'Akcja toczy się osiemnaście lat po wydarzeniach opisanych w prologu.
*
Za niewielką, drewnianą chatą -ukrytą wśród drzew będących świadkami
najważniejszych wydarzeń w Silmeardzie*- wysoka dziewczyna o delikatnych rysach
zbierała lecznicze zioła. Gdy skończyła ułożyła je wszystkie w koszu i
stwierdziwszy, że ma te, których potrzebowała ruszyła w kierunku drewutni,
gdzie rozłożyła rośliny do wysuszenia. Zebrała te już pozbawione ostatniej
kropli wody i niektóre z nich powkładała do płóciennych woreczków a z reszty
sporządziła mieszanki pomagające zwalczyć rozmaite dolegliwości. Zadowolona z
wykonanej pracy ruszyła w kierunku domostwa, gdzie czekał na nią ciepły
posiłek. Na samo wspomnienie kuchni, niedużej izby pachnącej zawsze świerzym
chlebem, w której wesoło trzaskał ogień, poczuła jak kąciki ust powoli unoszą
się w rozmarzonym uśmiechu. Wchodząc do pomieszczenia nie zauważyła leżącej przy
drzwiach kupki drewna, o które potknęła się. Starając się ochronić się przed
upadkiem chwyciła za oparcie krzesła, co pozwoliło jedynie na zmniejszenie
siły, z jaką wylądowała na podłodze.
- Jeśli nie będziesz patrzyć pod nogi nie dożyjesz dnia swojego ślubu-
gdzieś za jej plecami rozległ się ciepły głos należący do najbliższej jej
osoby.
- Najpierw muszę znaleźć tego jedynego-, gdy poniosła się z radością
ucałowała ją w policzek.- Coś się stało mamo? Nie najlepiej wyglądasz.- Dodała
ze zmartwioną miną.
- Wszystko w porządku, tylko...czas biegnie tak szybko. Mam wrażenie jakbyś
dopiero co uczyła się chodzić a już jutro skończysz osiemnaście lat i będziesz
mogła opuścić swoich starych rodziców- z zamyśleniem odgarnęła kosmyk ciemnych
włosów z twarzy Arien.
- To nie tak.- pokręciła przecząco głową.- Przygarnęliście mnie choć nie
musieliście, wiele osób na waszym miejscu oddałoby mnie do przytułku.
Zawdzięczam wam wszystko, to jaką jestem osobą. Nie mogłabym was tak po prostu
zostawić.- odparła ujmując pomarszczone dłonie kobiety w swoje.
- Cieszę się, że tak mówisz.- pogładziła delikatnie dziewczynę po
policzku.- Wiem, że czeka Cię coś więcej niż tylko praca miejscowej
uzdrowicielki. A ja i Cedric… my … nawet nie jesteśmy twoimi prawdziwymi
rodzicami.
- To bez znaczenia. Zawsze będziecie tymi, którzy pomagali mi odkrywać
świat i nauczyli jak żyć, podczas, gdy moi prawdziwi rodzice tak po prostu porzucili
mnie.
Bree z rezygnacją pokręciła głową, wiedziała, ze dalsza dyskusja z jej
przyszywaną córką nie ma sensu. Była uparta jak nikt ze znanych jej osób, w tej
kwestii była bardzo podobna do swojej prawdziwej
rodzicielki.
Nigdy nie utrzymywali przed nią w tajemnicy tego, że nie jest ich rodzonym
dzieckiem. Od maleńkości opowiadali historie o jej rodzicach, z pewnych
względów nie mogli nigdy poznać jej ojca ale Bree dobrze pamiętała co
opowiadała na temat tajemniczego mężczyzny jej siostra. Jej mina i rozmarzone
spojrzenie świadczyły o tym jak wielkim uczuciem go darzyła a fakt, że nie
mogli być razem w sposób jaki by tego chcieli sprawiał jej ból. Chcieli
przybliżyć jej w jakiś sposób to jakimi byli ludźmi co nie powstrzymało ich od
zatajenia przed dziewczyną pewnych faktów o tym jak bardzo byli ważni dla
Silmeardy.
Co do Arien to choć jako dziecko zdawała się akceptować zawirowania jakie
miały miejsce przed i po jej urodzeniu to z czasem coś się zmieniło. Zaczęła
coraz bardziej utwierdzać się w przekonaniu o tym, że została porzucona.
Tłumaczenia, że zrobiono to dla jej bezpieczeństwa nic nie dawały tym bardziej,
że nigdy nie dowiedziała się w jakich okolicznościach i dlaczego do tego
doszło. Być może wtedy by zrozumiała…
- Witam was moje ukochane!- Drzwi otworzyły się z gwałtownym skrzypnięciem
sprzeciwu ukazując sylwetkę mężczyzny. Z błyszczącymi z zadowolenia oczami
zasiadł do stołu uściskawszy uprzednio swoje kobiety, jak miał w zwyczaju je
nazywać.- No to gdzie ten obiad?- Z udawanym zniecierpliwieniem zatarł ręce.
- Masz ty mój głodomorze- odparła Bree ze śmiechem stawiając na stole
parujące talerze. Mimo wielu lat spędzonych razem łączące ich uczucie nie
przygasło, można śmiało stwierdzić, że ostatnimi czasy nawet przybrało na sile.
Czas mijał im na wesołej rozmowie, gdy usłyszeli cichy stukot gdzieś nad
głowami. Po chwili ucichł i rozległ się ponownie tym razem jakby szybszy. Potem
rozległo się pacnięcie jakby coś spadło na podłogę. Dziewczyna
poczuła delikatne ukłucia zaczynające się u dołu pleców biegnące w górę
kręgosłupa, które skończyły się, kiedy ruda, puszysta kulka usadowiła się
wygodnie na jej ramieniu. Pogłaskała wiewiórkę o tyle niezwykłą, że między jej
paciorkowatymi oczami widniała czarna plamka w kształcie półksiężyca. Kawałkiem
chleba wytarła resztki sosu z talerza i podała swojej małej przyjaciółce, która
bezzwłocznie zaczęła zajadać przysmak.
- Żeby dzikie zwierzę jadło jak człowiek to się w głowie nie mieści!- Z
wyrazem sprzeciwu w głosie mężczyzna zaczął sprzątać talerze ze stołu.
- No wiesz, wydawałoby, że skoro pół życia spędziłeś pracując w lecie powinieneś
być miłośnikiem fauny- złośliwy uśmiech wykwitł na twarzy kobiety.
- Ty mnie lepiej nie prowokuj!- Cedric pogroził palcem swojej żonie, po
czym wybuchł gromkim śmiechem.- Mieliśmy jej coś dać- zwrócił się do niej jakby
zapomniał o obecności Arien. Kobieta z westchnieniem podeszła do podniszczonego
kredensu i z jednej z licznych szuflad wyciągnęła aksamitne zawiniątko.
- Obiecaliśmy Ci kiedyś, że w dniu, gdy staniesz się dorosła dowiesz się,
dlaczego opowiadałam te a nie inne legendy i czemu musiałaś uczyć się tych wszystkich
„wierszyków” w niespotykanych językach, ale przede wszystkim, że przekażę ci
wszystko, co wiem o rzeczach, które zmienią oblicze naszej krainy a które będą
zależeć od ciebie…
- Przerażacie mnie…
- Wiem, że brzmię jak wariatka- strapiona ściągnęła brwi.- Ale dzisiaj
chciałam, to znaczy chcieliśmy podarować Ci coś, co od zawsze należało do
ciebie- mówiąc to podała jej wspomniane tajemnicze zawiniątko. Gdy Arien pociągnęła
za wstążkę, którą był przewiązany kawałek materiału zobaczyła piękny naszyjnik.
Jego centralną część stanowił kamień mieniący się błękitem i bielą, w kształcie
nieregularnej kropli, otoczonej srebrną plątaniną kwiatów.
- Miałaś go na sobie, gdy Cię znalazłem- oznajmił mężczyzna zapinając
łańcuszek na szyi swojej córki, która wpatrywała się w niego jak
zahipnotyzowana.- Należał do twojej matki, starszej siostry mojej żony.
- Dziękuje…- chciała powiedzieć coś jeszcze, ale przerwał jej coraz
głośniejszy tętent końskich kopyt. Cedric szybko wybiegł na zewnątrz i ułamek
sekundy później był z powrotem.
- To żołnierze królowej. Znaleźli ją- w jego oczach można było dostrzec
strach i panikę. Podczas gdy jego żona spokojnie złapała Arien za ramiona i
powiedziała:
- Cokolwiek się stanie nie wolno Ci tu wrócić.
- O czym ty mówisz?!
- Trzy dni drogi stąd na północny zachód jest stara pustelnia- spojrzała na
męża, który w pośpiechu pakował do niewielkiego plecaka różne przedmioty.-
Znajdziesz tam list i wszystko, czego będziesz potrzebować, aby przeżyć przez
jakiś czas ale teraz musisz uciekać- ze łzami w oczach wypowiedziała ostatnie
słowo i pospiesznie ucałowała ją w czoło. Zdezorientowana dziewczyna stała jak
osłupiała, gdy mężczyzna wręczył je tobołek.
- Pamiętaj, że bez względu bardzo cie kochamy- z wyrazem ogromnego bólu
wymalowanego na twarzy niemal siłą wypchnął ją z domu.
Gdy skryła się wśród drzew ostatni raz obejrzała się za siebie i zobaczyła
jak królewska straż wyłamuje drzwi a chwilę później rozległ się rozdzierający
serce krzyk jej rodziców, który raptem umikł. To, co uświadomiła sobie było jak
kubeł lodowatej wody. Obróciła się w przeciwnym kierunku i zaczęła biec
najszybciej jak potrafiła. Jej bliscy zostali właśnie zamordowani… a wszystko
przez nią. Ale dlaczego? Setki pytań kłębiły się w jej głowie niczym stado os.
Gdy była już w bezpiecznej odległości upadła na kolana i orając palcami
ziemię poprzysięgła zemstę na ludziach winnych tej zbrodni. Złość, gniew
wstrząsał każdą komórką jej ciała. W pewnym momencie poczuła jakby powietrze
wokół niej zaczęło gęstnieć i drgać. Drobne światełka zaczęły wirować wokół w
szaleńczym tempie by gwałtowną falą rozejść się na boki. Kiedy podniosła
zapłakaną twarz ujrzała przerażający w swoim pięknie widok. W promieniu kilku
metrów nie było widać nic poza spalonymi roślinami pokrytymi lodowymi
kryształkami.
Gdzieś w zakamarkach pamięci rozbłysło pewne wspomnienie. Była jeszcze
małą, niespełna sześcioletnią dziewczynką, gdy z matką udały się na targ.
Przechadzając się wśród kolorowych straganów poczuła jak ktoś chwyta ją za
nadgarstek.
Magia jest czymś pięknym, potężnym darem dającym sposobność do
czynienia równie wielkiego dobra co zła. Sama w sobie nie jest taka ani taka. Wszystko
zależy od tego jak ją pokierujemy. Pamiętaj
o tym gdy się w tobie obudzi. Musisz przywrócić należne jej miejsce wśród dobra
i pokój w sercach ludzi.
Wówczas uznała słowa starej cyganki za majaki
niezrównoważonej kobiety. Teraz zaczęły nabierać zupełnie nowego sensu.
.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
*Silmearda- nazwa krainy w której toczy się opowiadanie.
CZYTASZ? SKOMENTUJ!
Jest i pierwszy rozdział.
Człowiek stara się, ma nadzieję, że to co pisze komuś choć trochę się
spodoba a później okazuje się że niewiele osób w ogóle to przeczytało. Choć może
z czasem będzie inaczej….
Mimo
wszystko do usłyszenia za tydzień,
Artis.