sobota, 27 lutego 2016

Rozdział 19 "Zatoka snów"



             Stałam na leśnej polanie otoczonej drzewami, z których gałęzi zwisały pnącza pokryte drobnymi czerwonymi kwiatkami. Soczyście zielona trawa łaskotała moje bose stopy, kiedy szłam w stronę płaskiego jak stół kamienia, znajdującego się w cieniu, aby na nim usiąść.  Przez splecone gałęzie przebijały się słoneczne promienie sprawiając, że porozrzucane wokół drobne kamienie lśniły. Podniosłam jeden z nich i okazało się, że z takiego samego został zrobiony mój naszyjnik. Z zamkniętymi oczami wzięłam głęboki wdech napawając się słodką wonią rozsiewaną przez otaczającą ją roślinność. Po drugiej stronie potoku spokojnie pasła się sarna, która nagle zadarła głowę i niespokojnie zastrzygła uszami, po czym zniknęła wśród drzew.
Poczułam jak obejmują mnie silne ramiona.

- Gdzie my jesteśmy?- Spytałam Nate’a, który usiadł obok a mnie ogarnęło dziwne uczucie niepokoju.
-W bezpiecznym miejscu, z dala od wszelkich trosk.- Powiedział trąc mnie nosem w zagłębienie szyi.
- Bądź przez chwilę poważny.  Muszę spotkać się z resztą, jeszcze tyloma sprawami trzeba się zająć- Próbowałam się skupić, co było trudne, bo właśnie zsunął mi odrobinę suknie i całował nagie ramię.
- Wszystko będzie dobrze. Powiedz, gdzie właściwie ma się odbyć bitwa? Co ze strategią? A może macie w zanadrzu jakąś tajną broń?- Poczucie, że coś jest zdecydowanie nie tak jak powinno sięgnęło zenitu. I nie chodzi o to, że przecież Nate dobrze wiedział, że o ile to możliwe, Arterianie chcą uniknąć rozlewu krwi. Ostatnie zdanie z tym „macie”, jakby nie był po naszej stronie.
- Co się dzieje?- Próbowałam wyrwać z uścisku, który jeszcze przed chwilą był czuły a teraz stał się niemal bolesny.
- Powiedz wszystko, co wiesz- jego głos sprawił, że miałam ochotę wiać gdzie pieprz rośnie i wtedy jego twarz wykrzywił upiorny wyraz a oczy zaszły jednolitą czernią.
- Nie!

Ocknęła się gwałtownie, lecz nie z krzykiem. Czuła się jak jedna z tych osób będąca na skraju śmierci, ale jednak powracających do życia i w pierwszej chwili łakomie chwytających powietrze. Przez kilka dni przetrzymywano ją w ciemne celi, więc miękkie światło rzucane na kamienne ściany stanowiło mocny kontrast. Była całkowicie unieruchomiona tak, że nie mogła nawet poruszyć głową, ale zdołała wybadać palcami, że leży na czymś zrobionym ze źle oheblowanego drewna.  W polu widzenia pojawiła się niewyraźna twarz okolona czarnymi włosami podtrzymywanymi przez złotą koronę. Zamrugała, ale wszystko nadal było spowite lekką mgłą.

- Tym razem udało Ci się, ale w pewnym momencie nie wytrzymasz i wszystko mi wyśpiewasz.- Nathira przyglądała się Arien ze złośliwą satysfakcją.- Kamień piekielny. Zabawne jest to, że jako zwykły kamień jest naprawdę piękny.- Zamachała płóciennym woreczkiem przed twarzą dziewczyny.- Ale jeśli się go sproszkuje i podda działaniu odpowiednich zaklęć może dać więcej niż tortury.- Mówiąc to wzięła w palce odrobinę opalizującego na czarno proszku i zaczęła znaczyć nim jej ramiona tak, że miała wrażenie jakby obłożono je ogniem.- Osobiście lubię też wykorzystywać go do wywoływania halucynacji- wyszeptała Arien do ucha. Ostatnie, co zobaczyła, zanim ponownie straciła przytomność, to ptak o soczyście zielonych skrzydłach.


*

Znowu była w mrocznej celi. Sen, który byłby, choć chwilowym wytchnieniem od cierpienia uparcie nie nadchodził. Drzwi zaskrzypiały przeraźliwie, gdy wszedł ten, którego do niedawna miała za przyjaciela.
- Chciałeś chronić Orube, swoją córeczkę prawda? Dlatego to zrobiłeś?- Spytała Hagena, który przyklęknął przed nią, przez co nie musiała podnosić wzroku, żeby go zobaczyć.- Taki był… jest powód?
- To był mój cel, ale powody były inne. Wiele lat temu patrzyłem jak moja siostra rozpacza.- Arien czuła się jakby zaraz miała stracić przytomność, ale dostrzegła malujący się na twarzy mężczyzny ból.- To było jeszcze zanim dołączyliśmy do Arterian. Handlowaliśmy wełną i właśnie wracaliśmy z dłuższej podróży. Już z daleka zobaczyliśmy unoszący się nad naszą wioską dym. Królowa była przekonana, że nasza małą ojczyzna skrywa rebeliantów i postanowiła zrównać ją z ziemią. Wszystkich mieszkańców zamknęła w drewnianej stodole i kazała spalić, jako chory rodzaj ostrzeżenia. Ledwo powstrzymałem Irvette przed skoczeniem w ogień, która po tym zdarzeniu poprzysięgła obalić Nathirę choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką zrobi. Dlatego podchodzi do ciebie z taką rezerwą, bo boi się, iż zniszczysz jej owoce jej wieloletniej pracy. Straciła męża i syna, to jak cierpiała po ich utracie… nie chciałem przechodzić przez to samo.- Przez chwilę przyglądał jej się niemo błagając o przebaczenie.- Pewnie nigdy mi nie wybaczysz, ale musisz wiedzieć, że żałuję i nie wszystko stało się za moją zgodą. - Powiedział podciągając mankiet koszuli aż po zgięcie łokcia gdzie widniała wytatuowana potrójna spirala.- Chciałbym Ci powiedzieć więcej, ale nie mogę, nie wiem, jak ale spróbuję wszystko naprawić. Gdy będzie już po wszystkim przeproś wszystkich odemnie


*

Arterianie wbrew szerzonej przez samozwańczą królową propagandzie nie byli żadnymi krwi potworami. I choć zdawali sobie sprawę, że bezkrwawa detronizacja jest niemożliwa za wszelką cenę chcieli uniknąć bitw, w trakcie, której mogły zginąć setki o ile nie tysiące niewinnych. Pomimo to od kilku tygodni przygotowywali się odpowiednio. Podczas gdy Carney i Sottile pomagali Gail przy udoskonalaniu wytworzonej przez niej broń Irvette i Nathaniel rozpracowywali plany tuneli bod zamkiem, gdzie jak sądzili była przetrzymywana Arien. Na rogu stołu przysiadł ptaszek o zabarwionych na zielono, wokół którego powietrze zawirowało różnymi odcieniami zieloni tak, że po chwili stał przed nim Ghob.  Chłopak miał już powiedzieć coś w stylu, że to całkiem przydatna umiejętność, gdy zobaczył minę pana ziemi.
- Jest gorzej niż myślałem- powiedział siadając na krześle.
- Naprawdę? Porwali ją, więc oświeć mnie proszę, co może być gorszego.- Spytała nieco bardziej zjadliwym tonem niż zwykle Irvette.
- Torturują ją przy użyciu Lapis Infernalis, Kamienia Piekielnego.

*

Delikatny błękit połyskujący srebrnymi refleksami. Niepozorny kawałek skały o wielu właściwościach magicznych. Damon i Stefan Salvtore, jego wujowie -dzięki pierścieniom, w których został osadzony Lapis Lazuli- w przeciwieństwie do innych wampirów, mogli bez przeszkód poruszać się za dnia a teraz był wykorzystywany przeciwko Arien.
- Chyba wolałam jak się wściekałeś- Gail usiadła obok niego.- Wtedy było wiadomo, co się z tobą dzieje. Teraz jesteś niesamowicie spokojny i jeśli mam być z tobą szczera zaczynasz mnie przerażać.
- Sam siebie przerażam- powoli obracał w palcach jakiś przedmiot.- ludzie zastanawiają się nad różnym sprawami. Wyobrażają sobie jak będą wyglądać ważne chwile w ich życiu i te mniej przyjemne, ale czegoś takiego, co się dzieje teraz z Arien naprawdę nie byłem w stanie…- szczękę zacisnął tak mocno, że Gail miała wrażenie jakby miała zaraz popękać.- Nie spodziewałam się, że to powiem, ale lepiej by było, żeby wróciła do nas ciężko ranna, bo to, co może się stać z jej umysłem jest chyba jeszcze gorsze.

- Masz rację, ale jak to wszystko się skończy nic nie będzie takie jak dawniej- powiedziała z nieobecnym wzrokiem.- To tylko trzy dni i Carney w końcu coś wykombinował- oznajmiła wstając i ciągnąc go za sobą.

*

- Nie możemy zostawić wszystkiego na ostatnią chwilę!- Nate nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał.
- To nie była łatwa decyzja, ale uwierz mi to najbezpieczniejsze wyjście.- Carney starł się sprawiać wrażenie opanowanego, choć było wręcz przeciwnie.- Arien jest przetrzymywana w północnej części lochów- chłopak wskazał odpowiednie miejsce na naszkicowanych wcześniej planach.- Jakieś sto metrów od nieużywanego wejścia.
- Które jest, co prawda zakratowane ale i z tym sobie poradzimy, prawda Gail?- spytała Sottile dziewczyny, którą intensywnie coś mieszała.- Co ty właściwie robisz?
- Coś, co nam pomoże- pokazała jej język- i jest skuteczniejsze od dynamitu a co równie ważne robi mniej hałasu.

- Dalej nie rozumiem, dlaczego nie możemy wyruszyć teraz. Nie mamy nawet pewności, że się uda a gdybyśmy wyruszyli zaraz i coś poszłoby nie tak można by spróbować jeszcze raz!
- Wcale nie- Glob położył mu rękę na ramieniu starając się dodać mu otuchy.- Wtedy zorientowaliby się w naszych planach i nic nie stałoby na przeszkodzie, żeby ją zabić.
- Więc chcecie ją odbić w ostatniej chwili a na dodatek Arien ma odprawić jeszcze ten dziwny rytuał- zgromadzeni pokiwali potwierdzająco głową.- W takim razie wytłumaczcie mi proszę jak ma jej się to udać skoro będzie osłabiona po tym, co jej w TEJ chwili robią?- Ostatnie słowa zawisły w powietrzu a dotąd wręcz wyczuwalna pewność gdzieś się ulotniła.- Tak myślałem.- Wstał i wyszedł na zewnątrz, gdzie księżyc spowijał świat delikatnym blaskiem.
- Nate! Poczekaj- Sottile dogoniła go, ale była lekko zziajana.- Wiem, że może trudno ci w to uwierzyć, ale wszystko będzie dobrze- próbowała go objąć, ale się cofnął.

- Nie wydaje mi się, żebyś zachowywała się tak spokojnie gdyby chodziło o Carneya.- Chłopak poczuł mglisty cień satysfakcji, gdy zobaczył malujące się na twarzy dziewczyny zaskoczenie, ale jednocześnie poczuł wyrzuty sumienia.- Przepraszam, nie chciałem Cię urazić.
- Owszem chciałeś, chciałeś, aby ktoś poczuł, choć namiastkę tego, co teraz odczuwasz, ale nie mam ci tego za złe. Jak sam powiedziałeś pewnie zachowywałabym się podobnie. Tylko nie zdawałam sobie sprawy, że moje uczucia do niego są aż tak oczywiste- dziewczyna poprawiła zielony kosmyk uparcie opadający jej na twarz.- Obiecasz mi coś?
- To zależy, o co chcesz mnie prosić.

- Nie zrób nic głupiego. Ona jest silna i uparta, więc na pewno wytrzyma. To całe czekanie nie jest dla nikogo z nas łatwe. Arien dla każdego znaczy coś innego. Dla Arterian jest na dzieją na wolność, dla mnie i paru innych jest przyjaciółką a dla ciebie kimś, z kim chciałbyś spędzić resztę życia.- Sottile przerwała i przez chwilę przyglądała się Nathanielowi w milczeniu.- Osobiście lubię myśleć, że moje dobre myśli w jakiś sposób dodają jej sił, więc może spróbuj przesłać jej trochę pozytywnych wibracji.
- Zdajesz sobie sprawę, że brzmisz trochę jak wariatka?- Spytał, na co ta tylko przewróciła oczami.- Myślę, że mogę coś z tym to zrobić.
- I takie nastawienie mi się podoba- objęła go z myślą, że człowiek nie jest w stanie sobie wyobrazić sobie jak wiele może znieść dopóki nie dotknie go najgorsze.

*

Arien wstała powoli, słabymi palcami przytrzymując się kamieni. Lewe oko miała lekko opuchnięte, niepamiętała nawet, dlaczego. Być może zwyczajnie upadła a co bardziej prawdopodobne było to dzieło królowej Nathiry, która nie była w stanie uwierzyć, że nie wie nic o planach Arterian. Prawda była taka, że kiedy Hagen porwał ją takowe dopiero tworzyły się. Jedyne, czego byli pewni to tego, że muszą udać się do Zatoki Snów, gdzie miała na nowo ustabilizować zasłonę oddzielającą światy.
Zaciągnęła się zapachami zwiastującymi nadejście lata a dźwięki budzącego się dnia tym razem nie przyniosły ulgi, lecz niepokój. Wieczorem, gdy na wzgórzach ludzie zapalą święte ogniska Beltane, rozstrzygnie się los znanego jej świata.

Nie wie, kiedy ale w którymś momencie zasypia i budzi ją charakterystyczny dźwięk przekręcania klucza na ile to możliwe z poziomu podłogi w niewielkim zakratowanym okienku w drzwiach dostrzega Hagena. Powoli przestawała rozróżniać, co jest jawą a co snem, ale miała wrażenie, że smutno się uśmiecha a potem lekko uchyla drzwi, co wydaje się już całkiem bez sensu. Zwinęła się w kłębek starając się odciąć od hałasu sączącego się z korytarza. Kilka sekund później, może minut, godzin poczuła, że lata.
- Proszę wytrzymaj- ledwo słyszalna prośba, przepełniona desperacją. Znała go, choć nie potrafiła powiedzieć skąd. Wkońcu otworzyła oczy.
- Nate?- W jej głosie dało się wyczuć niepewność.- Wiedziałam, że przyjdziesz- powiedziała dotykając jego policzka.- Wszystko będzie dobrze prawda?- W odpowiedzi pokiwał głową a w jego zielonych oczach dostrzegła wyraz niezmierzonej ulgi.

*

- Jeszcze raz, jak mnie odbiliście?- Spytała Arien sącząc z bukłaka napar leczniczych ziół. Od kilku godzin zmierzali w kierunku Zatoki Snów. Choć umysł się jej przejaśniał nadal czuła się słabo wiec ze względów bezpieczeństwa jechała z Nathanielem na jednym koniu.
- Wykorzystaliśmy plany podziemi zamku, ale dokładnie wiedzieliśmy gdzie Cię szukać, bo wśród zamkowej służby Arterianie mają szpiega. Dla bezpieczeństwa była nas tylko piątka, znaleźliśmy wejście do lochów i byliśmy trochę… zaskoczeni. Przygotowywaliśmy się na walkę, ale prócz strażników na końcu korytarza nie było nikogo, kompletna pustka a na dodatek okazało się, że drzwi twojej celi są otwarte.
- To Hagen- wyrwało jej się.
- Czyli tak jak myślałem, to nie był przypadek.
- To by znaczyło, że królowa chciała żeby się wam udało. Tylko, dlaczego, musi mieć jakiś cel- poczuła jak chłopak się napina.- Jest coś jeszcze, prawda? Dowiedzieliście się czegoś?- Jej towarzysz milczał. -Nate.- Starała się, żeby jej głos zabrzmiał stanowczo.

- Królewski archiwista odkrył pewne dokumenty, w których jest mowa o zakazanych magicznych praktykach.- Czuła, że się waha.- Jest tam opisana pewna historia. Kilka tysięcy lat temu sabat kapłanek zebrał się w noc Bełtane, aby uczcić nadejście lata. Jedna z nich, posiadająca najwyższą moc, miała odprawić ceremonię oddający cześć czterem żywiołom. Ta, którą uważała za swoją najbliższa przyjaciółkę zazdrosna o jej władzę przebiła jej serce rytualnym sztyletem posiadając jednocześnie jej moc.
- Myślisz, że to samo chce zrobić ze mną?
- Chciałbym móc Ci powiedzieć nie, ale wiesz, że byłoby to kłamstwo. Nie bój się, masz mnie a ja nie pozwolę, żeby stała ci się krzywda- spojrzała na niego przez ramię tak, że pocałował ją delikatnie.
- Na przyjemności czas będzie później teraz musimy się zająć czymś innym- zaśmiała się, kiedy Nate wydał jęk zawodu.
- Wykończysz mnie kobieto. No, ale jak to mówią najpierw obowiązki dopiero potem zabawa.
- Co z resztą? Gdzie są, co robią?

- Gail została w Cera Der wen, stwierdziła i choć ją lubię to musze się z nią zgodzić, że z jej „umiejętnościami” walki prędzej by nam zaszkodziła niż pomogła. Carney, Irvette i Sottile dowodzą ludźmi mającymi chronić dojście do groty a Ghob… któż to wie, z nim nigdy nic nie jest pewne.

Dalsza droga upłynęła im w ciszy przerywanej, krótkimi wymianami zdań z kilkoma towarzyszącymi im osobami. Po drodze mijali nieliczne wioski, których niczego nieświadomi mieszkańcy szykowali się do obchodów Beltane. Jednak, gdy ich mijali ci pospiesznie schodzili im z drogi. Mało brakowało a stratowaliby małą dziewczynkę, która przyglądała im się zaciekawiona i podeszła bliżej. Gdy jechali przez puszczę dobiegły ich niewyraźne odgłosy bitwy. Nate zaklął pod nosem i o ile to możliwe jeszcze bardziej przyspieszył. Gdy wypadli nad otwartą przestrzeń wrzosowiska zaparło im dech w piersiach. Na lewo od nich setki ludzi walczyło przeciwko sobie w straszliwej bitwie. Szczęk oręża rozdzierał nadmorskie powietrze a Arien krajało się serce na widok Arterian powoli spychanych przez wroga ku urwisku. W pewnym momencie ich rumak stracił grunt pod nogami i oboje boleśnie spadli z jego grzbietu przetaczając się kilka metrów dalej. Zerwała się z ziemi w tej samej chwili, co jej towarzysz, kątem oka zauważając wbitą w bok konia strzałę. Ślizgając się po wilgotnych kamieniach zaczęli zbiegać w kierunku plaży i wtedy Arien odwróciła się w kierunku, z którego przyszli. Opadła na kolana i zagłębiła palce w żyznej ziemi szepcząc zaklęcie, którego nauczyła się na Avalon. Obserwowała jak od jej dłoni rozchodzą się tysiące linii, które oplatały i unieruchamiały zarówno tych, których nazywa przyjaciółmi jak i wrogami. Broń każdego z nich rozpada się w pył, nikt z nich nie zasługiwał na śmierć.

Arien, co ty wyprawiasz?! Usłyszała mentalny protest Carneya.
Ciebie też miło widzieć, to znaczy słyszeć. Posłała mu krótką odpowiedź i poczuła jak się śmieje, gdy Nate poderwał ją z ziemi. Rozbryzgując wodę dobiegli do zacumowanej na płyciźnie łódki. Chłopak, czym prędzej chwycił za wiosła, ale Arien miała inny pomysł. Wychyliła się trochę za burtę i zanurzyła w wodzie obie dłonie a już po chwili wytworzyły się prądy, które bez problemu przeprowadziły ich pod wapiennym łukiem przywodzącym na myśl okno. Kiedy wpłynęli do kamiennego tunelu wszystko ucichło jakby ktoś zamknął za nimi drzwi odcinając od zewnętrznego świata. Dopiero, kiedy dobili do wydrążonych w wapieniu schodków odważyła się rozejrzeć. Woda wyglądała jakby ktoś ją podświetlał od spodu a nad nimi zwisały setki ostrych stalaktytów.
- Gotowa?- Spojrzała na Natea, który pomógł wyjść jej na brzeg. Starał się uśmiechnąć pocieszająco, ale wyszedł z tego dziwny grymas. Nie, nie była gotowa, ale w tej chwili nie miało to znaczenia.
Ich kroki niosły się echem po kamiennym korytarzu aż weszli do nisko sklepionej jaskini, przez którą przepływał niewielki strumień. Arien zamarła, ale nie, dlatego, że była pod wrażeniem piękna tego miejsca. W centralnym punkcie znajdował się krystalicznie przejrzysty kamień, dookoła którego zasiadało pięć istot, w tym ta, której nigdy nie spotkała, ale z oczywistych powodów jedna była dla niej szczególnie ważna.

- Tylko nie rób nic głupiego- w głosie Natea dało się wyczuć nutkę niepokoju. A więc ty też ją rozpoznałeś. Pomyślała. Jej matka, podobnie jak reszta, miała zamknięte oczy jakby spała, splecione, smukłe dłonie spoczywały na kolanach. Rude pukle były częściowo skryte pod kapturem szafirowej szaty o złotych wykończeniach.
- Powinnaś posłuchać chłopaka- z cienia wyłoniła się królowa Nathira, za którą niepewnie stąpał Hagen. Przed kobietą w powietrzu unosiła się prosty, szklany przedmiot wypełniony połyskliwą zieloną substancją. Z cynicznym uśmiechem zrobiła nieznaczny ruch ręką i w krąg światła, utworzony z umieszczonych w kamiennych niszach świec, wkroczyły cztery osoby. Trzy kobiety i jeden mężczyzna. W tej chwili poczuła niepewność i pierwsze oznaki paniki. Od Nathaniela wiedziała, że Arterianie, podczas gdy była uwięziona w lochach zamku nie próżnowali i poczynili niezbędne przygotowania do rytuału, który miała odprawić. Odnaleźli cztery osoby, z których każda miała pieczę nad jednym z żywiołów a które miały utworzyć ochronny krąg, podczas gdy ona miała odprawić rytuał scalający zasłonę między światami.

Dopiero, gdy rozpoznała wśród nich Raven, dziewczynę, którą poznała podczas swojego pobytu na Avalon a która władała powietrzem dostrzegła jeszcze dwie rzeczy. Zorientowała się, że ściany jaskini pokrywa świetlista sieć pęknięć, z których wydobywają się bezcielesne duchy ulatujące ku znajdującemu się wysoko nad ich głowami otworze w sklepieniu. Jednak nie wszystkie. Zjawy, podobne do tych, które zaatakowały ją i jej przyjaciół kilka tygodni wcześniej w Dolinie Przeklętych, zaciskały bezcielesne dłonie na szyjach swoich zakładników. 
- Chyba nie muszę mówić, co się stanie jeśli…
- Zabijesz wszystkich, na których mi kiedykolwiek zależało?- Nie bardzo zastanawiając się, co robi przerwała królowej i poczuła jak Nate ściska jej ostrzegawczo dłoń. Ku własnemu zaskoczeniu dostrzegła w spojrzeniu kobiety błysk uznania.
- Jednak nie jesteś aż taka głupia, za jaką, za jaką Cię miałam. Sądzę, że jednak się dogadamy.- Uśmiechnęła się, gdy Arien zrobiła krok do tyłu.

- Mogę zrobić wiele rzeczy, ale to nie jest jedna z nich- odpowiedziała cofając się powoli w kierunku cicho szemrzącego strumienia i zatrzymała się dopiero, gdy poczuła jak wilgotna mgiełka osiada na skraju jej peleryny.- Ostatnio miałam wiele czasu na przemyślenia.- Poczuła nikłe ukucie nadziei, gdy Nathira władczo zadarła podbródek.-Kilka spraw nie dawało mi spokoju. Jesteśmy rodziną, ale poza tym nigdzie nie ma śladów twojej przeszłości. Co takiego się wydarzyło, że wymazałaś wszelkie ślady po niej? A może do niczego nie doszło?  Niektórzy wstydzą się tego, kim byli, swojego pochodzenia i wielu innych rzeczy. Dla niektórych motorem działań staje się chęć zemsty na tych, którzy nie poświęcali nam wystarczającej uwagi, traktowali jak marny pył a wszelkie próby wykazania się zbywali drwiącym śmiechem.- Nathaniel obserwował jak maską samozadowolenia królowej powoli zaczyna się kruszyć, jak gdzieś pod powierzchnią gotuje się złość gotowa w końcu znaleźć swoje ujście. Po krótkiej pauzie Arien kontynuowała, tym razem nieco ciszej.- Ludzi dobrych doceniamy, ale to tych złych, ze względu na wyrządzone krzywdy, pamiętamy dłużej. Każdy się czegoś boi a ty boisz się zapomnienia. Tłamsisz innych i sprawia ci to przyjemność, bo wiesz, że nic nie mogą zrobić. Jesteś tchórzem.- Kobieta z rykiem wściekłości podniosła dłonie, z których wyłaniał się czarny dym lecący w kierunku Arien, która w ostatniej chwili odparowała atak.

Zza znajdującego się za nią strumienia wystrzeliły setki wodnych bicz, które oplotły śmiercionośną chmurę i sprawiły, że wybuchła milionami odłamków. Nathira straciła równowagę i zatoczywszy się do tyłu wpadła do ujścia strumienia znikającego w skale. Dziewczyna w ostatniej chwili ze zdziwieniem zauważyła wbity tuż pod obojczykiem kobiety sztylet. Obróciła się i ku swojemu zaskoczeniu w wejściu do jaskini zobaczyła opuszczającego rękę Carneya.
- Wszystko porządku żywiołowa panienko?- Drżącym od emocji głosem spytał Nate. Arein ledwo go usłyszała, miała wrażenie, że jest otoczona niewidzialną bańką pochłaniająco każdy dźwięk. Bardziej wyczuła niż zobaczyła, że zjawy przytrzymujące czwórkę osób władających żywiołami zniknęły w tej samej chwili, co królowa a teraz ustawiają się dookoła bezbarwnego kamienia. Wiedziała, że ma zadanie do wykonania, ale w tej chwili czuła, że musi podejść do rudowłosej kobiety.
- Mamo?- Spytała słabym głosem niepewna, czego ma oczekiwać. Przez chwilę jej powieki drżały aż powoli otworzyła oczy o dziwnie wyblakłym zielonym kolorze.
- Córeczko- uśmiechnęła się a po jej policzkach popłynęły pojedyncze łzy.- Tak wiele mam ci do powiedzenia, jest tyle rzeczy, które powinnam ci wytłumaczyć- powiedziała gładząc Arien po policzku.

- Na wszystko będzie czas…
- Nie, nie będzie. Kocham Cię.- Ledwo skończyła ona i reszta osób będących elementami magicznego tworu, dzięki którego królowa była w stanie władać magia zaczęła migotać.- Spraw, żebym była z Ciebie dumna- wszystko nagle przyspieszyło i po chwili piątka postaci rozpadła się w skrzący pył, który utworzył szalejący z niesamowitą prędkością wir wznoszący się ku sklepieniu jaskini i znikający w promieniach słońca.
Wiodąca instynktem podniosła z ziemi Klepsydrę Zaklinaczy, z którą podeszła do przejrzystej skały. Przez chwilę gładziła ją wyczuwając pulsujące ciepło aż natrafiła na niewielką szczelinę. W tej jednej chwili wiedziała, co ma zrobić. Zaczęła szeptać słowa w mowie, którą niewielu potrafiło się posługiwać. Słowa o sile, poświęceniu, wierze i tym, że nigdy nie należy się poddawać, bo zawsze jest nadzieja. Na piasku nakreśliła czteroramienną gwiazdę, w której centrum znajdowała się ona a na ramionach pozostałe osoby władające żywiołami. Ponownie podeszła do kamienia i sięgnęła po przewieszony przez plecy miecz i wsunęła go do idealnie pasującego otworu. Gdy w końcu broń napotkała opór głowica zaczęła otwierać się jak kwitnący kwiat tworząc podstawę, na której Arien umieściła klepsydrę. Najpierw poczuli wiatr, później szalejący ogień, ożywczy chłód wody i zapach żyznej ziemi. Wszyscy wpatrywali się w powstały twór aż zaczął zniknąć, jakby coś go wchłaniało aż nie zostało już nic. Czego nie widać tego nie można zniszczyć. Przemknęło jej przez myśl.
Nate patrzył zaniepokojony na Arien obserwującą znikające ze ścian szczeliny. Gdy ostatnia stała się niewidoczna odwróciła się w jego stronę i bez słowa rzuciła mu się na szyję i zaczeła płakać.

- To już koniec Nate, to już koniec.

niedziela, 14 lutego 2016

Rozdział 18 "Cisza przed burzą"


 Na początek, tak dla przypomnienia, przepowiednia z rozdziału 6

„Ćwierć wieku Silmeardą władać będzie puste naczynie, unicestwiając tych, którzy zwani są bractwem. Lecz 20 lat przed wielkim Beltane, gdy srebrny glob zrówna się z ognistą gwiazdą a zima dobiegnie końca na świat przyjdzie dziecko żywiołów zrodzone z dwóch światów, aby scalić to, co ma chronić przed ostatecznym końcem.
Gdy zapłoną ognie Bela zniewolony przyjaciel stanie się wrogiem a wojownik pozbawi życia zdrajczynię i jako prawowity dziedzic zasiądzie na tronie”


***

- Rozmowa, potrzebuję zwyczajnej rozmowy o niczym, inaczej zwariuję w tym domu wariatów!- zawołała Sottile wbiegając do archiwum zręcznie lawirując pomiędzy regałami.- Nie mów, że tobie też zaczynam działać na nerwy!- powiedziała zaglądając za następną półkę.- W ostateczności możemy razem pomilczeć. No naprawdę Arien, nie przypuszczałam, że dożyję chwili, gdy będziesz się zachowywać jak dziecko- zaśmiała się podchodząc do stojącego pod oknem stolika, na którym leżała stara książka. 
Na oparciu krzesła wisiała charakterystyczna granatowa peleryna i sztylet w skórzanym futerale, który odziedziczyła po ojcu a z którym nigdy się nie rozstawała.

- Arien?- coraz bardziej zdenerwowana zaczęła przyglądać się zniszczonemu woluminowi.. Pogładziła wystające ze środka resztki nierównego papieru wyglądające jakby ktoś w pośpiechu wyrwał kilka stron. Zdezorientowana zmarszczyła czoło, coś się nie zgadzało. Znały się z Arien krótko, ale była pewna, że dziewczyna nie zniszczyłaby w ten sposób cennego dzieła. Zawołałaby ich tutaj albo zapisała na kartce konkretne informacje, jeśli znalazłaby coś dziwnego. Napędzana poczuciem niepokoju wybiegła z archiwum potykając się o za długą suknię. Na zewnątrz wśród setek śladów ludzkich stup dostrzegła te najświeższe, kształtem i wielkością przypominające te mogące należeć do jej przyjaciółki. Poprowadziły ją na skalne urwisko, rozciągające się tuż za murami. Ślady były tu wyraźniejsze, ale było ich więcej, jakby przyszły tu przynajmniej dwie osoby. Choć to dziwnie zabrzmi sprawiały wrażenie jakby były nerwowe, z gatunku takich, które można zostawić w trakcie szarpaniny. Kątem oka zauważyła leżącą na ziemi chusteczkę. Gdy ją podniosła poczuła nieprzyjemną woń chloroformu. Przebiegła przez furtkę w murze i wpadła wprost na roześmianego Natea i Carneya.

- Sottile? Stało się coś?- spytał ten drugi z wyrazem niepokoju.
- Arien… Myślę, że ktoś ją porwał- zaczęła szlochać rejestrując jednocześnie zmianę, jaka zaszła w Nathanielu. W jednej chwili z miłego chłopaka, z którym możesz o wszystkim porozmawiać przeobraził się w wojownika.

*

Gdyby nie wiecznie opanowana Irvette niewątpliwie na wieść o zniknięciu Arien w Caer Derwen zapanowałby chaos. Nie stało się tak tylko, dlatego, że poza nią Nathanielem, Sottile, Gail i Carneyem nikt nie został w całą sprawę wtajemniczony.
- Jak to się wszystko mogło stać?- spytała przywódczyni Arterian rozcierając sobie skronie.- Jak mogliśmy dopuścić, żeby w nasze szeregi wkradł się zdrajca?
- Poczuliśmy się zdecydowanie za bezpiecznie. Ucieczkę z podniebnej kryjówki uznaliśmy za małe zwycięstwo i to uśpiło naszą czujność. To, że jest wśród nas szpieg przyjęliśmy do wiadomości, ale poza tym nie zrobiliśmy nic, aby dowiedzieć się, kto nim jest.- stwierdził Carney.
- Niektórzy stali się bardziej nerwowi i nie potrafili przejść spokojnie na drugą stronę ulicy, ale to nie wystarczyło- dodała rudowłosa Gail

- Nie patrzyliśmy w tą stronę, w którą powinniśmy.- powiedział Nate odwrócony do wszystkich plecami i obserwujący przez okno niczego nie świadomych ludzi.-  Na ziemi jest takie powiedzenie „najciemniej jest zawsze pod latarnią”.
- Co masz na myśli?- spytała Sottile ze swojego miejsca obok Carneya.
- Och myślę, że tak naprawdę każdy mniej lub bardziej przeczuwał, kto jest szpiegiem- powiedział obracając się do nich z twarzą niezdradzającą żadnych emocji- Irvette? Może nas oświecisz?
- Ja… - spuściła wzrok przygnieciona ciężarem osądzającego spojrzenia chłopaka.
- Nagle strach cię obleciał? Skoro tak to ja to powiem. Intruzem, szpiclem, kretem czy jak chcecie go sobie nazywać, jest brat obecnej tu Irvette, czyli nie kto inny jak Hagen.
- Niemożliwe!- krzyknęła Gail piskliwym głosem.

- Nie czekaj, on może mieć rację. Hagen ostatnio zachowywał się coraz dziwniej, przepadał na wiele godzin a później pojawiał się niewiadomo skąd. Próbowałem go znaleźć, ale nikt go od rana nie widział.- Carney miał taki wyraz twarzy jakby doszedł do rozwiązania wyjątkowo skomplikowanej zagadki.
- Dobrze, ale to jeszcze nie powód, żeby go oskarżać- stwierdziła Sottile spokojniejszym tonem niż inni.
- W takim razie, z łaski swojej, wytłumacz mi proszę jedną rzecz. Dobrze wiemy, że jakiś czas temu on i Arien płynęli jednym statkiem gdzie uzdrowiła jego córkę. Gwardia królowej, żeby się jej pozbyć wyrzuciła ją za burtę. Jeden problem mieli z głowy. Ale czy kiedykolwiek z was słyszał, żeby ktoś, kto korzystał z pomocy ludzi posługujących się magią nie został ukarany? No chyba nie. A ty Carney, też tam wtedy byłeś. Co się stało po tym, jak Arien wylądowała w morzu?
- Poza tym, że zabrali Hagena pod pokład nie wiem, co się z nim działo do końca rejsu. Małą Orube zajęła się jakaś starsza kobieta- chłopak zmarszczył w skupieniu brwi, ale nie mógł sobie nic przypomnieć.

- Myślałby kto, że powinieneś znać każdy najmniejszy szczegół- wszyscy zgromadzeni odwrócili się na dźwięk głosu Ghoba, który nonszalancko opierał się o futrynę drzwi.- Tak tak wiem, to było dawno bla bla bla. Po sprawie, mleko się rozlało.
- Jak możesz być taki… Nie możemy jej zostawić na pewną zrobić na pewną śmierć.- Nate znalazł się obok nowoprzybyłego w ułamku sekundy.
- Już się tym zająłem- podniósł rękę w uspokajającym geście.- Nic sam nie zdziałam i musisz mi pomóc, jak wy wszyscy.
- Kiedy? Kiedy wyruszamy?
- Musimy się przygotować no i potrzebuję trochę czasu żeby…
- Nie mamy czasu- chłopak przerwał mu i wybiegł z pokoju wprawiając w ruch zasłonę z drewnianych koralików.

*

Sottile weszła na najwyższą wieżę drewnianego zamku. Tak jak przedtem szukała towarzystwa Arien tak teraz ciała pobyć przez kilka chwil sama. Wychyliła się przez okno gdzie porywisty wiatr rozwiewał jej włosy.
- To wszystko staje się coraz bardziej pokręcone- wyszeptała cicho, gdy wyczuła, że nie jest sama.
- Dosyć oględnie to ujęłaś-stwierdził Carney, gdy stanął obok.- Myślisz, ze plan twojego ojca wypali?
- Ghob bywa szalony, ale nie naraziłby nas na zbędne niebezpieczeństwo. Mam nadzieję.
- Wszystko będzie dobrze. Musi być- uśmiechnął się ciepło zakładając jej za ucho niesforny kosmyk włosów.- Martwię się tylko o Natea. Oby nie zrobił nic głupiego.
- Może się zachowywać jak wariat, ale będzie grzeczny i nie zrobi nic, co w jakiś sposób mogłoby ją skrzywdzić, bo ją kocha.- zaśmiała się na zdezorientowaną minę Carneya.- Wy mężczyźni potraficie być naprawdę ślepi.
- No cóż bywa i tak- niechętnie przyznał jej z uśmiechem spoglądając na ich splecione dłonie.

*

Gdy się obudziła otaczała ją nieprzenikniona ciemność, którą rozpraszała księżycowa poświata wpadająca przez niewielkie, zakratowane okienko umiejscowione tuż pod sufitem. Próbowała podnieść się z zimnej kamiennej podłogi, ale zakręciło się jej w głowie i z ciężkim westchnieniem zwinęła się w kłębek. Zaczęła się zastanawiać, dlaczego akurat Hagen, którego siostra była przywódczynią Arterian, okazał się zdrajcą. Analizował niemal każde słowo, jakie wymienili ze sobą i nagle wszystko stało się jasne. Przypomniała sobie, jak mówił o tym, że po wydarzeniach na statku został wypuszczony na wolność bez żadnych konsekwencji. Kłamał albo inaczej, powiedział tylko część prawdy. Gwardia królowej musiała go czymś szantażować, ale się nie zgodził. Wtedy zabrali go do samej władczyni a ta już się postarała, żeby zmienił zdanie. Była niemal pewna, że gdyby chodziło tylko o niego ponownie by się sprzeciwił. Gdyby była na jego miejscu, co by było najważniejsze, bez czego nie mogłaby żyć, bo strata byłaby tak bolesna? Przed oczami stanęła jej twarz dziewczynki okalona blond lokami. To musiało mieć coś wspólnego z jego córką. Zamknęła oczy próbując powstrzymać napływające do nich łzy. Co się stanie z jej przyjaciółmi, z Natem, jeśli nie przeżyje? Co się stanie, gdy pod wpływem tortur wyjawi tak pilnie skrywane tajemnice rebeliantów?  Musi się stąd wydostać. Wyobraziła sobie sieć oplatającą drzwi jej celi i kiedy chciała uwolnić energię, która miała je zniszczyć poczuła ból przeszywający całe jej ciało. Niemy krzyk zamarł jej na ustach.

- Na twoim miejscu nie próbowałabym takich sztuczek.- zmaterializowała się przed nią w migotliwym obrazie projekcji astralnej królowa Nathira, siedząca na pięknie rzeźbionym tronie.- gdy już nie będziesz mi potrzebna zginiesz a Arterianie stracą wolę do walki. Pogrążę ich.
- Nie zrobisz tego bo gdy umrę mimowolnie uczynisz ze mnie symbol, męczennika a wtedy zerwą się do walki ze zdojoną siłą.- miała wrażenie jakby każde wypowiedziane słowo odbierało jej resztki sił, mimo to ciągnęła dalej. - Pozatym jestem najwyraźniej ci do czegoś jeszcze potrzebna- dodała po chwili zerkając na kobietę, którą straszyło się dzieci, gdy były niegrzeczne.
- Niestety tak, jesteś mi potrzebna żywa, co nie znaczy, że nie możesz trochę pocierpieć- uśmiechnęła się złośliwie a głowę Arien przeszył paraliżujący ból.
- Znam twoją tajemnicę. Wiem, jakim cudem możesz posługiwać się magią mimo, że zostałaś jej pozbawiona.

- Dlatego się tutaj znalazłaś, bo wiesz za wiele.
Tuż przed tym jak Hagen ją odurzył znalazła informacje, których szukała od tygodni. Chodziło o pewien rodzaj obrządku, ceremonii tak skomplikowanej, że najmniejszy błąd przy jej odprawianiu mógł prowadzić do śmierci inicjatora całego procesu. Rytuał musiał odbyć się w tak zwanym Miejscu Pradawnej Mocy, gdzie po odprawieniu określonych zaklęć dochodziło do sytuacji, w której zachodził pewien proces. Zasłona oddzielająca światy w pewny sensie krystalizowała się tworząc przejrzysty kamień o niespotykanej mocy magicznej. Jednak, żeby był on w pełni użyteczny trzeba go utrwalić w przeciwnym razie rozpłynie się niczym mgła. Aby tak się nie stało trzeba związać go z energią życiową pięciu istot magicznych, pochodzących z różnych światów, mogą to być przykładowo wampir, elf, czarodziej, strażniczka i banshee. Zapadają oni w sen, z którego nie można się przebudzić. Krążą różne historie o tym, dlaczego Irl, stolicę Silmeardy, otacza jałowe pustkowie. Głęboko pod miastem znajduje się miejsce gdzie lata temu samozwańcza królowa odprawiła wspomniany rytuał. Wszystko ma swojej konsekwencje i nie inaczej jest tym razem. Tego typu twory muszą się czymś „żywić” wysysając energię okolicznej przyrody.

Aby osobę taką, jak królowa Nathira pozbawić zdobytej w taki sposób mocy trzeba zniszczyć ów głaz, gdy tak się stanie piątka osób, zwanych filarami, umiera.
- Dlaczego tu jestem?- spytała słabym głosem Arien.
- Według proroctwa, które zapewne poznałaś, jesteś poważną przeszkodą w tym co chcę osiągnąć ale wszystkiemu można zapobiec. Zniszczenie zasłony przyniesie mi nieograniczoną władzę i moc, już nikt nie śmie mi się przeciwstawić- mówiła do niej tonem, jakim można by użyć wobec wyjątkowo mało pojętnego dziecka.
- Musisz mieć naprawdę słabą pamięć skoro umknął ci jeden szczegół. Nie jestem jedyną osobą, o której mówi przepowiednia.- spojrzała na kobietę spod na wpółprzymkniętych powiek.
- Owszem, ale na resztę przyjdzie jeszcze czas. I jeszcze jedno, jednym z filarów jest Vivienne, twoja prawdziwa matka.- oznajmiła znikając niczym mgła i zostawiając zwijającą w spazmach bólu dziewczynę.



sobota, 6 lutego 2016

Rozdział 17 "Zdrajca"



   
            W pomieszczeniu przez chwilę panowała cisza, przerywana dobiegającymi z podwórza dźwiękami odbudowy Caer Derwen.
- Milo mi poznać- powiedział zmęczonym głosem Arien i w chwili, gdy Ghob roześmiał się uświadomiła sobie jak to śmiesznie musiało zabrzmieć.
- Mnie tym bardziej- kiedy to powiedział dziewczyna miała wrażenie, że w jego oczach przez moment lśnił zielony płomień.
- O co chodzi z tym zagięciem czasu?- spytała Sottile.
- O to, że nasza droga przyjaciółka już nigdzie poza nasz świat się nie wybierze. Przynajmniej przez pewien czas- odparł mężczyzna.
- Ale przecież…
- Możesz sobie myśleć, ze jesteś jedyna i niepowtarzalna, ale są jeszcze inne strażniczki mogące w razie potrzeby skontaktować się z ludźmi innych ziem- uciął kategorycznym tonem. Arien oczywiście zdawała sobie z tego sprawę, ale jakaś jej część bała się, że jeśli będzie musiała zaufać innym coś pójdzie nie tak.- Normalnie powiedzmy, że czas we wszystkich światach biegł do siebie równolegle, ale ostatnio to z jakiś powodów zmieniło się.

- Czyli przez te różnice czasowe zostało nam jakieś 14 dni, tak?- dziewczyna ostatkami sił walczyła zamykającymi się ze zmęczenia powiekami.
- Dokładnie, ale zaczęliśmy już przygotowania do bitwy, więc powinniśmy ze wszystkim zdążyć- Carney zaczął wyliczać, co już robili, od czyszczenia broni znalezionej w podziemnym arsenale przez umacnianie wałów obronnych, po obserwowanie Irl, stolicy Silmeardy, gdzie od jakiegoś czasu zaczęło przybywać coraz więcej niewolników. Jak przypuszczali mieli zostać wcieleni do armii.
- Nie uważacie, że wybierając na obozowisko Caer Derwen niepotrzebnie sprowokujecie królową? Jesteśmy niebezpiecznie blisko Irl. Chyba, nikt nie chce, aby nas zaatakowano, prawda?- W chwili, gdy to pytanie zdała sobie sprawę, że zna odpowiedź.- Chyba, że zrobiliście to celowo, bo to tak naprawdę nie ma znaczenia.
- Jak chcesz to czasami myślisz- stwierdził uszczypliwie Ghob, na co Sottile szturchnęła go łokciem na tyle mocno, że ze świstem wciągnął powietrze.- To miejsce jest chronione silna, pradawną magią, którą Królowa nie jest w stanie z jakiś powodów przezwyciężyć.

- Owszem, mocno ryzykujemy i pewnie gdyby nie to, że do tego-cokolwiek to jest- co zamierza zrobić potrzeba olbrzymich pokładów mocy, jakie można wytworzyć tylko w Beltane to pewnie wszyscy bylibyśmy już martwi
- Więc moja rola sprowadza się teraz do tego, że mam na siebie uważać i nie narażać się na zbędne niebezpieczeństwo, zgadza się?- podsumowała Arien.
- Otóż to i musisz jeszcze tylko znaleźć sposób na scalenie zasłony w taki sposób, żebyśmy wszyscy wyszli z tego cało- dodał Ghob.
- Ładne mi tylko- dziewczyna z bezsilności zasłoniła sobie twarz rękami. Oczy jej się same zamykały Ostatnimi czasy coraz częściej była wyczerpana, co zważywszy na sytuacje nie było dziwne, ale jej nie opuszczało wrażenie, że może chodzić o coś innego. Ostatnie, co zapamiętała zanim zapadła w sen to znajomy zapach lawendy i słońca oraz lekkie kołysanie, gdy Nate wziął ją na ręce i niósł w bliżej nieokreślonym kierunku.

*

Obudził ją hałas. Przetarła zaspane oczy i zobaczyła, że Nathaniel w dziwnej pozie próbuje przytrzymać książki spadające z potrąconej przez niego pułki.
-Możesz mi powiedzieć, co robisz?- ze śmiechem podniosła się z pozycji leżącej, na co ten błyskawicznie odwrócił się do niej rujnując przy tym chwiejną konstrukcję i stojąc wśród leżących dookoła woluminów.
- Pomyślałem, że może coś zjesz- wskazał z nieszczęśliwą miną talerz wypełniony smakołykami.
-Jak ty o mnie dbasz- próbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego brzydki grymas. Nate po raz kolejny złapał się na myśli, że niewiele osób na jej miejscu dałoby radę udźwignąć taką odpowiedzialność. Podziwiał ją, ale także współczuł.
- Dowiedziałaś się czegoś?- spytał uważnie się jej przyglądając.

- Magnus dał mi notes, który należał do mojego ojca i jest tam naprawdę kilka ważnych informacji, ale chcę coś jeszcze sprawdzić. Pomyślałam, że może dowiem się czegoś więcej w Caer Derwen
- Jak się z tym wszystkim czujesz?- spytał siadając obok.
- Przysięgam, że następna osoba, która mnie o to spyta oberwie- oświadczyła ze zdecydowaną miną.- Przepraszam nie powinnam tak na ciebie naskakiwać, ale ja już naprawdę nie wytrzymuję. Jestem zmęczona! Ciągle słyszę, ze mam na siebie uważać, bo jak coś mi się stanie to wszystko weźmie w łeb a ja mam już tego wszystkiego naprawdę dość. Zrób to, zrób tamto, pamiętaj o tym. Mam moc, której nie rozumiem i odnoszę wrażenie, że inni wiedzą o niej więcej niż ja. Nie chcę, aby doszło do tej bitwy. Cały czas ktoś ginie z mojej winy, moi przybrani rodzice… Nie zostawię tak tego, prędzej czy później dopadnę odpowiedzialnych za to a wtedy biada im. Jak chcę, żeby to wszystko się skończyło jak najszybciej, bo inaczej…- nie skończyła, bo wydarzyła się rzecz, której się nie spodziewała. Uniósł jej twarz. Zbyt zaskoczona, żeby zareagować w inny sposób odruchowo zamknęła oczy, kiedy Nate niespiesznie ją pocałował, tak delikatnie jakby bał się zrobić jej krzywdę. W jednej chwili zapomniała, co chciała powiedzieć. Czuła jak topnieje pod jego dotykiem, jakby rozpadał się mur, z którego istnienia nie zdawała sobie sprawy.

- Uspokój się kobieto- powiedział opierając się o je czoło i przerywając niespodziewany pocałunek. Nie była w stanie nic powiedzieć, więc kiedy ostrożnie ułożył ją na łóżku i otulił kocem nie protestowała. Bała się, że mówiąc cokolwiek wszystko zepsuje. Położył się obok odgarniając z jej twarzy zabłąkany kosmyk.
- Wiesz, chyba nie zniósłbym myśli, że mogę Ciebie stracić.
- Dlaczego?- spytała drżącym głosem.
- Bo kocham cię, moja żywiołowa panienko- poczuła jak po policzku spływają jej łzy, które Nate starł kciukiem. Nie wiedziała, co powiedzieć. Czuła coś do niego, ale nie była pewna czy to miłość. Pocałunek, którym go obdarzyła stanowił obietnicę tego, co może się między nimi wydarzyć. Wtuliła się w niego jak mała dziewczynka i poczuła ciepło bijące od jego ciała, które sprawiało, że czuła się bezpieczna. Pierwszy raz od dłuższego czasu, niedręczona koszmarami, spokojnie przespała całą noc.

*

           Jako, że nie miała nic lepszego do roboty Gail postanowiła przeszukać archiwa. Każdy ruch wzbijał kolejne tumany kurzu, przez co zaczęła kichać jak szalona. Większość zgromadzonych przed wiekami manuskryptów stanowiły kroniki sprzed czasów, gdy władzę przejęła znienawidzona królowa Nathira. Miała nadzieję znaleźć coś na temat machin wojennych używanych dawniej, ale poza wymienieniem ich z nazwy i ogólnego opisu, co do zastosowania nic więcej o nich nie napisano. W którymś momencie natrafia na księgę, która wielkością bardziej przypomina zeszyt. Bordową okładkę zdobią na brzegach gdzieniegdzie wytarte, złote wzory a sam tytuł wygląda jakby się poruszał aż w końcu zatrzymał się tworząc prosty napisy. Grimuare Vivienne. Ostrożnie zaczęła kartkować strony, które z wyglądu zniszczone okazały się być w nadzwyczaj dobrym stanie. Pismo było niewyraźne, w niektórych miejscach tusz rozmył się tak bardzo, że nie da się go odczytać.

Na jednej kartce widniał rysunek przedstawiający nadmorską zatokę. W miejscu gdzie klif obmywały błękitne wody a gdzie nie można się dostać z plaży utworzył się skalny łuk, przypominający Gaił drzwi. Poznała to miejsce, choć nigdy tam nie była, ale matka opowiadała jej o nim, gdy była mała. Z ciekawością zaczęła czytać tekst widniejący poniżej. W większości nie było to dla niej nic nowego, ale kiedy doszła do ostatniego akapitu zamarła i czym prędzej wybiegła poszukać innych. Nie zatrzymując się złapała za rękę Irvette, która mimo okrzyków sprzeciwu pobiegła za nią po tym jak zobaczyła wyraz twarzy dziewczyny.

-Gdzie jest Arien?- wpadła do niewielkiego budynku przy głównym placu. W półmroku rozjaśnionym blaskiem świecy zauważyła tylko Hagena.-Musimy ją znaleźć!
- Uspokój się i powiedz, co się stało- przywódczyni Arterian złapała ją za ramiona.
- Musimy ją odszukać!- powtórzyła nieustępliwie.
- Zaraz po nią pójdziemy, ale najpierw powiedz, co się stało.
- Chodzi o to,- postukała palcem w pożółkłą ze starości kartkę z kolorowym rysunkiem.- że Zatoka snów nie jest tym, czym do tej pory myśleliśmy. W każdym razie nie do końca.- dodaje siadając na krześle.
- Mogłabyś nieco jaśniej?
-To nie jest zwyczajne miejsce, zresztą lepiej sama przeczytaj.

„Zatoka snów jest miejscem, gdzie pierwszy zaklinacz i strażniczka zdołali otworzyć bramę do innego świata. Dawniej legendarną jaskinię otaczała puszcza jednak morze na przestrzeni wieków wdarło się w ląd utrudniając do niej dostęp, tak, że można dostać się do niej płynąc łódką i odnajdując wejście umiejscowione w kamiennym łuku.”

- Przecież każde dziecko o tym wie!- wykrzyknęła kobieta.
- Czytaj dalej- spokojnym głosem poprosiła Gail.

„ Według niektórych podań w ściśle określonym dniu roku, takim jak święto Beltaine, po odprawieniu odpowiednich rytuałów generują się tam olbrzymie pokłady mocy umożliwiające rzucenie najpotężniejszych zaklęć. Jednak wszystko potrzebuje równowagi. Przyroda uwalniając w tym przypadku energię oczekuje w zamian czegoś, co utrzyma dotychczasową równowagę. Życia osoby rzucającej czar. Dusza udaje się wtedy, do miejsca, które pełni rolę zaświatów a przez niektórych jest nazywane Prawdziwą Zatoką Snów. Istnieje sposób na uniknięcie śmierci tejże osoby, ale to tylko kolejny, niepotwierdzony mit.”

- Teraz rozumiecie, że nie możemy ryzykować i musimy jej wszystko powiedzieć- Gail mogła policzyć na placach jednej ręki, kiedy widziała u Irvette inny wyraz twarzy niż ten wyrażający poirytowanie czy złość. Teraz kobieta była przerażona, otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale tego nie zrobiła.
- Nie- sprzeciwił się Hagen słuchający do tej pory wszystkiego uważnie.
- Czy ty nie słyszałeś, co właśnie powiedziałam?!
- Owszem, ale dalej uważam, że nie powinniśmy nic jej mówić, żeby jej niepotrzebnie nie denerwować- mówi takim głosem, że dziewczyna zaczyna się bać.- Tym bardziej, że można tego uniknąć- wskazał na książkę, która leżała na stole. Gail błagalnym wzrokiem spojrzała na Irvette, która powoli zaczynała dochodzić do siebie.
- On ma racje- jakby niechętnie kiwnęła głową.- Na razie zatrzymamy te rewelacje dla siebie i prosiłabym, żebyś ty również nic o tym nie wspominała- oznajmiła, na co dziewczyna wychodzą trząsnęła mocno drzwiami. Wiedziała jedno- musi znaleźć jakiś sposób, aby nie łamiąc słowa powiedzieć wszystko Arien.

*

Wieczorem rozpalono kilka ognisk na okazałym placu w pobliżu murów, jedynej części miasta zbudowanej z kamienia. Dookoła nich zgromadzili się nie tylko Arterianie, ale także ludzie, którzy zaczęli przybywać do Caer Derwen. Arien usiadła obok dziwnie zachowującej się Gail, która zwykle rozgadana tym razem unikała rozmowy.  Podciągnęła kolana pod brodę i uśmiechnęła się czując jak ktoś siada za nią i obejmuje ramionami. Tego ranka obudziła się wcześniej niż Nate i długo mu się przyglądała. Miał w sobie coś takiego, co napawało ją spokojem. Zastanawiała się, kiedy stał się jej tak bliski.
- O czym myślisz?- spytał szepcząc jej do ucha.
- O przyszłości- odpowiedziała przyglądając się Carneyowi, który siedział po drugiej stronie ognia obok Sottile i mówił o tym, co trzeba będzie zrobić, gdy będzie już po wszystkim. Na jego wizje dotyczące odbudowy wyniszczonego państwa niektórzy reagowali pełnym powątpiewania śmiechem, ale ten uparcie twierdził, że nic nie jest niemożliwe, jeśli wszyscy przyłożą się do wspólnej sprawy.
- Czemu się na mnie tak dziwnie patrzysz?- spytał, kiedy zorientował się, że jest obserwowany.
- Może pewnego dnia Ci odpowiem- uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco, na co niepewnie odwzajemnił ten gest.

*

Wieczorem, gdy już wszyscy zaczęli rozchodzić się na spoczynek Arien udało się na moment zatrzymać Gail i spytać czy znalazła coś ciekawego w archiwach. Ta odpowiedziała jej mrukliwie, że interesujące ją zapiski znajdują się na lewo od drzwi, na trzecim regale i jeśli chce niech sama tam zajrzy, bo ona nie ma czasu, po czym odeszła pospiesznie.
Więc już wcześnie rano kieruje swoje kroki w kierunku archiwum z myślą, że znajdzie coś, co rzuci więcej światła na zapiski ojca. Wzięła pierwsze z brzegu tomiszcze i ugięła się pod jego ciężarem. Ze zdziwieniem stwierdziła, że jest zapisane pismem podobnym do tego, które pokrywało jej przedramię i choć treść księgi odczytała bez problemu to pokrywające jej ciało znaki nadal pozostawały tajemnicą. Ponieważ nic w niej nie znalazła sięgnęła po kolejną książkę, dużo mniejszą od poprzedniej. Na jednej z pierwszych stron znalazła to, co czego szukała. Musiała wszystko przeczytać drugi raz zanim dotarł do niej sens zapisanych drobnym pismem słów. Oprócz tego, iż dowiedziała się, że wszystko, choć szczęśliwie dla innych dla niej może skończyć się śmiercią to właśnie zrozumiała jak osoba pozbawiona mocy mimo wszystko jest w stanie się nią posługiwać.

- Coś nowego?- była tak zaabsorbowana tekstem, że nie zauważyła, kiedy pojawił się Hagen.
- Właściwie to tak, myślę, że wiem jak możemy pokonać królową- zadowolona podsunęła mu wolumin, aby mógł przeczytać to, co znalazła. Myślała, że ten uśmiechnie się i pogratuluje jej tymczasem na jego twarzy malował się wyraz bezbrzeżnego przerażenia.
- Musimy znaleźć Irvette- mówiąc to wyszedł na zewnątrz nie czekając na Arien, która prawie biegła, aby go dogonić. Zatrzymał się dopiero stając nad urwiskiem rozciągającym się za południowymi murami.
- Gdzie ona jest?- spytała nie bardzo wiedząc, co siostra mężczyzny może robić w takim miejscu.
- Przepraszam, ale muszę cię powstrzymać- powiedział ledwo słyszalnym szeptem i już miała zapytać, co się dzieje, gdy boleśnie wykręcił jej ręce. Zaczęła się wyrywać i szarpać, ale przyłożył jej do nosa chusteczkę z chloroformem. A więc to ty jesteś zdrajcą. To była jej ostatnia myśl zanim straciła przytomność.


.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-


No i już wiecie kto jest zdrajcą. Jeśli wziąć pod uwagę to co się wydarzyło oraz to co powinno mieć miejsce a jednak się nie stało to nic w tym dziwnego, że padło na tą a nie inną osobę. Choć z drugiej strony może ktoś tak podejrzliwy i doszukujący się drugiego dna jak ja mu ranienie obstawić ewentualnego winowajcę. Dlaczego jest nim on zdradzę wam wkrótce. 

@Kamila- chyba nawet nie chcęę wiedzieć jak bardzo masz ochotę zrobić mi krzywdę a tak się bałaś, że Nate ma coś za uszami:P