niedziela, 4 października 2015

Rozdział 2 "Podróż"



Arien od kilku dni zmierzała w kierunku wskazanym przez matkę. Jej celem była stara, opuszczona dziesiątki lat temu pustelnia, gdzie- przynajmniej miała taką nadzieję- mogłaby znaleźć chwilowe schronienie i być może odpowiedź na pytanie, dlaczego ściga ją królewska straż. Z tego, co opowiadali jej rodzice wiedziała, że nielicznych z nich królowa obdarowała specyficznym darem. Owi wybrańcy, tworzący elitarną jednostkę, otrzymywali niewielką cząstkę magii, dzięki której mogli wyczuć, kto jest istotą magiczną. Podobno korzystając z tejże mocy wyśledzili wiele osób o czarodziejskich zdolnościach i zdusili w zalążku wiele buntów. Postanowiła, więc ze względów bezpieczeństwa unikać głównych traktów. Właściwie jej wędrówka sprowadzała się do przedzierania się przez poszycie lasu, które w tych rejonach składało się głownie z kolczastych roślin. Kilkakrotnie zmieniała kierunek wędrówki, mimo to momentami miała wrażenie jakby ktoś ją śledził i obserwował. Co wydawało się kompletnym bezsensem, bo zamiast ją śledzić mogli ją pojmać i już dawno powinna być zakuta w kajdany w jednym z wielu owianych wątpliwą sławą więzień. Chyba, że mieli nadzieję iż doprowadzi ich do Arterian, owianych złą sławą buntowników, swoistego ruchu oporu.

Wędrówka mająca trwać trzy dni wydłużyła się do pięciu, a brak snu i nieliczne przerwy na odpoczynek coraz bardziej dawały się jej we znaki. Wyczerpana przycupnęła na omszałym głazie i wygładziła zniszczoną sukienkę, po czym zebrała trochę suchych gałęzi i rozpaliła je za pomocą krzesiwa. Do glinianego kubka wrzuciła odrobinę dziko rosnących warzyw, które znalazła niedaleko. Ostrożnie ustawiła naczynie na prowizorycznym palenisku i wyciągnęła dłonie w kierunku ognia, aby je ogrzać. Chwilę później poczuła delikatne uderzenie, zerknęła w bok gdzie jeszcze toczył się orzech. Puk! Znowu obrywa, tym razem żołędziem. Poirytowana wstała i uzbrojona w grubą gałąź zaczęła rozglądać się za sprawcą zamieszania. Wśród drzew rozległ się cichy szelest i moment później w zasięgu wzroku dostrzegła swoją rudą pupilkę. Pochyliła się na tyle, aby podnieść wiewiórkę.

- Nigdy więcej tak mnie nie strasz!- Z udawaną złością pogroziła zwierzątku, które zabawnie przekrzywiło główkę.- Wygląda na to, że zostałyśmy same- dodała ze smutkiem. Usiadła na ziemi podciągnęła kolana i ukołysana cichym szlochem odpłynęła w objęcia morfeusza, czując przy boku kojąco ciepło zwierzątka.

Gęsta mgła rozwiała się ukazując monumentalne ruiny. Dziewczyna z wahaniem ruszyła w ich kierunku. Przyłożyła rękę to zniszczonych kamieni wyczuwając każdą najmniejszą niedoskonałość. Pod palcami wyczuła coś jeszcze… Ze zdumieniem stwierdziła, że mury emanują pulsującym ciepłem. Odchyliła zasłonę bluszczu i weszła na dziedziniec. W centrum znajdował się kamienny tron, na którym siedziała kobieta o płomiennych włosach częściowo skrytych pod kapturem. Odziana w szafirową suknie wykończoną złotym haftem roztaczała wokół siebie naturalny majestat. Miała wrażenie jakby jej ciemne oczy przewiercały ją na wylot.
- Czekałam na Ciebie- oznajmiła melodyjnym głosem.
- Dlaczego? Kim jesteś?
- Jam jest jedną z ostatnich. Jam jest tą, której przeznaczeniem jest Cię ostrzec.
- Ostrzec? Przed czym?
- Czas tyrani dobiega końca- kontynuowała jakby nie usłyszała pytania Arien.- Lecz to od ciebie będzie zależeć czy wybraniec zasiądzie na tronie. Będziesz musiała pokonać wiele trudności, podjąć decyzje, które wpłyną na losy nas wszystkich. Posiadasz moc, której jeszcze nie rozumiesz a w której poznaniu pomogą Ci kapłanki.
- Jakie kapłanki?
- Na odpowiedzi przyjdzie jeszcze czas.-Miała wrażenie jakby przez twarz nieznajomej przemknął cień uśmiechu.- Jesteś  dokładnie taka jak to sobie wyobrażałam.- podniosła dłoń na wysokość twarzy dziewczyny ale szybko  ją cofnęła. Arien nie mogła oprzeć się wrażeniu, że chciał pogładzić ją po policzku.- Musisz wsiąść na statek płynący na wyspę Sinon.
- Dobrze…, ale co mam zrobić, gdy tam dotrę?- Zapytała niepewnie.
- O ile będzie Ci dane dobić do brzegu- odpowiedziała z miną niezdradzającą żadnych emocji.- I jeszcze jedno, musisz odszukać klepsydrę zaklinaczy- jej słowom towarzyszył błysk światła, z którego uformował się wspomniany przedmiot. W przeciwieństwie do jemu podobnych jej wnętrza nie wypełniał piasek a coś, co przywodziło na myśl płynne światło mieniące się różnymi odcieniami zieleni. Zauroczona dziewczyna zapragnęła jej dotknąć, gdy była tego bliska w kierunku dłoni wystrzeliły małe świetliste węże.- Nie jesteś gotowa, jeszcze nie.- Po tych słowach kobieta zaczęła dosłownie rozpływać się w powietrzu
- Poczekaj!-  chciała złapać kobietę ale jej dłonie przeszły jak przez mgłę.
- Spotkamy się ponownie w Zatoce Snów.
Tajemnicza dama zniknęła nie pozostawiając po sobie śladu.

Delikatny podmuch wiatru obudził Arien z niespokojnego snu o pięknej kobiecie, która kazała jej odszukać jakąś magiczny klepsydrę. Zaspana przetarła oczy i ze zdumieniem stwierdziła, że nie znajduje się w tym samym miejscu, co przedtem. Zamiast skał, wśród których zatrzymała się, aby odsapnąć dostrzegła zrujnowaną pustelnię.

*

            Znajdowała się na pokładzie statku, którego celem była okryta tajemnicą wyspa Sinon. Na jej temat wśród ludzi krążyło wiele legend. Jedna z nich głosiła, że w jednym z licznych tuneli znajduje się portal prowadzący do innego świata.
Szczelniej otuliła się podróżnym płaszczem, który znalazła w samotni. Był to jeden z przedmiotów, jakie stamtąd zabrała. Brązowa tunika, spodnie i koszula z grubego materiału zastąpiły jej zniszczone odzienie. W milczeniu obserwowała rozbijające się o burtę fale. Tajemnice. Z każda chwilą było ich coraz więcej. Przytłaczający ciężar odpowiedzialności utrudniał jej racjonalne myślenie. Miała wrażenie jakby oddalała się od własnego ja. Do tej pory uważała się za zwykłą, niczym niewyróżniającą się dziewczynę.
„ Jeśli to czytasz to oznacza tylko jedno. Zdarzyło się coś czego obawialiśmy się od chwili gdy zawitałaś w naszym domu a nas już nie ma.

„Narodziłaś się w trudnych czasach. Po latach spokoju nastały trudne dni. ludzie pragnący władzy krok po kroku, stopniowo acz metodycznie dążyli do celu, który powoli zaczęli osiągać. Wraz z ich coraz to większymi sukcesami w Silmeardzie zaczął panować chaos.
Chcielibyśmy powiedzieć Ci więcej ale nasza rola już się skończyła. Staraliśmy się jak najlepiej przygotować Cię na nadchodzące wydarzenia choć w głębi serca liczyliśmy, że nigdy nie nadejdą. Skoro czytasz te słowa to znaczy, że stało się inaczej a nas już nie ma wśród żywych.
Wiemy, że masz żal do swoich rodziców o to, że- w twoim mniemaniu- porzucili Cię. Musisz wiedzieć jedno- wszystko co zrobili czynili z myślą o tobie. Gdyby mieli wybór z pewnością postąpiliby inaczej. Jednak ich rola w minionych wydarzeniach była większa niż możesz się tego spodziewać o czym zapewne wkrótce się przekonasz.
Kochający rodzice,
Bree i Cedric”

Słowa listu napisanego na pożółkłym papierze wryły się jej głęboko w pamięci. Podejrzewała, że gdyby ktoś obudził ją w środku nocy potrafiłaby go bezbłędnie wyrecytować. Zastanawiała się kiedy mogli go napisać. Kilka dni a może lat temu?
Naciągnęła kaptur na tyle, aby skryć zapłakane oczy. By schronić się przed coraz mocniej wiejącym wiatrem zeszła pod pokład po skrzypiących schodkach. Klucząc pomiędzy ciasno zbitymi ludźmi podeszła do nowo  poznanego mężczyzny pochylającego się nad opatuloną w ciepłe koce dziewczynką

- Czasami mam wrażenie jakby wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie-bezsilnym gestem przeczesał ciemne loki opadające na poznaczone zmarszczkami czoło
- Zawsze trzeba mieć nadzieję. Żadna noc nie może być aż tak czarna, żeby nigdzie nie można było odszukać, choć jednej gwiazdy. Pustynia też nie może być aż tak beznadziejna, żeby nie można było odkryć oazy.  Czasami trzeba pogodzić się z losem. Zawsze gdzieś czeka jakaś mała radość.
- Nadzieja… od kilku miesięcy tylko ona powstrzymuje mnie przed załamaniem. Moja córka jest ciężko chora, wędrujemy po całym królestwie w poszukiwaniu leku. Więc nie mów mi, że mam pogodzić się z losem!- Jego twarz wykrzywił grymas nieludzkiego bólu.

Wiedziała, co czuję. W końcu sama niedawno straciła najbliższych, tylko że to co przeżywał Hagen były innego rodzaju cierpieniem. Patrzenie jak twoje dziecko umiera i niemoc aby pomóc, ulżyć mu w chociażby najlżejszy sposób.
Jasne włosy dziewczynki przykleiły się do jej spoconego czoła a ciałem, co chwilę wstrząsały drgawki. Skóra była pokryta licznymi, ropiejącym wrzodami. Arien usiadła na brzegu łóżka i sięgnęła po stojący obok posłania kubek letniej wody. Z sakiewki przyczepionej do skórzanego paska wyciągnęła garść ziół, które w połączeniu z cieczą stworzyły gęstą papkę.

-Co ty robisz?- spytał takim głosem, że Arien odniosła wrażenie jakby zastanawiał się co ma zrobić.
- Poczekaj.- poprosiła smarując drobne, owrzodzone ciałko a gdy skończyła jedną dłoń położyła na klatce piersiowej dziewczynki podczas gdy druga spoczęła na jej czole
Przez te kilka chwil miała wrażenie jakby kierowała ją jakaś niewidzialna siła. Jej ręce poruszały się jak gdyby same wiedziały co robić. Zamknęła oczy i powiedziała:
- Waíse heill!*
Początkowo nic się nie działo. Serce zaczęło jej przyspieszać, poczuła znajome drganie powietrza, któremu towarzyszył przepływ energii między nią a dzieckiem. Kiedy odważyła się ponownie na nią spojrzeć ujrzała jak rany znikają. Mężczyzna wydał cichy jęk zdumienia a kiedy jego córeczka odzyskała przytomność chwycił ją w ramiona i zaczął płakać ze szczęścia.
- Dziękuje- w jego głosie było słychać ulgę i szczęście zarazem. Dziewczyna czuła się osłabiona, odsunęła się, aby nie mącić rodzinnego szczęścia.
- Co tu się dzieje?- Znikąd pojawił się mężczyzna w czarnej pelerynie z wyhaftowaną nań włócznią oplecioną czerwonym pnączem. W tym momencie wolałaby nigdy się nie narodzić. Trafić w takiej chwili wprost w łapy jednego z członków osobistej straży królowej groziło tylko jednym. Śmierć. Prawdopodobnie to ją właśnie czekało. Przez cały rejsc udawało się jej schodzić im z drogi ale chęć pomocy innym była taka silna…

- Nic takiego panie, ta kobieta uzdrowiła moją córkę, ona jest… zielarką.- Mężczyzna próbował ratować Arien, ale wahanie w jego głosie było aż nazbyt namacalne.
- Jak śmiesz łgarzu.- uderzył go nabitą ćwiekami rękawicą.- Mów, kim jesteś!- Chwycił, Arien za przód tuniki, spod której wyślizgnął się medalion.- Ty…- Szok i niedowierzanie ustąpiły miejsca nieopanowanemu gniewowi.- Brać ją!- Rozkazał swoim towarzyszom. Ci związali ją i w stalowym uścisku wywlekli na pokład. Jeden z nich pchnął ja na tyle silnie, że upadła. W ustach czuła krew, wszystko zaczęło dookoła niej wirować i kręciło się jej w głowie.

Najmłodszy ze strażników, chłopak w jej wieku,  szedł w jej stronę z ciężkim łańcuchem. Zaczęła szamotać się próbując uwolnić się z bolesnych pęt. Jeśli skrępują ja tym żelastwem zginie idąc na dno pod jego ciężarem. Uspokój się! Usłyszała głos chłopaka, ku jej zdumieniu jego usta nie poruszyły się. To telepatia. Odpowiedział bezgłośnie na pytanie malujące się w jej oczach. A Teraz skup się, drugiej szansy nie będziesz miała. Oplótł ją łańcuchami, ale zrobił to tak, że miała trochę swobody. Powodzenia. Razem ze swoim kompanem chwycili jej bezwładne ciało i biorąc zamach wyrzucili za burtę. Z krzykiem przerażenia przebiła niespokojne fale. Lodowata woda niemal całkowicie wycisnęła jej powietrze z płuc. Walcząc o każdy oddech wyswobodziła się z krępującego jej ciało metalu. I wtedy porwał ją prąd. Wrażenie było takie jakby głębiny próbowały rozerwać ją na strzępy. Spanikowana dostrzegła wyłaniające się z odmętów bezcielesne zjawy. Jej naszyjnik rozbłysł oślepiającym światłem, co na mgnienie oka odstraszyło odrażające stwory. Chodź z nami! Potrzebujemy twojej siły! Upiorny szept niemal ranił jej uszy. Jedno pragnienie. Chcę znaleźć się w bezpiecznym miejscu! Później była tylko ciemność.

.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

*bądź uzdrowiona (zwrot zaczerpnięty ze starej mowy występującej w książkach: „Eragon”, „Najstarszy” i „Brisingr”).

CZYTASZ + KOMENTUJESZ= MOTYWUJESZ

Jestem chora, wszystko mnie boli i nie mam siły więc rozpisywać się dzisiaj nie będę. 

Do następnego,
Artis



4 komentarze:

  1. Zapomniałaś o ostatniej części, Dziedzictwo ;*
    Kurde Artist, to mi się podoba coraz bardziej! Powinnaś to wydać w formie książki ;)
    Zachwycona, DF.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze to zdrowia. Zdrowiej szybko bo wszyscy wiemy, jak to cholerstwo męczy. Wysyłam tony chusteczek, koce i coś co wyleczy. Jakieś tam naturalne cudeńka :) Po drugie: zastanawiałam sie dziś podczas chwilowego napływu weny dlaczego ja zawiesiłam bloga. No i teraz wiem. Jesteś drugą autorką opowiadania, której ksiązkę bardzo chętnie bym przeczytała. Słuchaj, to dopiero 2 rozdział a ja już zakochałam się w tym opowiadaniu także wiesz, wyczyn to jest spory. I wychodzi na to, ze pod każdym rozdziałem będę musiała Ci pisać jak świetnie piszesz i jak wspaniale sie to czyta. Bo tak jest. Masz talent i chyba cokolwiek byś nie napisała jest to świetne. Az mi ochota na groźby przeszła. Co do treści - ochota wraca. Zamęczysz tą biedną dziewczynę nim dane jej wypelnić przeznaczenie będzie. No i wkurzyłam się - on a tu kulturalnie pomaga a tu jakiś typ ją wyrzuca za burtę. No ludzie! Znaczy ja wiem, tak muszą, tak ma być i w ogóle ale i tak się wkurzyłam. Telepatia? O mamusiu, ja to naprawdę polubię! A teraz wstajemy i klaszczemy dla tego chłopaka, który zostawił jej trochę luzu. Już, już, wszyscy pięknie i długo klaszczą a teraz wyjmujemy swoje smartfony i wspieramy akcję #milionlajkówdlategochłopaka . Końcówka jak dla mnie mistrzostwo. Niby wiem, że nie umrze bo kurde to dopiero 2 rozdział ale jednak ta niepewność tego co dokładnie się z nią stanie jest,
    Okej, komentarz chyba mało składny i logiczny ale jedno ejst pewne - pokochałam to opowiadanie i cieszę się, że nawet popimo choroby dałas radę coś nam wrzucić. A teraz czas na groźbę 0 droga chorobo, jeśli nie zostawisz naszej Artis w spokoju to przyjdzie Andrzej ze swoją brodą i będzie Cie dłuuuugo przytulał. Jasno przekazałam ze masz się wynosić? Mam nadzieję.
    Pozdrawiam, wracaj do zdrowia i ogólnie czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nic nie rozumiem, mam więcej pytań niż odpowiedzi i jestem całkowicie zagubiona w tym opowiadaniu, ale strasznie mi się ono podoba i wciąga coraz bardziej. Uwielbiam takie klimaty fantasy. ie wiem czy bardziej mnie zaintrygował ten dziwny sen (wizja?) ze świetlistą klepsydrą czy telepatia chłopaka na statku. Jestem ciekawa obu tych postaci, mam wrażenie, że oboje wiedzą wiele i mogliby rozwiać moje i Arien wątpliwości. Myślę, że jeszcze się tutaj pojawią.
    Dziękuję, że odwiedziłaś i skomentowałaś mojego bloga. Proszę, żebyś mnie informowała o nowych rozdziałach w zakładce SPAM :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj, wiem dawno mnie nie było. Na swojego bloga też nie miałam czasu. Powód tego? Nie będę tu ci się rozpisywać, jeśli chcesz wiedzieć wejdź na mojego bloga, tam znajdziesz informacje, tyle, że nie na Zniewolonego, tylko na starszego bloga pt. "nieuniknione Przeznaczenie". Dobra dość tej paplaniny. Przejdę do rzeczy. Chyba sie pogubiłam w trakcie czytania, a może zbyt mało szczegółowo to opisałaś. Chodzi i oto, ze najpierw była w jakimś lesie, wśród skał, śniła o tej kobiecie, obudziła się w pobliżu pustelni, a potem była nagle na statku? Czy coś zgubiłam po drodze? Chyba nie. Zabrakło mi opisu tej pustelni. Potem się tylko dowiadujemy,że znalazła tam jakieś ubranie i tyle. Jak dostała się na statek? też nie wiem. Troszkę to wszystko jak dla mnie chaotyczne. Końcówka ciekawa. Jestem zaintrygowana tym chłopakiem, który porozumiewał się z nią telepatycznie. Pozdrawiam :) I sorka za taka małą krytykę, ale jestem już taka, ze piszę co myśle, a nie to co ludzie chcą czytać. Uważam, ze lepsza jest szczera opinia niż komentarze typu "fajnie, podobało mi się" :D Wpadne wkrótce na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń