sobota, 31 października 2015

Rozdział 4 "Witamy na Avalon"



-Nareszcie się obudziłaś- z cienia wyszła kobieta, ubrana w prostą lnianą suknię, przepasaną skórzanym paskiem. Jednak wzrok dziewczyny przykuł naszyjnik z motywem półksiężyca.

- Gdzie ja jestem?- miała wrażenie, że jej gardło płonie a wypowiedzenie każdego słowa sprawiało niesamowity ból.

- Witamy na Avalon- odpowiedziała z uśmiechem i podała jej kubek z parującą zawartością. Nigdy się nie spotkały, nie wiedziały o sobie zupełnie nic. Może inaczej, to Arien nie wiedziała nic o tej tajemniczej pani. Powinna czuć może nie tyle strach co niepokój, tymczasem jakaś jej część mimowolnie jej ufała. Wiele lat temu, jako mała dziewczynka, w czasie długich zimowych wieczorów wsłuchiwała się w legendy, które opowiadała jej matka. A teraz ta kobieta twierdzi iż znajdowała się w miejscu, które uważała za istniejące jedynie w legendach.- Nie patrz tak na mnie, to wszystko co tutaj widzisz jest… prawdziwe. Powiem więcej, jest tak samo rzeczywiste jak wszystko inne co do tej pory poznałaś.- Uśmiechnęła się znacząco, bacznie jej się przyglądając.

- Jasne, a ja jestem panią Jeziora- odparła z przekąsem, upijając przy tym nieco zawartości naczynia.

- Na imię mi Mae, ale tutaj zwracają się do mnie tym właśnie tytułem.- na te słowa dziewczyna zakrztusiła się wypitym napojem.

- No chyba sobie żarty stroisz?! Chociaż… nie już wiem! Jednak nie dałam rady uwolnić się z łańcuchów, te dziwne stwory… coś mi zrobiły i tak naprawdę jestem martwa a to są zaświaty- brzmienie głosu Arien zdradzało, że jest bliska paniki.

- Żyjesz i tak będzie jeszcze przez wiele długich lat, przynajmniej z tego co mi wiadomo.- Usłyszała w odpowiedzi, zaraz po tym jak kobieta opanowała atak śmiechu wywołany jej słowami.- Nasza wyspa, Avalon ma wiele nazw, wyspa mgieł, ziemia kobiet czy także wyspa jabłek… ale zdecydowanie nie jest światem umarłych choć tak jest kojarzona najczęściej. Ludzie wierzyli, że nie ma tu wstępu nikt poza legendarnymi bohaterami a że ci przybywali tu głównie po to, żeby uleczyć śmiertelne rany i nigdy już nie wracali…

-… zaczęto twierdzić, że to kraina zmarłych. Tylko dlatego? Bo żony miały już nie zobaczyć swoich mężów?- dopytywała się pełnym powątpiewania głosem.- Rozumiem, że czasami każdy stara się nie dopuścić do świadomości wiadomości o utracie kogoś bliskiego ale to jest…- urwała nie wiedząc co ma właściwie powiedzieć, to wszystko było co najmniej dziwne.

- Tak rodzą się mity, legendy i różnego rodzaju wierzenia. Tak jak powiedziałaś, czasami łatwiej jest uwierzyć nie w rzeczywistość a w coś nadprzyrodzonego.- wyraz ciemnych oczu kobiety był nad wyraz spokojny.-Jak mówi mądre porzekadło, każda historia, choćby wydawała się zupełnie nieprawdopodobna ma w sobie ziarno prawdy.- stwierdziła, po czym z drewnianej skrzyni wyciągnęła płaszcz podróżny i podała go Arien.- Wiem, że jesteś obolała ale musimy porozmawiać o wielu sprawach a czasu jest coraz mniej.

Nieznajoma szybko wyszła na zewnątrz nie czekając na reakcję swojego gościa. Dziewczyna wygramoliła się spod sterty pościeli i czym prędzej zarzuciwszy na ramiona okrycie wybiegła z chaty. Gdy znalazła się na zewnątrz owiało ją chłodne powietrze wiejące od strony spokojnych wód jeziora, nad brzegiem którego można było zauważyć kilkoro postaci zawzięcie o czymś dyskutujących. Miała ochotę podejść do nich i dowiedzieć się co wywołało to poruszenie ale Mae właśnie zniknęła jej z oczu, więc przyspieszyła i szybkim krokiem ruszyła kamienną ścieżką prowadzącą na szczyt wzgórza.

- Jak się tu znalazłam?- spytała zrównując się z kobietą, która jak na swój podeszły wiek poruszała się nadzwyczaj prędko.

- Kilka dni temu znalazłyśmy Cię nieprzytomną na brzegu. Byłaś wyziębiona a twój puls był ledwo wyczuwalny. Choć nie miałaś żadnych widocznych obrażeń nie byłam pewna czy z tego wyjdziesz.- nie zatrzymując się zerknęła przez ramię na dziewczynę.

- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.- drążyła dalej Arien.

- Dostać się na Avalon… to nie jest takie łatwe.- westchnęła głęboko.- Nie można od tak po prostu przypłynąć tu jak na pierwszą lepszą wyspę. Wszyscy Ci, którym się udało.. nie byli do końca świadomi tego, że chcą tu być.- przerwała na chwilę gdy zobaczyła zdezorientowaną minę dziewczyny.- To iż się tu znaleźli wynikało z dwóch kwestii. Po pierwsze: znajdowali się w niebezpieczeństwie, może nawet coś zagrażało ich życiu. Po drugie: musieli być godni.- Mae skrzywiła się najwyraźniej świadoma tego jak naiwnie zabrzmiało ostatnie zdanie.

- To by trochę wyjaśniało.- stwierdziła przypominając sobie strach jaki czuła kiedy w morskich głębinach otoczyły ją bezcielesne zjawy.

- Co właściwie wiesz o swoich rodzicach? O swoich prawdziwych rodzicach?- spytała nagle kobieta po chwili milczenia

- O ojcu właściwie nic, z resztą o matce też niewiele poza faktem, że była siostrą Bree i z jakiegoś nieznanego powodu musiała oddać mnie jej pod opiekę nigdy z nami się potem nie kontaktując… Ale co to właściwie ma do rzeczy?

- Więcej niż mogłabyś się spodziewać ale o tym za chwilę.- Ucięła bo właśnie dotarły na szczyt wzniesienia, które wieńczyło siedem, wysokich menhirów* tworzących kamienny krąg. Nie byłoby w tym fakcie nic nadzwyczajnego gdyby nie to iż ze szczytu każdego głazu wyłaniały się świetliste promienie, które łączyły się pośrodku okręgu tworząc wielobarwną kulę o falującej powierzchni, od której bił taki blask, że nie mogła się oprzeć i zasłoniła dłonią oczy. Teraz widziała wszystko wyraźniej, dostrzegała więcej szczegółów. Przez moment miała wrażenie, że jej się przewidziało ale obraz pojawił się ponownie. Pod powierzchnią kuli pojawiały się i znikały na przemian ludzie oraz światy nie przypominające tego w którym się wychowała. Gdzieś w zakamarkach jej pamięci rozbłysło odległe wspomnienie.

- Pieczęć światów.- wyszeptała cicho.
- Zgadza się.- Mae przytaknęła jednocześnie przysiadając na ziemi. Z niepokojem spojrzała na Arien po czym rozpoczęła swoją opowieść.- Jak wiesz istnieje wiele historii opowiadających o tym miejscu, każda z nich ma w sobie ziarno prawdy choć większość jest daleka od tego co wydarzyło się naprawdę. Ludzie zawsze wierzyli, że oprócz tego skrawka ziemi na której przyszło im żyć istnieją jeszcze inne, nieodkryte miejsca. Jednak u mało której osoby wiara ta odnosiła się nie tyle co do innych ziem co światów. Jak w przeważającej większości bywa najważniejsze odkrycia zostają dokonane przez przypadek. Nie inaczej było i tym razem. Pewne rodzeństwo schroniło się przed deszczem w jaskini gdzie odkryli świetlisty portal prowadzący do Alagaësi**. Gdy przeszli na drugą stronę przejście zniknęło. Nie tracili jednak wiary, że jeśli poczekają wystarczająco długo będą mogli wrócić do domu. Minęło kilka dni i nic się nie zmieniło. Zethar, bo tak było chłopcu na imię, był z natury niespokojny i niemalże wariował gdy nie miał na coś wpływu. Krążył nerwowo w pobliżu miejsca gdzie rozbili prowizoryczny obóz, podśpiewując pod nosem piosenki w pradawnej mowie. Na swe nieszczęście a właściwie szczęście nie wiedział, że wypowiadane słowa mają ukrytą moc. Zrezygnowany usiadł pod skałą ukrywając twarz w dłoniach. Jego siostra, Una, chciała go jakoś pocieszyć, przekonać że wszystko jakoś się ułoży ale sama powoli zaczynała w to wątpić. Siedzieli w ciszy gdy coś zaczęło się dziać. Najpierw na wyciągnięcie ręki pojawiło się niewielkie wirujące światełko, które robiło się coraz większe aby w końcu wybuchnąć oślepiającym blaskiem. Gdy ich oczy przyzwyczaiły się do wszechobecnej jasności zobaczyli kamienny portal, który wypełniały wielokolorowe promienie. Powoli niedowierzanie ustępowało miejsca czystej dziecięcej radości. Szybko zerwali się z miejsca i z nadzieją ruszyli ku przejściu, jak mieli nadzieję do ich świata. Niestety, powiedzmy że zaistniał pewien problem. Una bez problemu przeszła na drugą stronę jednak jej brat napotkał na niewidzialną barierę, która mimo iż z całej siły uderzał w nią pięściami nie chciała ustąpić, co nie oznaczało iż miał zamiar dać za wygraną. Kiedy jednak zdał sobie sprawę, że nic nie wskóra osunął się na kolana z przyciśniętymi do niewidzialnej tafli dłońmi wpatrując się w twarz siostry, po której strumieniami płynęły łzy. Sytuacja wydawała się tym gorsza gdyż nie mogli usłyszeć co mówi to drugie. Właśnie wtedy ujawnił się kolejny dar. Telepatycznie obiecali sobie że jeszcze się spotkają i zawsze będą o sobie pamiętać. Una ze strachu nie wróciła do domu lecz udała się do stolicy Silmeardy, do Irl. Natomiast wycieńczonego Zethara znalazł leśny lud. Każde z nich spotkało na swej drodze osoby, które udzieliły im schronienia ale przede wszystkim wyjaśniły co się naprawdę stało. W krótkim czasie okazało się że takich jak oni jest więcej. I w każdym przypadku powielany był ten sam schemat. Tylko chłopiec był w stanie stworzyć portal ale już nie mógł przez niego przejść, w przeciwieństwie do swoich rówieśnic. Wiele lat poświęcono na badania dlaczego tak się dzieje ale nic nie udało się wyjaśnić. Magowie którzy podjęli się odszukania pozostałych dzieci do dziś nazywamy starszyzną. W każdym ze światów postanowiono zebrać ich w jednym miejscu tak aby mogły doskonalić swoje zdolności. Każde z tych, zgromadzeń z czasem cieszyło się coraz większym szacunkiem i jak to już bywa ludzie mają w zwyczaju nadawać wszystkiemu nazwy więc..

- … mężczyzn nazywano Zaklinaczami a kobiety Strażniczkami. Tworzyli powiedzmy, że pewien rodzaj bractwa. To o nich mówisz prawda?- spytała Arien.
- Zgadza się.- potwierdza z westchnieniem kobieta.- Ponieważ do tej pory zasłona oddzielająca światy pozostawała stabilna zbytnio nie przejmowano się jakie mogą być skutki gdy sytuacja ulegnie zmianie. Ale że nic nie trwa wiecznie… Wiele lat temu ilkoro ze starszyzny zdało sobie sprawę, że jeśli odpowiednio wykorzystają sytuację może im to przynieść niesamowite bogactwa i władzę. Ale w konsekwencje rytuału jaki odprawili były opłakane. Zasłona została trwale uszkodzona i właśnie wtedy stworzono to miejsce. Każdy z menhirów symbolizuje jeden z siedmiu czakramów energii, ale właściwą pieczęcią był magiczny przedmiot znany jako klepsydra zaklinaczy. Jednak jak widzisz nie ma jej tutaj. Wstyd mi to przyznać ale jedna z kapłanek zdradziła nas i oddała go w niepowołane ręce.- Urwała na chwilę i spojrzała na środek kręgu.- Powiedz… czy zastanawiałaś się kim tak naprawdę byli twoi biologiczni rodzice?
- Oczywiście ale to chyba normalne u sierot. Poza tym nie bardzo wiem o co mi chodzi i jaki mam z tym wszystkim związek.- była przekonana, że zaraz usłyszy coś o czym by wolała nie wiedzieć. Najchętniej uciekła by z tego dziwnego miejsca i schowała się gdzieś, gdzie nikt jej nie znajdzie. Przyglądała się kobiecie, na której twarzy pogodny wyraz ustępował coraz większemu napięciu.
- Myślę, że w gdzieś głęboko wiesz co mam na myśli. Oni byli… jednymi z ostatnich przedstawicieli bractwa.- wydusiła z siebie.
- Nie, nie, nie, to nie może być prawda- czuła jakby na gardle zaciskała się jej niewidzialna obręcz utrudniająca mówienie.- Bo przecież chyba coś znaczyli, prawda? Mogli mnie chronić!- to wszystko nie mieściło się jej w głowie. Zawsze przeczuwała, że Bree miała powody ukrywać ich tożsamość ale to przechodziło ludzkie pojęcie. W głowie aż jej się kotłowało od nadmiaru emocji, miała wrażenie jakby zaraz miała eksplodować. Wtedy Znowu to poczuła. Było tak jakby drżała każda cząstka jej ciała a powietrze wokół zaczęło gęstnieć. Z ziemi z niesamowitą prędkością wystrzeliły pnącza tworząc coś na kształt baldachimu chroniącego je przed gwałtowną ulewą która właśnie się zebrała. Otoczył jej ognisty krąg, którego nie był w stanie zagasić wszechobecna woda. Delikatny dotąd zefirek zmienił się w szalejący wiatr. Mae objęła twarz dziewczyny rękoma i kojący głosem wyszeptała:

- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Nie masz się czym martwić.- Jestem jakiś dziwadłem i nie ma się tym przyjmować? Pomyślała spanikowana.- Wiem że to wszystko może wydawać się trudne, sama na początku nie akceptowałam tego kim jestem ale uwierz mi że ja i moi pobratymcy zrobimy wszystko żeby ci pomóc.- Umilkła na chwilę i nim Arien zdążyła zareagować sięgnęła do jej prawej dłoni gwałtownie podciągając rękaw. Mimo że widziała je gdy znaleźli ją w złym stanie na brzegu jeziora i tym razem czarne znaki, jarzące się teraz magicznym blaskiem wzbudziły w niej zachwyt i niepokój zarazem.- Zaklinaczka i Strażniczka, ta która sprawuje pieczę nad czterema elementami.- przetłumaczyła słowa języka uważanego za wymarły.- Widzisz... oprócz tego wygląda na to, że jesteś Panią żywiołów.

.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

*Menhir- – w kulturze celtyckiej nieociosany lub częściowo obrobiony głaz (najczęściej zaostrzony od góry) ustawiony pionowo na grobie zmarłego), pełniący rolę pomnika. Więcej to poczytania <<tutaj>>
** Alagaësia- fikcyjna kraina, w której toczy się akcja Cyklu Dziedzictwo, autorstwa Christophera Paoliniego.

CZYTASZ? SKOMENTUJ!

Witam was po dłuższej przerwie. Jestem niezbitym dowodem na to, że choć można mieć coś napisane w całości, od prologu do epilogu, to nawet znalezienie czasu na wstawienie rozdziału może okazać się trudne. Tak to już w życiu bywa, ale dobrze jest.

@Kam ila- fantasy to taki gatunek, że czasami trudno się w nim napisać, o tym iż pisząc opowiadanie  w tym gatunku łatwo można samemu się zaplątać.
„w to, ze poziom zaniżysz to nigdy nie uwierzę.” Ej no, bez takich! Znaczy bardzo się cieszę skoro Ci się podoba ale przez takie wychwalanie mimowolnie gdzieś tam poprzeczkę sobie wyżej stawiam więc jak mi coś nie wyjdzie to będzie twoja wina :P No dobra, może trochę też moja ;)





2 komentarze:

  1. No nieźle. Myślę, że Arien jest w szoku, ale kto by nie był po takich rewelacjach. Co nieco się wyjaśniło, ale ja i tak jestem ciekawa co dalej. Pani Żywiołów - to brzmi nieźle. Myślę, że tutaj jeszcze wiele będzie się działo. Podoba mi się ta aura, jaką otaczasz to opowiadanie, światła znikąd, płomienne kręgi, moje wyobraźnia szaleje :D
    Pozdrawiam i zapraszam też do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet gdybyś bardzo chciało to nie zaniżysz poprzeczki. Lubie się platać ale potem odnajdywać. Jakoś sobie poradzę :)
    " Po drugie: musieli być godni" Czytam trzeci, czwarty... dziewiąty raz i zastanawiam się czemu musieli być GŁODNI. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam,że źle czytam. Ale powstała mi teoria, że skoro Kraina Jabłek to głodni by je zjeść. Czy jakoś tak. Nie dziwię się Arien, ze zaczęła panikować gdy zrozumiała, ze jest w Avalon. No też byś zaczęła panikwoać, gdyby okazało się, ze nie żyjesz. Ale jak są jabłka to ja tam mogę :)
    Pani Żywiołów - mówcie sobie co chcecie ale mi się to najbardziej podoba.
    Bez logiki ale szara komórka mi zamarzła. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń