Stałam
na leśnej polanie otoczonej drzewami, z których gałęzi zwisały pnącza pokryte
drobnymi czerwonymi kwiatkami. Soczyście zielona trawa łaskotała moje bose
stopy, kiedy szłam w stronę płaskiego jak stół kamienia, znajdującego się w
cieniu, aby na nim usiąść. Przez
splecone gałęzie przebijały się słoneczne promienie sprawiając, że porozrzucane
wokół drobne kamienie lśniły. Podniosłam jeden z nich i okazało się, że z
takiego samego został zrobiony mój naszyjnik. Z zamkniętymi oczami wzięłam
głęboki wdech napawając się słodką wonią rozsiewaną przez otaczającą ją
roślinność. Po drugiej stronie potoku spokojnie pasła się sarna, która nagle
zadarła głowę i niespokojnie zastrzygła uszami, po czym zniknęła wśród drzew.
Poczułam
jak obejmują mnie silne ramiona.
-
Gdzie my jesteśmy?- Spytałam Nate’a, który usiadł obok a mnie ogarnęło dziwne
uczucie niepokoju.
-W
bezpiecznym miejscu, z dala od wszelkich trosk.- Powiedział trąc mnie nosem w
zagłębienie szyi.
-
Bądź przez chwilę poważny. Muszę spotkać
się z resztą, jeszcze tyloma sprawami trzeba się zająć- Próbowałam się skupić,
co było trudne, bo właśnie zsunął mi odrobinę suknie i całował nagie ramię.
-
Wszystko będzie dobrze. Powiedz, gdzie właściwie ma się odbyć bitwa? Co ze
strategią? A może macie w zanadrzu jakąś tajną broń?- Poczucie, że coś jest
zdecydowanie nie tak jak powinno sięgnęło zenitu. I nie chodzi o to, że
przecież Nate dobrze wiedział, że o ile to możliwe, Arterianie chcą uniknąć
rozlewu krwi. Ostatnie zdanie z tym „macie”, jakby nie był po naszej stronie.
-
Co się dzieje?- Próbowałam wyrwać z uścisku, który jeszcze przed chwilą był
czuły a teraz stał się niemal bolesny.
-
Powiedz wszystko, co wiesz- jego głos sprawił, że miałam ochotę wiać gdzie
pieprz rośnie i wtedy jego twarz wykrzywił upiorny wyraz a oczy zaszły
jednolitą czernią.
-
Nie!
Ocknęła
się gwałtownie, lecz nie z krzykiem. Czuła się jak jedna z tych osób będąca na
skraju śmierci, ale jednak powracających do życia i w pierwszej chwili łakomie
chwytających powietrze. Przez kilka dni przetrzymywano ją w ciemne celi, więc
miękkie światło rzucane na kamienne ściany stanowiło mocny kontrast. Była
całkowicie unieruchomiona tak, że nie mogła nawet poruszyć głową, ale zdołała
wybadać palcami, że leży na czymś zrobionym ze źle oheblowanego drewna. W polu widzenia pojawiła się niewyraźna twarz
okolona czarnymi włosami podtrzymywanymi przez złotą koronę. Zamrugała, ale
wszystko nadal było spowite lekką mgłą.
-
Tym razem udało Ci się, ale w pewnym momencie nie wytrzymasz i wszystko mi
wyśpiewasz.- Nathira przyglądała się Arien ze złośliwą satysfakcją.- Kamień
piekielny. Zabawne jest to, że jako zwykły kamień jest naprawdę piękny.-
Zamachała płóciennym woreczkiem przed twarzą dziewczyny.- Ale jeśli się go
sproszkuje i podda działaniu odpowiednich zaklęć może dać więcej niż tortury.-
Mówiąc to wzięła w palce odrobinę opalizującego na czarno proszku i zaczęła
znaczyć nim jej ramiona tak, że miała wrażenie jakby obłożono je ogniem.-
Osobiście lubię też wykorzystywać go do wywoływania halucynacji- wyszeptała
Arien do ucha. Ostatnie, co zobaczyła, zanim ponownie straciła przytomność, to
ptak o soczyście zielonych skrzydłach.
*
Znowu
była w mrocznej celi. Sen, który byłby, choć chwilowym wytchnieniem od
cierpienia uparcie nie nadchodził. Drzwi zaskrzypiały przeraźliwie, gdy wszedł
ten, którego do niedawna miała za przyjaciela.
-
Chciałeś chronić Orube, swoją córeczkę prawda? Dlatego to zrobiłeś?- Spytała
Hagena, który przyklęknął przed nią, przez co nie musiała podnosić wzroku, żeby
go zobaczyć.- Taki był… jest powód?
-
To był mój cel, ale powody były inne. Wiele lat temu patrzyłem jak moja siostra
rozpacza.- Arien czuła się jakby zaraz miała stracić przytomność, ale
dostrzegła malujący się na twarzy mężczyzny ból.- To było jeszcze zanim
dołączyliśmy do Arterian. Handlowaliśmy wełną i właśnie wracaliśmy z dłuższej
podróży. Już z daleka zobaczyliśmy unoszący się nad naszą wioską dym. Królowa
była przekonana, że nasza małą ojczyzna skrywa rebeliantów i postanowiła
zrównać ją z ziemią. Wszystkich mieszkańców zamknęła w drewnianej stodole i
kazała spalić, jako chory rodzaj ostrzeżenia. Ledwo powstrzymałem Irvette przed
skoczeniem w ogień, która po tym zdarzeniu poprzysięgła obalić Nathirę choćby
miała to być ostatnia rzecz, jaką zrobi. Dlatego podchodzi do ciebie z taką
rezerwą, bo boi się, iż zniszczysz jej owoce jej wieloletniej pracy. Straciła
męża i syna, to jak cierpiała po ich utracie… nie chciałem przechodzić przez to
samo.- Przez chwilę przyglądał jej się niemo błagając o przebaczenie.- Pewnie
nigdy mi nie wybaczysz, ale musisz wiedzieć, że żałuję i nie wszystko stało się
za moją zgodą. - Powiedział podciągając mankiet koszuli aż po zgięcie łokcia
gdzie widniała wytatuowana potrójna spirala.- Chciałbym Ci powiedzieć więcej,
ale nie mogę, nie wiem, jak ale spróbuję wszystko naprawić. Gdy będzie już po
wszystkim przeproś wszystkich odemnie
*
Arterianie
wbrew szerzonej przez samozwańczą królową propagandzie nie byli żadnymi krwi
potworami. I choć zdawali sobie sprawę, że bezkrwawa detronizacja jest
niemożliwa za wszelką cenę chcieli uniknąć bitw, w trakcie, której mogły zginąć
setki o ile nie tysiące niewinnych. Pomimo to od kilku tygodni przygotowywali
się odpowiednio. Podczas gdy Carney i Sottile pomagali Gail przy udoskonalaniu
wytworzonej przez niej broń Irvette i Nathaniel rozpracowywali plany tuneli bod
zamkiem, gdzie jak sądzili była przetrzymywana Arien. Na rogu stołu przysiadł
ptaszek o zabarwionych na zielono, wokół którego powietrze zawirowało różnymi
odcieniami zieloni tak, że po chwili stał przed nim Ghob. Chłopak miał już powiedzieć coś w stylu, że
to całkiem przydatna umiejętność, gdy zobaczył minę pana ziemi.
-
Jest gorzej niż myślałem- powiedział siadając na krześle.
-
Naprawdę? Porwali ją, więc oświeć mnie proszę, co może być gorszego.- Spytała nieco
bardziej zjadliwym tonem niż zwykle Irvette.
-
Torturują ją przy użyciu Lapis Infernalis, Kamienia Piekielnego.
*
Delikatny
błękit połyskujący srebrnymi refleksami. Niepozorny kawałek skały o wielu
właściwościach magicznych. Damon i Stefan Salvtore, jego wujowie -dzięki
pierścieniom, w których został osadzony Lapis Lazuli- w przeciwieństwie do
innych wampirów, mogli bez przeszkód poruszać się za dnia a teraz był
wykorzystywany przeciwko Arien.
-
Chyba wolałam jak się wściekałeś- Gail usiadła obok niego.- Wtedy było wiadomo,
co się z tobą dzieje. Teraz jesteś niesamowicie spokojny i jeśli mam być z tobą
szczera zaczynasz mnie przerażać.
-
Sam siebie przerażam- powoli obracał w palcach jakiś przedmiot.- ludzie
zastanawiają się nad różnym sprawami. Wyobrażają sobie jak będą wyglądać ważne
chwile w ich życiu i te mniej przyjemne, ale czegoś takiego, co się dzieje
teraz z Arien naprawdę nie byłem w stanie…- szczękę zacisnął tak mocno, że Gail
miała wrażenie jakby miała zaraz popękać.- Nie spodziewałam się, że to powiem,
ale lepiej by było, żeby wróciła do nas ciężko ranna, bo to, co może się stać z
jej umysłem jest chyba jeszcze gorsze.
-
Masz rację, ale jak to wszystko się skończy nic nie będzie takie jak dawniej-
powiedziała z nieobecnym wzrokiem.- To tylko trzy dni i Carney w końcu coś
wykombinował- oznajmiła wstając i ciągnąc go za sobą.
*
-
Nie możemy zostawić wszystkiego na ostatnią chwilę!- Nate nie mógł uwierzyć w
to, co właśnie usłyszał.
-
To nie była łatwa decyzja, ale uwierz mi to najbezpieczniejsze wyjście.- Carney
starł się sprawiać wrażenie opanowanego, choć było wręcz przeciwnie.- Arien
jest przetrzymywana w północnej części lochów- chłopak wskazał odpowiednie
miejsce na naszkicowanych wcześniej planach.- Jakieś sto metrów od nieużywanego
wejścia.
-
Które jest, co prawda zakratowane ale i z tym sobie poradzimy, prawda Gail?-
spytała Sottile dziewczyny, którą intensywnie coś mieszała.- Co ty właściwie
robisz?
-
Coś, co nam pomoże- pokazała jej język- i jest skuteczniejsze od dynamitu a co
równie ważne robi mniej hałasu.
-
Dalej nie rozumiem, dlaczego nie możemy wyruszyć teraz. Nie mamy nawet
pewności, że się uda a gdybyśmy wyruszyli zaraz i coś poszłoby nie tak można by
spróbować jeszcze raz!
-
Wcale nie- Glob położył mu rękę na ramieniu starając się dodać mu otuchy.-
Wtedy zorientowaliby się w naszych planach i nic nie stałoby na przeszkodzie,
żeby ją zabić.
-
Więc chcecie ją odbić w ostatniej chwili a na dodatek Arien ma odprawić jeszcze
ten dziwny rytuał- zgromadzeni pokiwali potwierdzająco głową.- W takim razie
wytłumaczcie mi proszę jak ma jej się to udać skoro będzie osłabiona po tym, co
jej w TEJ chwili robią?- Ostatnie słowa zawisły w powietrzu a dotąd wręcz
wyczuwalna pewność gdzieś się ulotniła.- Tak myślałem.- Wstał i wyszedł na
zewnątrz, gdzie księżyc spowijał świat delikatnym blaskiem.
-
Nate! Poczekaj- Sottile dogoniła go, ale była lekko zziajana.- Wiem, że może
trudno ci w to uwierzyć, ale wszystko będzie dobrze- próbowała go objąć, ale
się cofnął.
-
Nie wydaje mi się, żebyś zachowywała się tak spokojnie gdyby chodziło o
Carneya.- Chłopak poczuł mglisty cień satysfakcji, gdy zobaczył malujące się na
twarzy dziewczyny zaskoczenie, ale jednocześnie poczuł wyrzuty sumienia.-
Przepraszam, nie chciałem Cię urazić.
-
Owszem chciałeś, chciałeś, aby ktoś poczuł, choć namiastkę tego, co teraz
odczuwasz, ale nie mam ci tego za złe. Jak sam powiedziałeś pewnie
zachowywałabym się podobnie. Tylko nie zdawałam sobie sprawy, że moje uczucia
do niego są aż tak oczywiste- dziewczyna poprawiła zielony kosmyk uparcie
opadający jej na twarz.- Obiecasz mi coś?
-
To zależy, o co chcesz mnie prosić.
-
Nie zrób nic głupiego. Ona jest silna i uparta, więc na pewno wytrzyma. To całe
czekanie nie jest dla nikogo z nas łatwe. Arien dla każdego znaczy coś innego.
Dla Arterian jest na dzieją na wolność, dla mnie i paru innych jest
przyjaciółką a dla ciebie kimś, z kim chciałbyś spędzić resztę życia.- Sottile
przerwała i przez chwilę przyglądała się Nathanielowi w milczeniu.- Osobiście
lubię myśleć, że moje dobre myśli w jakiś sposób dodają jej sił, więc może
spróbuj przesłać jej trochę pozytywnych wibracji.
-
Zdajesz sobie sprawę, że brzmisz trochę jak wariatka?- Spytał, na co ta tylko
przewróciła oczami.- Myślę, że mogę coś z tym to zrobić.
-
I takie nastawienie mi się podoba- objęła go z myślą, że człowiek nie jest w
stanie sobie wyobrazić sobie jak wiele może znieść dopóki nie dotknie go
najgorsze.
*
Arien
wstała powoli, słabymi palcami przytrzymując się kamieni. Lewe oko miała lekko
opuchnięte, niepamiętała nawet, dlaczego. Być może zwyczajnie upadła a co
bardziej prawdopodobne było to dzieło królowej Nathiry, która nie była w stanie
uwierzyć, że nie wie nic o planach Arterian. Prawda była taka, że kiedy Hagen
porwał ją takowe dopiero tworzyły się. Jedyne, czego byli pewni to tego, że
muszą udać się do Zatoki Snów, gdzie miała na nowo ustabilizować zasłonę
oddzielającą światy.
Zaciągnęła
się zapachami zwiastującymi nadejście lata a dźwięki budzącego się dnia tym
razem nie przyniosły ulgi, lecz niepokój. Wieczorem, gdy na wzgórzach ludzie
zapalą święte ogniska Beltane, rozstrzygnie się los znanego jej świata.
Nie
wie, kiedy ale w którymś momencie zasypia i budzi ją charakterystyczny dźwięk
przekręcania klucza na ile to możliwe z poziomu podłogi w niewielkim
zakratowanym okienku w drzwiach dostrzega Hagena. Powoli przestawała
rozróżniać, co jest jawą a co snem, ale miała wrażenie, że smutno się uśmiecha
a potem lekko uchyla drzwi, co wydaje się już całkiem bez sensu. Zwinęła się w
kłębek starając się odciąć od hałasu sączącego się z korytarza. Kilka sekund
później, może minut, godzin poczuła, że lata.
-
Proszę wytrzymaj- ledwo słyszalna prośba, przepełniona desperacją. Znała go,
choć nie potrafiła powiedzieć skąd. Wkońcu otworzyła oczy.
-
Nate?- W jej głosie dało się wyczuć niepewność.- Wiedziałam, że przyjdziesz-
powiedziała dotykając jego policzka.- Wszystko będzie dobrze prawda?- W
odpowiedzi pokiwał głową a w jego zielonych oczach dostrzegła wyraz
niezmierzonej ulgi.
*
-
Jeszcze raz, jak mnie odbiliście?- Spytała Arien sącząc z bukłaka napar
leczniczych ziół. Od kilku godzin zmierzali w kierunku Zatoki Snów. Choć umysł
się jej przejaśniał nadal czuła się słabo wiec ze względów bezpieczeństwa
jechała z Nathanielem na jednym koniu.
-
Wykorzystaliśmy plany podziemi zamku, ale dokładnie wiedzieliśmy gdzie Cię
szukać, bo wśród zamkowej służby Arterianie mają szpiega. Dla bezpieczeństwa
była nas tylko piątka, znaleźliśmy wejście do lochów i byliśmy trochę…
zaskoczeni. Przygotowywaliśmy się na walkę, ale prócz strażników na końcu
korytarza nie było nikogo, kompletna pustka a na dodatek okazało się, że drzwi
twojej celi są otwarte.
-
To Hagen- wyrwało jej się.
-
Czyli tak jak myślałem, to nie był przypadek.
-
To by znaczyło, że królowa chciała żeby się wam udało. Tylko, dlaczego, musi
mieć jakiś cel- poczuła jak chłopak się napina.- Jest coś jeszcze, prawda?
Dowiedzieliście się czegoś?- Jej towarzysz milczał. -Nate.- Starała się, żeby
jej głos zabrzmiał stanowczo.
-
Królewski archiwista odkrył pewne dokumenty, w których jest mowa o zakazanych
magicznych praktykach.- Czuła, że się waha.- Jest tam opisana pewna historia.
Kilka tysięcy lat temu sabat kapłanek zebrał się w noc Bełtane, aby uczcić
nadejście lata. Jedna z nich, posiadająca najwyższą moc, miała odprawić
ceremonię oddający cześć czterem żywiołom. Ta, którą uważała za swoją
najbliższa przyjaciółkę zazdrosna o jej władzę przebiła jej serce rytualnym
sztyletem posiadając jednocześnie jej moc.
-
Myślisz, że to samo chce zrobić ze mną?
-
Chciałbym móc Ci powiedzieć nie, ale wiesz, że byłoby to kłamstwo. Nie bój się,
masz mnie a ja nie pozwolę, żeby stała ci się krzywda- spojrzała na niego przez
ramię tak, że pocałował ją delikatnie.
-
Na przyjemności czas będzie później teraz musimy się zająć czymś innym-
zaśmiała się, kiedy Nate wydał jęk zawodu.
-
Wykończysz mnie kobieto. No, ale jak to mówią najpierw obowiązki dopiero potem
zabawa.
-
Co z resztą? Gdzie są, co robią?
-
Gail została w Cera Der wen, stwierdziła i choć ją lubię to musze się z nią
zgodzić, że z jej „umiejętnościami” walki prędzej by nam zaszkodziła niż
pomogła. Carney, Irvette i Sottile dowodzą ludźmi mającymi chronić dojście do
groty a Ghob… któż to wie, z nim nigdy nic nie jest pewne.
Dalsza
droga upłynęła im w ciszy przerywanej, krótkimi wymianami zdań z kilkoma
towarzyszącymi im osobami. Po drodze mijali nieliczne wioski, których niczego
nieświadomi mieszkańcy szykowali się do obchodów Beltane. Jednak, gdy ich
mijali ci pospiesznie schodzili im z drogi. Mało brakowało a stratowaliby małą
dziewczynkę, która przyglądała im się zaciekawiona i podeszła bliżej. Gdy
jechali przez puszczę dobiegły ich niewyraźne odgłosy bitwy. Nate zaklął pod
nosem i o ile to możliwe jeszcze bardziej przyspieszył. Gdy wypadli nad otwartą
przestrzeń wrzosowiska zaparło im dech w piersiach. Na lewo od nich setki ludzi
walczyło przeciwko sobie w straszliwej bitwie. Szczęk oręża rozdzierał
nadmorskie powietrze a Arien krajało się serce na widok Arterian powoli
spychanych przez wroga ku urwisku. W pewnym momencie ich rumak stracił grunt
pod nogami i oboje boleśnie spadli z jego grzbietu przetaczając się kilka
metrów dalej. Zerwała się z ziemi w tej samej chwili, co jej towarzysz, kątem
oka zauważając wbitą w bok konia strzałę. Ślizgając się po wilgotnych
kamieniach zaczęli zbiegać w kierunku plaży i wtedy Arien odwróciła się w
kierunku, z którego przyszli. Opadła na kolana i zagłębiła palce w żyznej ziemi
szepcząc zaklęcie, którego nauczyła się na Avalon. Obserwowała jak od jej dłoni
rozchodzą się tysiące linii, które oplatały i unieruchamiały zarówno tych,
których nazywa przyjaciółmi jak i wrogami. Broń każdego z nich rozpada się w
pył, nikt z nich nie zasługiwał na śmierć.
Arien,
co ty wyprawiasz?! Usłyszała mentalny protest Carneya.
Ciebie
też miło widzieć, to znaczy słyszeć. Posłała mu krótką odpowiedź i poczuła jak
się śmieje, gdy Nate poderwał ją z ziemi. Rozbryzgując wodę dobiegli do
zacumowanej na płyciźnie łódki. Chłopak, czym prędzej chwycił za wiosła, ale
Arien miała inny pomysł. Wychyliła się trochę za burtę i zanurzyła w wodzie
obie dłonie a już po chwili wytworzyły się prądy, które bez problemu
przeprowadziły ich pod wapiennym łukiem przywodzącym na myśl okno. Kiedy
wpłynęli do kamiennego tunelu wszystko ucichło jakby ktoś zamknął za nimi drzwi
odcinając od zewnętrznego świata. Dopiero, kiedy dobili do wydrążonych w
wapieniu schodków odważyła się rozejrzeć. Woda wyglądała jakby ktoś ją
podświetlał od spodu a nad nimi zwisały setki ostrych stalaktytów.
-
Gotowa?- Spojrzała na Natea, który pomógł wyjść jej na brzeg. Starał się
uśmiechnąć pocieszająco, ale wyszedł z tego dziwny grymas. Nie, nie była
gotowa, ale w tej chwili nie miało to znaczenia.
Ich
kroki niosły się echem po kamiennym korytarzu aż weszli do nisko sklepionej
jaskini, przez którą przepływał niewielki strumień. Arien zamarła, ale nie,
dlatego, że była pod wrażeniem piękna tego miejsca. W centralnym punkcie
znajdował się krystalicznie przejrzysty kamień, dookoła którego zasiadało pięć
istot, w tym ta, której nigdy nie spotkała, ale z oczywistych powodów jedna
była dla niej szczególnie ważna.
-
Tylko nie rób nic głupiego- w głosie Natea dało się wyczuć nutkę niepokoju. A
więc ty też ją rozpoznałeś. Pomyślała. Jej matka, podobnie jak reszta, miała
zamknięte oczy jakby spała, splecione, smukłe dłonie spoczywały na kolanach.
Rude pukle były częściowo skryte pod kapturem szafirowej szaty o złotych
wykończeniach.
-
Powinnaś posłuchać chłopaka- z cienia wyłoniła się królowa Nathira, za którą
niepewnie stąpał Hagen. Przed kobietą w powietrzu unosiła się prosty, szklany
przedmiot wypełniony połyskliwą zieloną substancją. Z cynicznym uśmiechem
zrobiła nieznaczny ruch ręką i w krąg światła, utworzony z umieszczonych w
kamiennych niszach świec, wkroczyły cztery osoby. Trzy kobiety i jeden
mężczyzna. W tej chwili poczuła niepewność i pierwsze oznaki paniki. Od
Nathaniela wiedziała, że Arterianie, podczas gdy była uwięziona w lochach zamku
nie próżnowali i poczynili niezbędne przygotowania do rytuału, który miała
odprawić. Odnaleźli cztery osoby, z których każda miała pieczę nad jednym z
żywiołów a które miały utworzyć ochronny krąg, podczas gdy ona miała odprawić
rytuał scalający zasłonę między światami.
Dopiero,
gdy rozpoznała wśród nich Raven, dziewczynę, którą poznała podczas swojego
pobytu na Avalon a która władała powietrzem dostrzegła jeszcze dwie rzeczy.
Zorientowała się, że ściany jaskini pokrywa świetlista sieć pęknięć, z których
wydobywają się bezcielesne duchy ulatujące ku znajdującemu się wysoko nad ich
głowami otworze w sklepieniu. Jednak nie wszystkie. Zjawy, podobne do tych,
które zaatakowały ją i jej przyjaciół kilka tygodni wcześniej w Dolinie
Przeklętych, zaciskały bezcielesne dłonie na szyjach swoich zakładników.
-
Chyba nie muszę mówić, co się stanie jeśli…
-
Zabijesz wszystkich, na których mi kiedykolwiek zależało?- Nie bardzo
zastanawiając się, co robi przerwała królowej i poczuła jak Nate ściska jej
ostrzegawczo dłoń. Ku własnemu zaskoczeniu dostrzegła w spojrzeniu kobiety
błysk uznania.
-
Jednak nie jesteś aż taka głupia, za jaką, za jaką Cię miałam. Sądzę, że jednak
się dogadamy.- Uśmiechnęła się, gdy Arien zrobiła krok do tyłu.
-
Mogę zrobić wiele rzeczy, ale to nie jest jedna z nich- odpowiedziała cofając
się powoli w kierunku cicho szemrzącego strumienia i zatrzymała się dopiero,
gdy poczuła jak wilgotna mgiełka osiada na skraju jej peleryny.- Ostatnio
miałam wiele czasu na przemyślenia.- Poczuła nikłe ukucie nadziei, gdy Nathira
władczo zadarła podbródek.-Kilka spraw nie dawało mi spokoju. Jesteśmy rodziną,
ale poza tym nigdzie nie ma śladów twojej przeszłości. Co takiego się
wydarzyło, że wymazałaś wszelkie ślady po niej? A może do niczego nie
doszło? Niektórzy wstydzą się tego, kim
byli, swojego pochodzenia i wielu innych rzeczy. Dla niektórych motorem działań
staje się chęć zemsty na tych, którzy nie poświęcali nam wystarczającej uwagi,
traktowali jak marny pył a wszelkie próby wykazania się zbywali drwiącym
śmiechem.- Nathaniel obserwował jak maską samozadowolenia królowej powoli
zaczyna się kruszyć, jak gdzieś pod powierzchnią gotuje się złość gotowa w
końcu znaleźć swoje ujście. Po krótkiej pauzie Arien kontynuowała, tym razem
nieco ciszej.- Ludzi dobrych doceniamy, ale to tych złych, ze względu na
wyrządzone krzywdy, pamiętamy dłużej. Każdy się czegoś boi a ty boisz się
zapomnienia. Tłamsisz innych i sprawia ci to przyjemność, bo wiesz, że nic nie
mogą zrobić. Jesteś tchórzem.- Kobieta z rykiem wściekłości podniosła dłonie, z
których wyłaniał się czarny dym lecący w kierunku Arien, która w ostatniej
chwili odparowała atak.
Zza
znajdującego się za nią strumienia wystrzeliły setki wodnych bicz, które
oplotły śmiercionośną chmurę i sprawiły, że wybuchła milionami odłamków.
Nathira straciła równowagę i zatoczywszy się do tyłu wpadła do ujścia strumienia
znikającego w skale. Dziewczyna w ostatniej chwili ze zdziwieniem zauważyła
wbity tuż pod obojczykiem kobiety sztylet. Obróciła się i ku swojemu
zaskoczeniu w wejściu do jaskini zobaczyła opuszczającego rękę Carneya.
-
Wszystko porządku żywiołowa panienko?- Drżącym od emocji głosem spytał Nate.
Arein ledwo go usłyszała, miała wrażenie, że jest otoczona niewidzialną bańką
pochłaniająco każdy dźwięk. Bardziej wyczuła niż zobaczyła, że zjawy
przytrzymujące czwórkę osób władających żywiołami zniknęły w tej samej chwili,
co królowa a teraz ustawiają się dookoła bezbarwnego kamienia. Wiedziała, że ma
zadanie do wykonania, ale w tej chwili czuła, że musi podejść do rudowłosej
kobiety.
-
Mamo?- Spytała słabym głosem niepewna, czego ma oczekiwać. Przez chwilę jej
powieki drżały aż powoli otworzyła oczy o dziwnie wyblakłym zielonym kolorze.
-
Córeczko- uśmiechnęła się a po jej policzkach popłynęły pojedyncze łzy.- Tak
wiele mam ci do powiedzenia, jest tyle rzeczy, które powinnam ci wytłumaczyć-
powiedziała gładząc Arien po policzku.
-
Na wszystko będzie czas…
-
Nie, nie będzie. Kocham Cię.- Ledwo skończyła ona i reszta osób będących
elementami magicznego tworu, dzięki którego królowa była w stanie władać magia
zaczęła migotać.- Spraw, żebym była z Ciebie dumna- wszystko nagle
przyspieszyło i po chwili piątka postaci rozpadła się w skrzący pył, który
utworzył szalejący z niesamowitą prędkością wir wznoszący się ku sklepieniu
jaskini i znikający w promieniach słońca.
Wiodąca
instynktem podniosła z ziemi Klepsydrę Zaklinaczy, z którą podeszła do
przejrzystej skały. Przez chwilę gładziła ją wyczuwając pulsujące ciepło aż
natrafiła na niewielką szczelinę. W tej jednej chwili wiedziała, co ma zrobić.
Zaczęła szeptać słowa w mowie, którą niewielu potrafiło się posługiwać. Słowa o
sile, poświęceniu, wierze i tym, że nigdy nie należy się poddawać, bo zawsze
jest nadzieja. Na piasku nakreśliła czteroramienną gwiazdę, w której centrum
znajdowała się ona a na ramionach pozostałe osoby władające żywiołami. Ponownie
podeszła do kamienia i sięgnęła po przewieszony przez plecy miecz i wsunęła go
do idealnie pasującego otworu. Gdy w końcu broń napotkała opór głowica zaczęła
otwierać się jak kwitnący kwiat tworząc podstawę, na której Arien umieściła
klepsydrę. Najpierw poczuli wiatr, później szalejący ogień, ożywczy chłód wody
i zapach żyznej ziemi. Wszyscy wpatrywali się w powstały twór aż zaczął
zniknąć, jakby coś go wchłaniało aż nie zostało już nic. Czego nie widać tego
nie można zniszczyć. Przemknęło jej przez myśl.
Nate
patrzył zaniepokojony na Arien obserwującą znikające ze ścian szczeliny. Gdy
ostatnia stała się niewidoczna odwróciła się w jego stronę i bez słowa rzuciła
mu się na szyję i zaczeła płakać.
-
To już koniec Nate, to już koniec.