sobota, 12 marca 2016

Epilog




Nazywam się Arien Danvers. Podobno.

Mam 20 lat. Podobno.

Wyobraź sobie, że czujesz się niesamowicie lekko a jednocześnie masz wrażenie, że przygniata cię niesamowity ciężar. Pod powiekami krążą tysiące obrazów, których sensu nie jesteś w stanie pojąć. Próbujesz chwycić któryś z nich, ale nie ważne jak bardzo się starasz wymykają ci się. Uszy drażnią Ci uporczywe pikające dźwięki. Twoja świadomość ślizga się na pograniczu jawy i snu. W końcu otwierasz oczy, budzisz się w sterylnej szpitalnej izolatce otoczona rozmaitą aparaturą i nie pamiętasz absolutnie nic.
Tak było ze mną, kiedy kilka miesięcy temu wybudziłam się ze śpiączki.
Miałam wypadek samochodowy. Podobno.
Mówię podobno, bo nie wiem, w co mam wierzyć a wszystko, co jest rzekomo prawdą wiem od Owena Danversa, człowieka podającego się za mojego ojca.

Czy się boję? Byłam zła, zdezorientowana, ale paradoksalnie czułam spokój, na swój sposób odurzający. Jakby przed wypadkiem zdarzyło się, co nie dawało mi spokoju przez długi czas.
Czasami ma wrażenie, że wariuję. Wokół mnie dzieje się wiele dziwnych rzeczy i na domiar złego mam wrażenie jakbym ja była ich przyczyną. Kiedyś robiąc sobie obiad odcedzałam makaron i przez nieuwagę polałam sobie palce wrzątkiem. Niby nic, ale normalnie powinnam mieć na nich bąble czy jakikolwiek inny świat tymczasem moja skóra była tylko lekko zaczerwieniona a i tak po chwili odzyskała normalny kolor.
Innym razem, krótko po wyjściu ze szpitala, starałam się doprowadzić do porządku kwiaty w mieszkaniu mojego domniemanego ojca. Większość z nich była, że tak to ujmę, na granicy śmierć. Pousychane badyle sterczały smętnie w doniczkach i było mi ich naprawdę szkoda, bo wcześniej musiały być naprawdę piękne, ale dałam sobie spokój z ich ratowaniem. Jakie więc było moje zdziwienie, gdy następnego dnia rano zobaczyłam zawiązki liści i pączki kwiatów. Kiedyś wybrałam się na spacer do parku, gdzie mała dziewczynka wspięła się na drzewo. W którymś momencie straciła równowagę i zaczęła lecieć w kierunku ziemi. Mogłabym przysiąść, że dosłownie przez ułamek sekundy, zawisła kilka centymetrów nad trawą, co w jakimś stopniu zamortyzowało upadek i obeszło się bez poważniejszych obrażeń.

Przez prawie rok mieszkaliśmy w Los Angeles, gdzie mój ojciec, jako lekarz medycyny sądowej współpracował z lokalnymi władzami. Jednak coś nie dawało mi spokoju, jakby również to, czym się zajmował zawodowo było kłamstwem.
W tym mieście miałam swoje miejsca, kilku znajomych. Próbowałam różnych sposobów, które mogłyby jakoś pobudzić moją pamięć, ale nic to nie dało. Czułam się dziwnie, jakbym nigdzie nie pasowała, ale chyba każdy z amnezją tak ma. Minęło prawie sześć miesięcy odkąd zamieszkaliśmy w Mystic Falls i wtedy coś zaczęło się zmieniać. Niby nic, ale jednak. Czasami jest tak jakbym czuła delikatne, ledwo wyczuwalne muśnięcie piórka. Znienacka przypominam sobie nie jakieś wydarzenia czy osoby, ale szczegóły, z których staram się coś sklecić. Czasami jest to coś nic nieznaczącego dla zdrowej osoby jak zapach, wspomnienie odbitych promieni na zmarszczonej tafli wody, widok na drewniane budynki rodem ze średniowiecza czy załamane spojrzenie czekoladowo brązowych oczu. Innym razem jest to echo uczucia towarzyszącemu pierwszemu pocałunkowi. Nie wiem, jaką osobą byłam przed wypadkiem, ale dzięki temu, co się stało nauczyłam się doceniać takie drobnostki, pozornie nieważne i ulotne rzeczy, na które w codziennym życiu zwyczajnie nie zwraca się uwagi
Osobistą formą terapii stało się dla mnie przelewanie tego wszystkiego na papier, tak, że korkową tablicę wiszącą nad biurkiem pokrywają dziesiątki ołówkowych szkiców. Nawet teraz, gdy im się przyglądam nie opuszcza mnie wrażenie, że wkrótce wszystko się ułoży.

Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. To Emma Carstairs, moja przyjaciółka z LA, pyta jak tam sprawy sercowe. Właśnie, jeśli chodzi o to… kilka dni po przeprowadzce poszłam na spacer i zapuściłam się na teren sąsiedniej posiadłości, gdzie poznałam Natea Salvatore, bruneta o wiecznie zmierzwionych włosach i o dziwnie znajomym spojrzeniu brązowych oczu. Gdy mnie pierwszy raz zobaczył wyglądał jakby ujrzał ducha, ale szybko się otrząsnął. Zaczęliśmy rozmawiać, później były spacery, wspólne wypady do kina czy za miasto. Na samą myśl o nim czuje przyjemne mrowienie. Jeszcze nie jestem pewna, co do niego czuję, ale nie jest mi obojętny. Poczekam jak to się wszystko rozwinie.
Kolejny sms, tym razem od ojca. Prosi, żebym przeszła się do Salvatorów, bo zostawił tam notes z kontaktami a jest mu pilnie potrzebny. Normalnie, gdy mnie o coś prosi staram się jakoś z tego wykręcić, ale nie tym razem. Tak, więc dobrze mi znanym skrótem idę w kierunku starego domu, zbudowanego z cegły i drewna. W półmroku przemierzam las dzielący mnie od celu aż staję na skąpanej w ciepłym świetle werandzie i bez pukania wchodzę do środka. Na stoliku, nieopodal drzwi leży wspomniany przedmiot. Słyszę dobiegające z biblioteki głosy i idę w tamtym kierunku, ale coś powstrzymuje mnie przed dołączeniem do rozmawiających.

- Nie wiem ile jeszcze jestem w stanie znieść- po głosie poznałam, że to Nate.- Choć ja ją znam tak dobrze ona mnie nie pamięta, jestem dla niej kompletnie obcym człowiekiem.
- Powinniśmy być wdzięczni, że żyje a z czasem sobie wszystko przypomni- znowu dopadło mnie to uczucie. Skądś znałam ten głos, ale nie wiedziałam skąd. Wychyliłam się tylko na tyle zza framugi, żeby zobaczyć blond chłopaka ubranego w królewski strój, kojarzący mi się z filmami kostiumowymi. Za nim stało coś, co odruchowo wzięłam za lustro, po chwili zorientowałam się, że po pierwsze jego powierzchnia faluje a po drugie zamiast odbijać to, co znajdowało się w pokoju widać w nim wzgórze, na którego zboczach rozciągało się malownicze miasteczko.
- Wiem, Ghob przecież mnie ostrzegał, że magia ma swoją cenę. Uratował jej życie, ale straciła pamięć… nie myślałem, że dojdzie do czegoś takiego. Ona wciąż to ma, wiesz?- Dodał po chwili milczenia.- Zrzekła się części swoich mocy, ale wciąż ma władzę nad żywiołami, nie taką silną jak przedtem, ale jednak. I nie zdaje sobie z tego wszystkiego sprawy- ból malujący się na twarzy Nathaniela był tak ogromny, że miałam ochotę podbiec do niego i mocno przytulić.- Pamiętam te chwile, kiedy siedziałem przy niej czekając aż się obudzi i potem jak razem z jej ojcem stwierdziliśmy, że może powinna być leczona w zwyczajnym ziemskim szpitalu, że może tam jej w jakiś sposób pomogą.- Mówił o tej nieznajomej dziewczynie w taki sposób, że poczułam ukłucie zazdrości.-  Dalej byłem przy niej a potem odzyskała przytomność. O utracie pamięci dowiedziałem się od Owena, bo akurat wtedy musiałem wrócić na chwilę do Mystic. To był wstrząs, ale postanowiłem się wycofać, dać jej czas na oswojenie się z sytuacją.- Zazdrość, którą czułam jeszcze chwilę temu zaczął zastępować niepokój i strach przed tym, co może za chwilę powiedzieć.

- Jedyne, co możemy zrobić to czekać- blondyn położył dłoń na ramieniu chłopaka w przyjacielskim geście.- Wszystko będzie dobrze. A wiesz skąd to wiem? Bo Arien jest niesamowicie uparta i prędzej czy później znajdzie sposób, żeby odzyskać pamięć.- Mówiąc to zrobił krok w kierunku niezwykłej tafli jakby przekraczał próg drzwi, a gdy znalazł się po drugiej stronie miraż zniknął.

Nie bardzo wiedziałam, co myśleć o tym, że w trakcie ich rozmowy padło moje imię. Gdyby jeszcze było popularne mogłabym uznać, że mówią o kimś innym… nie ruszyłam się ani o milimetr wiec nie mogłam zrobić nawet najmniejszego hałasu, ale Nathaniel w pewnym momencie dziwnie się spiął, jakby zorientował się, że ktoś go obserwuje i spojrzał w moją stronę. Nagły paraliż minął i z prędkością błyskawicy wypadłam z budynku słysząc jak woła mnie po imieniu. Biegnąc pomiędzy drzewami drogę oświetlał mi tylko księżyc. Nie bardzo wiedziałam gdzie biegłam, zmierzałam tam gdzie niosły mnie nogi aż dotarłam do wodospadów, którym Mystic Falls zawdzięcza swoją nazwę. O czym oni mówili? Że niby władam żywiołami? Przecież to bzdura, takie rzeczy zwyczajnie się nie dzieją. Starałam się wmówić sobie, że to nieprawda, ale wszystkie te dziwne zdarzenia wokół mnie… bezwiednie podniosłam rękę w kierunku mgiełki unoszącej się nad wodospadem a po chwili zaczął się z nich formować nadmorski krajobraz z klifem łukowato opadającym ku wodzie, wspomnienie miejsca gdzie wiem, że nie mogłam być jednak przeczucie mówiło mi coś innego.
-To nie może być prawda.
 Gdzieś kilkanaście metrów w dole grupka nastolatków bawiła się w trakcie plenerowej imprezy. Skupiłam się nieco bardziej niż moment wcześniej i płonące wśród nich ogniska wystrzeliły do góry szalejącym płomieniem wywołując chwilowy popłoch.

- Nie, nie, nie to się nie dzieje naprawdę- w tym momencie czułam prawdopodobnie taki sam strach i dezorientację, co ludzie poniżej. Doznałam czegoś dziwnego. Uczucia jakby każda najmniejsza cząstka mnie drgała, jakby miała się rozpaść. W tej chwili bałam się samej siebie. Z trudem łapałam oddech i czułam, że jeśli czegoś nie zrobię panika pochłonie mnie całkowicie a kiedy ktoś zaszedł mnie od tyłu myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Mogłabym przysiąść, że mój krzyk spłoszył wszystkie zwierzęta w promieniu kilku mil.
- Uspokój się kobieto!- Nate próbował mnie unieruchomić bo zaczęłam go okładać na oślep ale w końcu udało mu się mnie przytrzymać za nadgarstki.- Wszystko Ci wyjaśnię tylko się uspokój. Proszę.- Dodał takim głosem, że mimowolnie spojrzałam mu w oczy.
- Puść mnie- nadal próbowałam mu się wyrwać, ale trzymał mnie jak w imadle i ani drgnął.
- Wiem, że się boisz, ale…

- Nie, właśnie nic nie wiesz! Nie masz pojęcia jak to jest niczego nie pamiętać a potem dowiedzieć się, czegoś takiego jak ja przed chwilą. Na Boga Nate, takie rzeczy dzieją się tylko w książkach!- Zbił mnie z tropu, kiedy zaśmiał się cicho.
– Mniej więcej tak sobie ciebie zapamiętałem.- Powiedział, po czym zrobił coś, co zupełnie mnie zbiło z tropu. Uściskał mnie tak mocno jakby od tego zależało jego życie. –Jako nieco szaloną dziewczynę, której nie sposób nie kochać. Jedno musisz wiedzieć cokolwiek robiliśmy, czyniliśmy to z myślą o tobie.
- Niektórzy twierdzą, że niewiedza bywa błogosławieństwem, ale to nie usprawiedliwia tego, co zrobiliście. Kimkolwiek ci „Wy” jesteście.- Powiedziałam to wypranym z wszelkich emocji głosem. To i fakt, że jeszcze przed chwilą szamotałam się jak szalona a teraz stałam sztywna niczym słup soli sprawiło, że puścił mnie i przyglądał mi się przez chwilę spod przymrużonych powiek.
- Wiem i chciałem Ci wszystko powiedzieć, ale Owen bał się, że tak osobliwe fakty mogą ci tylko zaszkodzić.- Zawiesił na chwilę głos czekając na moją reakcję, ale byłam cicho. Westchnął z rezygnacją i zaczął grzebać w kieszeni kurtki, z której wyjął niewielki aksamitny woreczek i wcisnął mi go do ręki.

- W takiej sytuacji próba przekupstwa to raczej kiepski pomysł- powiedziałam sięgając do sakiewki po tajemniczą zawartość, którą okazał się piękny naszyjnik. Jego centralną część stanowił kamień mieniący się błękitem i bielą, w kształcie nieregularnej kropli, otoczonej srebrną plątaniną kwiatów.
- Ty tego nie pamiętasz, ale on należy do Ciebie. Magnus ma na jego temat pewną teorię.
- Magnus? Magnus Bane?- Chciałam upewnić się czy chodzi mu o mężczyznę, który lubował się we wszystkim, co ekscentryczne i niespotykane a którego poznałam dzięki Emmie. Kiedy potwierdził moje przypuszczenia krótkim skinieniem poczułam ukłucie żalu, bo okazało się, że okłamywało mnie więcej osób niż mogłam przypuszczać?
- Według niego niektóre materie mogą przechowywać wspomnienia. Są jak magiczne pendrivy czy płyty.- Z zakłopotaniem przeczesał włosy.-  Ghob uzdrawiając Cię pozbawił Cię wspomnień, ale jeśli Bane ma racje to nieświadomie zmagazynowałaś w nim- tu wskazał na trzymany przeze mnie przedmiot- krótkie urywki swojej pamięci.
Przez chwilę obracałam łańcuszek w palcach, oglądałam z każdej strony szukając jakiejś wskazówki. Początkowo metal otaczający kamień był zimny, ale po chwili wyczuwałam pulsujące ciepło, jakbym trzymała w dłoni bijące serduszko.

Muzyka 3: Thomas Bergersen - Remember Me

- Masz jakiś pomysł jak mam sprawić żeby…- nie dokończyłam, bo nagle straciłam grunt pod nogami. Czułam się jakby wciągnął mnie niewidzialny wir szarpiący moim ubraniem. Niewielka część mojej jaźni była świadoma tego, co się dzieje jakby poza mną. Nagle się ochłodziło a Nate złapał mnie zanim upadłam, prosząc przerażonym głosem, żebym się ocknęła, żebym znowu go nie zostawiała. Po czym ze mną w ramionach usiadł pod najbliższym drzewem. Miałam wrażenie jakbym stanowiła dwa odrębne byty. Podczas gdy moje ciało spoczywało spokojnie w ramionach chłopaka dusza przemierzała opary, z których raz po raz wyłaniały się wspomnienia niczym chaotycznie porozrzucane urywki filmu. Ludzie, którzy stają na granicy śmierci twierdzą, że całe życie przelatuje im przed oczami. W moim przypadku było podobnie.

Nagle wszystko sobie przypomniałam. Śmierć przybranych rodziców, podróż statkiem i poznanie Carneya, gdy prawie zginęłam, pobyt na Avalon i w kryjówce Arterian. Przypomniałam sobie też coś, czego świadoma byłam, że to nie było prawdziwe wydarzenie tylko sen. Otaczał mnie las a daleko przede mną rozciągało się miasto, obok stał chłopak i choć nie widziałam jego twarzy wiedziałam, że to Nate. Nadmiar emocji był przytłaczający, chciałam cię uwolnić od bólu, który mi sprawiały, ale było tak jakbym pływała w stawie, którego powierzchnię pokrywa lód. Wir obrazów wciągnął mnie ponownie. Na nowo przeżywałam ucieczkę z podniebnego miasta do Caer Derwen, gdzie pobyt był ciągiem poszukiwań odpowiedzi na dręczące wszystkich pytania a gdy już je znalazłam zostałam porwana. Dni wypełnione niekończącymi się godzinami tortur zakończyło odbicie mnie z rąk wroga przez niewielką grupę, w skład, której wchodził miedzy innymi nie, kto inny jak Nathaniel. Później miałam wrażenie, jakby ktoś przyspieszył odtwarzanie tego dziwnego filmu. Wszystko zwolniło, gdy dotarłam do momentu, kiedy utworzyłam sieć magicznych portali. Doszło wtedy do ostatecznej walki z Nathirą a moje moce osiągnęły pełnię, przez co wycieńczona wcześniejszym wysiłkiem zapadłam w śpiączkę, z której co prawda obudziłam się- dzięki zaklęciu Ghoba- ale już z amnezją. Każde z tych wspomnień było ważne, bo składało się na to, kim jestem, ale do części z nich ciągnęło mnie, jeśli można tak to ująć, w szczególny sposób. Dotyczyły one jednej osoby, która zarówno teraz jak i wtedy była dla mnie kimś wyjątkowym. Przez ułamek sekundy nie działo się nic aż miałam wrażenie jakby uderzyła we mnie fala i gwałtownie zaczerpnęłam powietrza siadając wyprostowana. Pierwsze, co zrobiłam to rzuciłam się na chłopaka i zaczęłam okładać go pięściami. Przez chwilę siedział tak oniemiały i pozwalał abym go biła, ale gdy otrząsnął się z szoku wywołanego moją reakcją złapał mnie i obrócił mnie tak, że po chwili leżałam na plecach.

- Ty draniu, hultaju, gnido jedna parszywa- wykrzykiwałam nie tylko pod jego adresem. Robiłam to bardziej z bezsilności, niż złości na tych, którzy okłamywali mnie przez ostatnie miesiące. Bo nie było żadnego wypadku samochodowego a cała ta historia była tylko po to aby w jakiś chory sposób usprawiedliwić moją amnezję, aby mnie chronić. Przytrzymywał mnie tak, nie reagując w żaden sposób, aż się uspokoiłam i wstrząsał mną tylko bezgłośny szloch.- Dlaczego?
- A czy coś by to zmieniło gdym dał ci go wcześniej- wskazał na naszyjnik, który wciąż kurczowo ściskałam.
- Może tak a może nie. W tej kwestii pozostaje nam tylko gdybanie- westchnęłam spuszczając wzrok.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z Arien?- Spytał chwytając mnie pod brodę i zmuszając tym samym, żebym na niego spojrzała. Kilkadziesiąt minut temu, gdy przyglądałam mu się z ukrycia, był wrakiem człowieka a teraz miałam wrażenie, jakby patrzył na mnie ktoś zupełnie inny. Ktoś niesamowicie szczęśliwy, który był tak uradowany, że miałam wrażenie jakby z tego wszystkiego unosił się kilka centymetrów nad ziemią.
- Uważaj, bo jeszcze Ci nie do końca wybaczyłam- kąciki ust lekko mi zadrżały, co zadało kłam wypowiedzianym przed momentem słowom, więc stwierdziłam, że mogę ulec kolejnej pokusie i lekko pocałowałam go w policzek, na co ten objął mnie mocno jakby już nigdy miał mnie nie wypuścić z uścisku- Nate? Czy ona działa, to znaczy sieć i przejścia?
- Oczywiście, że tak. Przecież jesteś niesamowicie zdolna i nie robisz niczego byle jak- stwierdził puszczając mi oczko.- Ostatnio na przykład na prośbę Sottile, które tak swoją drogą razem z Gail zagroziły, że jeśli nie „pomogę” Ci odzyskać pamięci to zjawią się tu i same się tym zajmą, udałem się do Narni. Aslan to naprawdę dziwny gość, choć właściwie powinienem powiedzieć lew…
- Kazała ci się spotkać ze zwierzęciem?!
- Nie wypadało mi odmówić przyszłej królowie Silmeardy… Nie bądź taka zdziwiona, to, że Carney się jej oświadczy było do przewidzenia.
- Wygląda na to, że ominęło mnie więcej niż przypuszczałam- westchnęłam wstając powoli i otrzepując się z resztek leśnego runa.- Dobra, dosyć tego dobrego czas brać się do roboty- powiedziałam podpierając się pod boki i patrząc w kierunku, z którego przyszliśmy.
- I pewnie bardzo Ci się spieszy?- W jego głosie zabrzmiała dobrze mi znana nuta, więc obróciłam się w jego kierunku.
- Nate proszę Cię, tylko nie to!- Zobaczyłam jak biegnie w moją stronę a chwilę później zarzucił mnie sobie na ramię, jakbym nie ważyła niewiele więcej niż piórko. Zaśmiewając się oboje pognaliśmy w bliżej nieznanym kierunku, pewni, że tym razem naprawdę wszystko się ułoży. Bo każdy koniec to też nowy początek.

Koniec

.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Wszystko kiedyś musi dobiec końca. Nie inaczej jest z tym opowiadaniem. Na koniec wypadałoby się jakoś ładnie pożegnać, ale jakoś trudno mi znaleźć odpowiednie słowa.
Mówcie sobie co chcecie ale jestem dumna z tego co udało mi się tutaj stworzyć. Co innego pisać fanfic a co innego samemu stworzyć coś od początku do końca, czasami tylko czerpiąc z różnych legend czy np. kultury cetlów.
Przede wszystkim chciałam podziękować wszystkim, którzy poświecili choćby chwilę żeby tu zajrzeć a w szczególności Alyssie i Kimili, które pod każdym rozdziałem zostawiały po sobie ślad.

@Alyssa- z całą pewnością ta historia mogła być dłuższa i miała pewnie ku temu potencjał. Przynajmniej tak mi się wydaje. Wiele wątków mogłam poprowadzić inaczej, historia postaci mogła być bardziej rozwinięta, ale wychodzę z założenia, ze pisanie czegoś na siłę nie koniecznie może wyjść na dobre. 

@Kam ila- Allanona możesz na mnie nasyłać zawsze i wszędzie, nie mam nic przeciwko ;)

niedziela, 6 marca 2016

Rozdział 20 "Nowy początek"



          Od pokonania królowej minął już prawie miesiąc i za kilka dni miała zrobić coś, czego nadal nie była pewna, mimo że razem z Ghobem rozważyli wszystkie za i przeciw, upewniając się, że nie stanie się nic złego. Według niego było jedno poważne przeciwwskazanie, ale uznał, że to jej decyzja i reszta będzie musiała się z nią pogodzić. Postanowili na razie nic nie mówić pozostałym, bo to, co miała zamiar zrobić za kilkadziesiąt minut i tak wprowadzi aż za nadto zamieszania.
- Jednego tylko nie jestem w stanie zrozumieć, nie powinnaś była w stanie tego wszystkiego dokonać nie osiągnąwszy pełnej dojrzałości swych mocy, gdy jeszcze nie stałaś się z nią jednością.- Gdy spytała, co to znaczy zamilkł jakby sam do końca nie znał odpowiedzi.

Zastanawiała się jak to będzie powrócić do dawnego życia, gdy nie była świadoma swoich mocy, gdy wszystko było takie normalne. Zdecydowanie będzie inaczej, ale nie tak samo jak kilka miesięcy wcześniej, ale wiedziała, że da sobie radę, bo choć straciła przybranych rodziców i biologiczną mamę to poznała wielu wspaniałych ludzi, którzy byli dla niej nieocenionym wsparciem. Podniosła się do pozycji siedzącej i spuściła nogi przez brzeg ogromnego łoża w przydzielonej jej komnacie. Próbowała wstać, ale zakręciło jej się w głowie i spor totem usiadła. Choć minęło kilka tygodni nadal dochodziła do siebie po wymyślnych torturach.
Przez chwilę przyglądała się Nathanielowi, który towarzyszył jej niemal na każdym kroku, jakby bał zostawić się ją samą, choć na chwilę, a teraz w zabawnej pozycji drzemał na wiele za małym dla niego szezlongu. Podeszła po cichu do okna, z którego roztaczał się piękny widok na Caer Derwen. Miasto w ciągu ostatnich tygodni zmieniło się nie do poznania. Razem z Arterianami nowo przybyli ludzie pracowali nad przywróceniem miastu dawnej światłości i efekty pracy były zadziwiające. Na ile mogła na tyle starała się pomóc np. przyspieszając wzrost drzew przeznaczonych do budowy domów. Odnowione elewacje z pruskiego muru, wszechobecne kwiaty i dzieci wesoło bawiące się na ulicach upewniały Arien, że cały ten wysiłek był tego wart. Mała dziewczynka z wystruganym z drewna mieczem pomachała do niej radośnie, na co ta odwzajemniła jej się tym samym.

- Jak się czujesz?- Poczuła jak obejmują tak dobrze znane jej ramiona i mocno się w nie wtuliła.
- Fizycznie jest chyba lepiej, choć ostatnio często mam zawroty głowy. Wszystko dobrze się skończyło, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że coś się stanie.
- Przecież królowa nie żyje, więc naprawdę nie wiem…
- Owszem widzieliśmy jak znika w strumieniu, ale prawda jest taka, że nie możemy mieć pewności czy faktycznie zginęła, bo nie znaleziono ciała.
- Hej spokojnie- obrócił dziewczynę w swoją stronę i ujął jej twarz w dłonie.- Rozumiem, o co ci chodzi, ale nie możesz się tak zadręczać, bo inaczej zwariujesz.
- Przepraszam- powiedziała opierając się czołem o jego klatkę piersiową.
- Nie masz, za co.- stwierdził ponownie ją obejmując.
- Ja po prostu nie mogę znieść myśli, że mogłabym kogoś jeszcze stracić. Za łatwo się przywiązuję do ludzi a później przez to cierpię a utraty pewnej konkretnej osoby bym chyba nie przeżyła.- Podniosła wzrok i zarzuciła mu ramiona na szyję.- Kocham cię Nathanielu Salvatore.- Uśmiechnęła się niepewnie, na co ten pocałował ją najpierw delikatnie a gdy rozchyliła usta odpowiedział jej długim i ognistym pocałunkiem.
- Obiecaj, że nigdy mnie nie zostawisz- poprosił, gdy zdołał się do niej oderwać.
-Obiecuję.

*

Carney podszedł do drzwi, gdy rozległo się ciche pukanie i wpuścił do środka Arien ubraną w prostą białą szatę przepasaną błękitną szarfą, odświętny strój strażniczek.
- Ty jeszcze nie na zebraniu Rady Starszych?- spytał zaczepnym tonem.- Przyszłej władczyni Silmeardy nie wypada się spóźniać.
- To nie jest śmieszne- niemal wysyczała.- Przepraszam, nie chciałam- powiedziała, gdy zobaczyła jego zaskoczoną minę.- Możemy porozmawiać?
- Jasne- wzruszył ramionami i pokazał, żeby usiadła.
- Pamiętasz noc przed moim porwaniem? Siedzieliśmy przy ognisku a kiedy przyłapałeś mnie na tym, że ci się przypatruję spytałeś, o czym myślę. Mówiłeś o tym, co trzeba będzie zrobić, gdy już wygramy. Twoja wizja, pomysły to wszystko było takie… piękne. Wtedy pomyślałam, że byłbyś dobrym królem. Czekaj nie przerywaj mi- poprosiła, gdy już miał się odezwać.- „Gdy zapłoną ognie Bela zniewolony przyjaciel stanie się wrogiem a wojownik pozbawi życia zdrajczynię i jako prawowity dziedzic zasiądzie na tronie”. Hagen nas zdradził, bo Nathira nałożyła na niego Geis, magiczną przysięgę, której złamanie grozi śmiercią.- Zamilkła przypominając sobie zmasakrowane ciało mężczyzny, które znaleźli kilka dni temu.-  Co do drugiej części to jeszcze się nie wydarzyła, ale czasami losu trzeba dopomóc, nakierować go na właściwe tory. Ktoś mi kiedyś powiedział, że wszystko ma swoje znaczenie. Wiesz, co oznacza twoje imię?

- Wojownik.
- Dokładnie.- Zadowolona pokiwała głową.- Ostatnio miałam sporo czasu i nikt nie pytał, co takiego robię, gdy znikam godzinami w archiwach, więc mogłam w spokoju przestudiować drzewa genealogiczne najstarszych rodów.  Większość z nich wygasła, niektórzy nawet nie zdają sobie sprawy ze swojego pochodzenia, ale są ludzie, którzy pamiętają i mogą poświadczyć prawdę. Zdajesz sobie sprawę, co chcę powiedzieć?
- A więc to prawda- pokręcił głową mówiąc bardziej do siebie niż do Arien.- Ta cała legenda krążąca w mojej rodzinie od pokoleń, mówiąca o tym, że pewnego dnia jeden z nas zostanie królem…
- W każdej legendzie jest ziarno prawdy- złapała go krzepiąco za dłoń.
- Owszem raniłem naszą ex- królową sztyletem, ale sama masz wątpliwości, co do jej śmierci po za tym nie wiem czy dam radę…

- Właśnie, dlatego wiem, że sobie poradzisz. Na pewno nadajesz się do tego bardziej niż ja. Jeśli nawet czasem coś będzie nie tak, to Sottile będzie cię wspierać i od czasu do czasu przywróci cię do pionu- stwierdziła żartobliwe rozluźniając nieco atmosferę.
- Co teraz zrobimy?
- No cóż, pozostało tylko wytłumaczyć wszystko kilku starym prykom ze Starszyzny.
- Brzmi groźnie.
- Mam wrażenie, że to czego dokonaliśmy do tej pory to przy tym to pryszcz- wywróciła teatralnie oczami i razem ruszyli na obrady Rady Starszych.

*

Reakcje ludzi były dokładnie takie jak się spodziewali. Najpierw zapadła cisza, po której zaczęli się przekrzykiwać jeden przez drugiego, ale w końcu ucichli. O ile ciszą można nazwać niekończące się przemowy kilku mężczyzn. Późno w nocy zdali sobie sprawę, że nic nie wskórają. Arien przez te kilka godzin nie odezwała się ani razu a na koniec wstała tylko i powiedziała:
- Mnie także nie pytano o zdanie, gdy postanowiliście zrobić ze mnie królową, więc nie miejcie pretensji o coś, co sami zrobiliście- po czym wyszła dostojnym krokiem zostawiając wszystkich w osłupieniu. Carney roześmiał się w duchu i niepewnie zaczął swoją przemowę o przyszłości Silmeardy.

*

Wczorajsza koronacja Carneya miała miejsce w niewielkim kościółku, nieopodal zamku. Jednak, gdy nowo koronowany władca wyszedł na zewnątrz zebrany tłum oszalał. Ludzie byli wszędzie- na ulicach, w oknach a co odważniejsi siedzieli na dachach i głośno wiwatowali. Nate pomyślał, że dla nich tak naprawdę nieważne jest, kto przejął władzę grunt, że nie była to Nathira.
- Co jeśli to wszystko długo nie potrwa i znajdzie się ktoś, kto będzie chciał wszystko zepsuć?- Spytał kiedyś Arien.
- Kiedyś tak na pewno się stanie, ale nie od razu. My tych czasów zapewne nie doczekamy, ale gdy znów nadejdzie czas niepokoju wtedy pojawią się nowi bohaterowie, którzy nie pozwolą żeby dokonała się powtórka z historii.- Powiedziała to pewnym, choć nieco zachrypniętym głosem.
Martwił się o nią, bo choć twierdziła, że czuje się dobrze to teraz, gdy zmierzali na polanę gdzie zebrali się mieszkańcy Caer Derwen, trzymając ją za rękę czuł, jaka jest rozpalona. Lekarz, który ją zbadał stwierdził, że nie ma się, czym martwić a jej ewentualna choroba jest efektem wycieńczenia organizmu i wszystko wkrótce wróci do normy.

Kontem oka zauważył jak dotyka diademu wyglądającego jakby go upleciono ze złotych, kwitnących pnączy gdzieniegdzie wysadzanych różnokolorowymi kamieniami a tuż nad czołem umieszczono złoty półksiężyc.
Mocniej ścisnął ją za rękę, na co uśmiechnęła się niepewnie. Chwilę później tłum się przed nimi rozstąpił i weszli na polanę gdzie naprędce zbudowano kamienny łuk. Arien zatrzymała się zaskoczona, gdy zobaczyła Mae- Panią Jeziora i Gawaina, który na Avalon nauczył ją walczyć i udzielił jej wielu cennych rad.
- Wiedziałem, że dasz radę- powiedział mężczyzna a ona szybko uścisnęła całą dwójkę i czuła jak łzy szczęścia spływają jej po policzkach.

Nieco dalej dostrzegła Magnusa, Damona i Emmę, którzy pomogli jej przy odzyskaniu miecza. Tak bardzo chciała do nich podejść, porozmawiać, ale wiedziała, że na to czas będzie później. Czuła jak łzy radości znaczą jej policzki mokrymi śladami, kiedy zmierzała w kierunku gdzie stał kamienny łuk.
Z wahaniem puściła rękę Nathaniela i żeby ukryć drżenie dłoni ukryła je w fałdach szafirowej, haftowanej w skomplikowane złote wzory sukni. Takiej samej, jaką nosiła jej biologiczna matka, mistrzyni bractwa Strażniczek.
- Przywilej wędrowania między światami był zarezerwowany do tej pory dla nielicznych.- Zaczęła odwracając się do zgromadzonego tłumu.- Ale to się zmieni. Wszyscy powinni mieć możliwość poznawania miejsc, o których do tej pory tylko śnili. Jednak wiele osób chciałoby taką możliwość wykorzystać w niecnych celach, dlatego też tylko ci o czystych intencjach dostąpią tego przywileju inni odbiją się od niewidzialnej bariery- spojrzała na Damona wspominając jego słowa o tym, że wampir może wejść tylko tam gdzie go zaproszono. Mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie dostrzegając cień ironii w tym, co powiedziała.

-Wobec tego ja Arien, Strażniczka i Zaklinaczka, zrzekając się swych mocy tworzę sieć portali, dzięki którym każdy będzie mógł się przenieść w dowolne miejsce- szybko, nie dając nikomu czasu na reakcję uklękła u podstawy łuku. Czuła jak magia przepływa przez nią łącząc się z dziesiątkami wybudowanymi w tajemnicy przejść na terenie całej Silmeardy. Czuła zaskoczenie, podziw, fascynację i wiele innych emocji obserwujących ją ludzi. Otworzyła oczy i zobaczyła, że jej dłonie wyglądają jakby do ziemi spływała z nich srebrzysta ciecz oplatająca łukowatą budowlę, która lśniła niesamowitym blaskiem. W końcu, gdy poczuła mdłości i jakby ktoś wyrywał jej drobne kawałki skóry przestała, bo dalsze przesyłanie energii ziemi mogło zakończyć się nawet jej śmiercią. Wstała powoli, ale i tak zakręciło się w jej głowie. Jeszcze nigdy nie czuła się tak osłabiona. Dotknęła czołem chłodnego kamienia, co przyniosło nieco ulgi. Wszelkie dźwięki wydawane przez wiwatujących ludzi dobiegały jakby z oddali. Czuła jak ktoś ją obejmuje, to był Nate. Nie zdawała sobie, że drży dopóki nie zaczął jej rozcierać.
- Czemu tu jest tak zimno?- Spytała Carneya, który właśnie do nich podszedł. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w złotą koronę, symbol jego pozycji i władzy. Zmartwiony chłopak zmarszczył czoło i powiedział kilka słów do zgromadzonych, których nie zrozumiała.

- Zabierzcie ją do zamku, ledwo się trzyma na nogach. Dobrze się spisałaś droga przyjaciółko- kiedy uśmiechał się do niej poczuła, że coś jest nie tak jak powinno. Odruchowo jej wzrok powędrował ku niepozornej przygarbionej postaci.
Zabrałaś mi wszystko wiec i ja zabiorę ci tego, którego najbardziej kochasz.
Zdezorientowana spojrzała na Carneya, z którym jako jedynym porozumiewała się czasami w ten sposób, ale ten mentalny szept nie należał do niego.
Och myślę, że dobrze wiesz, kim jestem.
Ta krótka myśl była zabarwiona szyderczym śmiechem, ale wiedziała, do kogo należy. Jako jedyna wątpiła w jej śmierć i miała rację. Zalewie trzy, może cztery metry od niej stała Nathira, która zrobiła nieznaczny ruch palcami, z których zaczęły sączyć się krwistoczerwone opary. Ułamek sekundy później stanął przed nią potwór ze snu, w którym pierwszy raz zobaczyła Nathaniela. Ta sama bezoka istota z rzędem setek igieł w miejscu ust. Z jej ramion wyrastały rogi a spod niewielkich kawałków skóry wyzierały nagie mięśnie. Potwór stał obok kobiety jak przerażająca parodia strażnika. 

Podniosłość chwili minęła, jeszcze wyczuwalna przed chwilą radość ulotniła się a ludzie zaczęli uciekać w popłochu. Wśród chaosu jakaś niewidzialna siła prawie zwaliła Arien z nóg a Natea odrzuciła do tyłu tak mocno, że uderzył o drzewo i na chwilę stracił przytomność. Już miała do niego biec, gdy zobaczyła zbliżające się do niego Gail i Mae.
- Obyś zgniła w piekle- słabość zniknęła ustępując miejsca nieopisanej wściekłości i furii. Za szałem czaiło się coś niebezpiecznego, ale nie dbała o to. Czułą jak drżenie się nasila i zamknęła oczy żeby błyskawicznie zebrać myśli a kiedy je otworzyła zaszła w niej taka zmiana, że nawet ci nieliczni, którzy pozostali u jej boku ledwo byli w stanie ją rozpoznać. Ciepły zielony kolor jej oczu nabrał takiego blasku, że wyglądała jakby w jej wnętrzu płonęło słońce. Kasztanowe włosy zmieniły się w języki ognia, suknia wyglądała jakby utkano ją z mgły poprzetykanej gdzieniegdzie listkami głogu. Z ramion spływała jej srebrzysto niebieska peleryna, której krawędzie przy najmniejszym nawet ruchu zdawały się rozpływać. Delikatnie przykucnęła, po czym wybiła się w powietrze i zawisła jakby grawitacja nie miała nad nią żadnej władzy.

-Już. Nigdy. Więcej. Nikogo. Nie. Skrzywdzisz.- Dotknęła swojego naszyjnika, z którego wystrzeliły setki różno kolorowych promieni oplatających demona niczym magiczna sieć, która zaczęła wżerać się w jego skórę. Zaczął się rozpuszczać jak lód pod wpływem ciepła aż nie zostało nic prócz kałuży o nieprzyjemnie drażniącym zapachu.. Carney w tym samym czasie podbiegł do Nathiry przebijając jej serce sztyletem. Nie broniła się, co było dla niego zaskoczeniem, zupełnie jakby spodziewała się takiego końca. Z goryczą pomyślał, że fragment przepowiedni mówiący „wojownik pozbawi życia zdrajczynię i jako prawowity dziedzic zasiądzie na tronie” właśnie się dopełnił.
Dopiero po chwili zorientował się, ze wokół zapadła nienaturalna cisza. Odwrócił się i zobaczył, że obok leżącej w bezruchu Arien, która powróciła do swojej dawnej postaci, kuca Ghob i kreśli na jej ciele jakieś runy.
- Arien!- Już przytomny Nate w mgnieniu oka znalazł się przy dziewczynie kładąc sobie jej głowę na kolanach.- Zrób coś!- krzyknął na Ghoba uwijającego się jak w ukropie.
- Staram się, ale jak na ironię moc naszej przyjaciółki właśnie osiągnęła pełnię, co w normalnych warunkach bywa niebezpieczne mimo lat szkoleń i przygotowań a tak… nie wiem, co mam robić… lecznicze ani żadne inne znaki nie działają- na ostatnich słowach głos mu się załamał, co uzmysłowiło chłopakowi beznadzieję sytuacji.

- Nate?- spytała słabo i spróbowała się podnieść, ale powstrzymał ją.- Nie kłóćcie się, proszę- zaczęła drapać się po miejscach gdzie Pan Ziemi nakreślił runy.
-Wszystko będzie dobrze.
- Nie, nie będzie, - złapała chłopca za rękę, którą odgarniał jej z czoła kasztanowe kosmyki.- Nie tym razem. Obiecasz mi coś? Nie zapomnij o mnie dobrze?- Coraz cichszy głos załamał się na ostatnim zdaniu.
- Jak mam o tobie zapomnieć skoro zawsze będziemy razem?- Tak bardzo chciał podnieść ją na duchu, uwierzyć, że wszystko będzie dobrze, choć rozpalona jeszcze kilka minut temu skóra teraz była w dotyku lodowata a z buzi odpłynął wszelki kolor.
- Dałabym wszystko, żeby tak było. Bez względu na to, co się stanie, gdzie będziesz ja zawsze znajdę do ciebie drogę.
- Nie- w to jedno słowo sprzeciwu włożył wszystkie kotłujące się w nim uczucia.- Nie możesz, obiecałaś przecież, że mnie nie opuścisz- uświadomił sobie, że płacze dopiero, gdy dotknęła trzęsącymi się palcami łez spływających mu po twarzy.
- Głuptasie, przecież obiecałam, że wrócę- uśmiechnęła się do niego dokładnie tak jak lubił.- Kocham Cię Nate- powiedziała tak, żeby tylko on ją usłyszał, po czym znowu straciła przytomność.
- Arien? Arien?!- Spanikowany zaczął potrząsać jej ramionami.

- Uspokój się! Ona żyje, widzisz- Carney złapał go za rękę, którą przyłożył do nadgarstka dziewczyny gdzie ledwo można było wyczuć puls.
- Musi być coś, co można jeszcze zrobić- z nadzieją spojrzał po tych, którzy zostali. Po przyjaciołach i nieznajomych, osobach które sprawiły, że Arien stała się osobą którą pokochał.
- Jest jeden sposób- odezwała się Mae, Pani Jeziora, o której opowiadała mu Arien. Kobieta patrzyła wyczekująco na Ghoba.
- Wiem, że mówię to na każdym kroku, ale magia ma swoją cenę.- Przypatrywał się uważnie Nathanielowi szukając w wyrazie jego twarzy jakichkolwiek śladów wahania, ale nic takiego nie znalazł.- Jej organizm przez to, co zrobiła jest bardzo osłabiony i naprawdę nie wiem, czy to, co zrobię zadziała..
- Rób, co musisz tylko proszę nie pozwól, żeby umarł- przerwał mu chłopak.
- Ostrzegam, że może nie być taka jak przedtem, więc pytam jeszcze raz czy jesteś pewien?- Tym razem tylko energicznie pokiwał głową pozwalając, aby mężczyzna przystąpił do działania.


.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Czasami nic nie jest takie jak się wydaje.
W przyszłą  sobotę zapraszam na epilog.

Do następnego,

Artis