź przerwał nagły huk gdzieś na niższym poziomie-… zdarzyłaś poznać.- dodał z rozbawieniem i pociągnął ją za sobą do miejsca gdzie z liny nad nimi  zwisało kilkanaście pętli i podał jej jedną.
- Co to jest?- spytała zdezorientowana.
- Tutejszy środek lokomocji- odparł rozbawiony i włożył  stopę w pętlę a ręka mocno chwycił liny po czym bez słowa zsunął na niższy poziom podniebnego miasta.  Oniemiała wpatrywała się przez chwilę w miejsce gdzie z oczu zniknął jej Carney po czym z wahaniem poszła w jego ślady. Rozwiane włosy, przyspieszone bicie serca i przede wszystkim niesamowite uczucie wolności. Choć wszystko trwa zaledwie kilka sekund nie mogła doczekać się kiedy to powtórzy. Niepewnie wylądowała obok swojego przyjaciela przed drzwiami spod których wydobywały się smugi dymu.

  - Czemu nic nie robisz?- spytała piskliwym głosem zdziwiona brakiem reakcji.- Komuś mogło się coś stać?!- kontynuowała coraz bardziej zła.- Czemu rżysz?!- wybucha gdy zobaczyła jak jej towarzysz robi się coraz bardziej czerwony od duszonego śmiechu.
- To tutaj… codzienność- udało mu się wydusić pomiędzy jedną a drugą salwą śmiechu i pokazał, żeby chwilę poczekała. Ułamki sekundy później drzwi się otworzyły i z oparów dymu wyszła jakaś postać. Niska dziewczyna o krótkich i ogniście rudych włosach machała jak szalona starając się rozpędzić szare opary.
- Ekhem- odchrząknął Carney usiłując przybrać poważny wyraz twarzy na co dziewczyna odwróciła się niezdarnie i szybko doprowadziła do lądu rozczochrane włosy.- Pozwól, że Ci kogoś przedstawię. Arien to jest Gail, najbardziej wybuchowa dziewczyna wśród nas- puścił porozumiewawczo oczko do rudowłosej.
- Ej tylko bez takich- szturchnęła go po przyjacielsku.- Fajnie, że w końcu mogę Cię poznać.- uśmiechnęła się do Arien i energicznie potrząsneła jej dłoń.- I wcale nie jestem taka wybuchowa jak on twierdzi, osobiście wolę określenie złota rączka ewentualnie wynalazca.
- Aż boję się pomyśleć jak mnie tu nazywacie.
- Żywiołowa panienka- wzruszył ramionami chłopak jakby było to coś oczywistego.

- Myślałam, że wyraziłam się jasno- odezwał się ktoś niskim kobiecym głosem. Za nimi stała wysoka kobieta w podeszłym wieku,  o ciemnych włosach przetykanych gdzieniegdzie pasmami siwizny. Była ubrana po męsku a jej spojrzenie miotało takie piorunu, że Arien miała ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie .- Miałeś ją przyprowadzić do mnie gdy tylko się obudzi a później trzymać ją pod kluczem. Na przyszłość róbcie to o co was proszę- nakazała po czym odwróciła się i powoli odeszła. Zdezorientowana Arien spojrzała na swoich towarzyszy a Carney pokazał jej gestem, żeby poszła za nieznajomą wiec tak też zrobiła.
- Nazywam się Irvette i jestem przywódczynią Arterian- oznajmiła krótko gdy dziewczyna zrównała się z nią na schodach oplatających pień drzewa, po czym weszła do jakiegoś pomieszczenia i pokazał dziewczynie żeby usiadła.- Na początku chcę żebyś wiedział, że nie wierzę w jakieś bzdurne przepowiednie.- oznajmiła bez zbędnych ceregieli i rozsiadła się wygodnie na fotelu.- Pozostali z jakiś powodów uważają te kilka linijek tekstu wątpliwego pochodzenia za pewnik. Tak czy inaczej możesz się nam przydać ze względu na swoje moce. Od lat próbujemy przetrwać nie zwracając na siebie zbytniej uwagi, wyczekując chwili kiedy będziemy dostatecznie silni aby  stanąć do walki i nie pozwolę, żeby ktoś taki jak ty zniweczył nasze wysiłki. Czy wyrażam się jasno?- spytała mierząc ją spojrzeniem lodowo błękitnych oczu.

- Oczywiście- odparła piskliwym głosem Arien.- Tylko skąd pewność, że mam ochotę wam pomóc?- spytała zastanawiając się kogo tak naprawdę próbuje oszukać.
- Na razie to wszystko- oznajmiła zabierając się do przeglądania jakiś papierzysk.- Możesz już iść- dodała kiedy zorientowała się, że dziewczyna nadal siedzi obok niej. Arien wstała powoli cała odrętwiała a kiedy wyszła na zewnątrz osunęła  się ciężko na ziemię. Takiego przyjęcia się nie spodziewała. Oczywiście nie liczyła na powitanie godne królów, wiwaty, przyjęcia czy inne cuda ale chłód bijący od kobiety... W jakimś stopniu ją rozumiała, z tego co wywnioskowała całe życie poświęciła temu aby pewnego dnia Silmearda była wolna od prześladowań. Sama miała nadzieje żyć w takim świecie. Zdezorientowana schowała twarz w dłoniach. Przypomniała sobie coś, co w czasie jednej z rozmów powiedział jej Gawain „Ci, którzy chcą władzy i ją osiągają, żyją w ciągłym strachu, że ją stracą”*. Najwyraźniej coś w tym jest bo przecież na przestrzeni wieków można znaleźć sporo podobnych przypadków.

- Widzę, że już poznałaś Irvette- odezwał się do niej ktoś znajomym głosem. Podniosła wzrok i zamarła. Te same czarne zmierzwione włosy, dobrze zbudowana sylwetka ale teraz mogła zobaczyć jego twarz. Postać z dziwnego snu, wizji sprzed kilku dni. Uśmiechał się do niej ciepło a w brązowych oczach jarzyła się ciekawość. Jakaś jej cześć zarejestrowała, że był ubrany tak samo jak w jej śnie
- Ja cie znam- w swoim głosie usłyszała niepewność.
- Nareszcie się spotykamy. Mam na imie Nathaniel ale jeśli chcesz możesz mówić Nate.- chwyciła skierowaną w jej kierunku dłoń i wstała trochę za szybko tak, że niechcący wpadła na niego.
- Przepraszam- zmieszana zaczęła wpatrywać się w czubki butów.
- Nie masz za co. Przejdziemy się?- spytał z ledwie wyczuwalną nadzieją w głosie na co Arien potakująco kiwnęła głową. W ciszy, która o dziwo nie ciążyła dziewczynie dotarli do najwyższego poziomu, gdzie usiedli na ławce wciśniętej pomiędzy konary. Z tej wysokości widzieli wszystko ale ich zasłaniała zasłona z wszechobecnego w tym miejscu kwiecistego bluszczu.
- Jak ty to zrobiłeś?- spytała.

-Jak znalazłem się w swoim śnie? Dobre pytanie. W sumie sam nie wiem. Ten dar ma w mojej rodzinie zawsze jedna osoba z pokolenia ale z posługiwaniem się nim jest… Chodzi o to, że nie zawsze działa. Możemy być niesamowicie skupieni na danej osobie, na tym co chcemy jej przekazać ale nie zawsze efekt jest taki jak byśmy tego chcieli. Poza tym jest dosyć dziwny warunek, ta druga osoba musi spać. Nawet nie liczę ile razy próbowałem z tobą w ten sposób hmm… porozmawiać.
- Uwierz mi coś o tym wiem.  To znaczy o bezowocnych próbach. Na początku siałam niemałe zniszczenie- oznajmiła z przekąsem na co Nate wybuchnął śmiechem.- No co sam powiedziałeś że tobie też nie wszystko się udaje- dodała naburmuszona.
- Przepraszam, nie chciałem cię rozgniewać. Wychodzi na to, że razem z Gail możecie zrównać to miejsce z ziemią- stwierdził żartobliwie na co Arien uderzyła go mocno w ramię.- No co przecież to prawda- ciągnął dalej drażniąc się z nią. - Dobra już nie będę- odparł szybko gdy zobaczył że dziewczyna bierze kolejny zamach.- Sama byłaś dzisiaj świadkiem jej nieudanego eksperymentu ale mimo, że czasami coś niszczy to tak naprawdę dzięki jej odkryciom i wynalazkom życie tutaj stało się tutaj dużo łatwiejsze.

- Więc jesteś telepatą?
- Niezupełnie…
- To proste, jesteś albo nie.
- Nie zawsze wszystko jest czarne lub białe- no to zawiało chłodem,
- Może i masz rację.- miała wielką ochotę spytać czy przypadkiem nie cierpi na rozdwojenie jaźni skoro w ciągu kilku chwil tak mocno zmieniał mu się nastrój.- Nie chę tego, tej odpowiedzialności. Boję się, że mogę wszystko zniszczyć, przecież tak mało wiem…
- Jeszcze wszystko przed tobą. Poza tym znasz przecież przepowiednię- zmarszczył brwi nie wiedząc o co chodzi dziewczynie.
- I co z tego? Owszem, znam jej treść ale jak ma do tego dojść, co wydarzy się w między czasie to pozostaje zagadką. Ktoś mi kiedyś powiedział, że przeznaczenia nie da się uniknąć ono i tak nas dosięgnie- stwierdziła ze smutkiem.- Co ma być to będzie. Zresztą co to ma za znaczenie?
- Wszystko ma swoje znaczenie, nawet twoje imię.-oznajmił tajemniczo.

- A tobie o co znowu chodzi?- spytał zmęczona już jego tajemniczymi wypowiedziami.
- Arien znaczy srebrna a srebro jest metalem księżycowym łączącym się z tajemnymi mocami- zabawnie poruszył brwiami.- Jest też uważane za symbol ludzi, którzy są jak tarcza i za wszelką cenę chcą chronić innych. Takie osoby doszukują się dobra w innych, niezależnie od tego czy są oni bogaci czy biedni i podobno ich intuicja jest niezawodna. Więc sama widzisz, że nie masz się o co martwić.- delikatnie ujął jej dłoń.- Wszystko będzie dobrze- dodał ze stanowczością wolną ręką dotykając jej zarumienionego  policzka.
- Za dużo sobie pozwalasz- oznajmiła odtrącając jego dłoń i zostawiając ze zdezorientowaną miną.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.

Mam mieszane uczucia co do tego rozdziału, nie jest zły ale mógłby być zdecydowanie lepszy. Przynajmniej według mnie. Za wszystkie błędy i powtórzenia przepraszam ale nie miałam już siły ich poprawiać, szczególnie po tym jak część rozdziału skasowałam przez własną głupotę i musiałam pisać ją od nowa.

A  niedzielę, tak w ramach mikołajek, zapraszam was <<tutaj>>, gdzie do pomiędzy 15 a 16 pojawi się prolog mojego kolejnego opowiadania. Tym razem siatkarskiego. Znowu :P
*Cytat pochodzi z książki „Niezgodna” V.  Roth

Do następnego,
Artis