sobota, 27 lutego 2016

Rozdział 19 "Zatoka snów"



             Stałam na leśnej polanie otoczonej drzewami, z których gałęzi zwisały pnącza pokryte drobnymi czerwonymi kwiatkami. Soczyście zielona trawa łaskotała moje bose stopy, kiedy szłam w stronę płaskiego jak stół kamienia, znajdującego się w cieniu, aby na nim usiąść.  Przez splecone gałęzie przebijały się słoneczne promienie sprawiając, że porozrzucane wokół drobne kamienie lśniły. Podniosłam jeden z nich i okazało się, że z takiego samego został zrobiony mój naszyjnik. Z zamkniętymi oczami wzięłam głęboki wdech napawając się słodką wonią rozsiewaną przez otaczającą ją roślinność. Po drugiej stronie potoku spokojnie pasła się sarna, która nagle zadarła głowę i niespokojnie zastrzygła uszami, po czym zniknęła wśród drzew.
Poczułam jak obejmują mnie silne ramiona.

- Gdzie my jesteśmy?- Spytałam Nate’a, który usiadł obok a mnie ogarnęło dziwne uczucie niepokoju.
-W bezpiecznym miejscu, z dala od wszelkich trosk.- Powiedział trąc mnie nosem w zagłębienie szyi.
- Bądź przez chwilę poważny.  Muszę spotkać się z resztą, jeszcze tyloma sprawami trzeba się zająć- Próbowałam się skupić, co było trudne, bo właśnie zsunął mi odrobinę suknie i całował nagie ramię.
- Wszystko będzie dobrze. Powiedz, gdzie właściwie ma się odbyć bitwa? Co ze strategią? A może macie w zanadrzu jakąś tajną broń?- Poczucie, że coś jest zdecydowanie nie tak jak powinno sięgnęło zenitu. I nie chodzi o to, że przecież Nate dobrze wiedział, że o ile to możliwe, Arterianie chcą uniknąć rozlewu krwi. Ostatnie zdanie z tym „macie”, jakby nie był po naszej stronie.
- Co się dzieje?- Próbowałam wyrwać z uścisku, który jeszcze przed chwilą był czuły a teraz stał się niemal bolesny.
- Powiedz wszystko, co wiesz- jego głos sprawił, że miałam ochotę wiać gdzie pieprz rośnie i wtedy jego twarz wykrzywił upiorny wyraz a oczy zaszły jednolitą czernią.
- Nie!

Ocknęła się gwałtownie, lecz nie z krzykiem. Czuła się jak jedna z tych osób będąca na skraju śmierci, ale jednak powracających do życia i w pierwszej chwili łakomie chwytających powietrze. Przez kilka dni przetrzymywano ją w ciemne celi, więc miękkie światło rzucane na kamienne ściany stanowiło mocny kontrast. Była całkowicie unieruchomiona tak, że nie mogła nawet poruszyć głową, ale zdołała wybadać palcami, że leży na czymś zrobionym ze źle oheblowanego drewna.  W polu widzenia pojawiła się niewyraźna twarz okolona czarnymi włosami podtrzymywanymi przez złotą koronę. Zamrugała, ale wszystko nadal było spowite lekką mgłą.

- Tym razem udało Ci się, ale w pewnym momencie nie wytrzymasz i wszystko mi wyśpiewasz.- Nathira przyglądała się Arien ze złośliwą satysfakcją.- Kamień piekielny. Zabawne jest to, że jako zwykły kamień jest naprawdę piękny.- Zamachała płóciennym woreczkiem przed twarzą dziewczyny.- Ale jeśli się go sproszkuje i podda działaniu odpowiednich zaklęć może dać więcej niż tortury.- Mówiąc to wzięła w palce odrobinę opalizującego na czarno proszku i zaczęła znaczyć nim jej ramiona tak, że miała wrażenie jakby obłożono je ogniem.- Osobiście lubię też wykorzystywać go do wywoływania halucynacji- wyszeptała Arien do ucha. Ostatnie, co zobaczyła, zanim ponownie straciła przytomność, to ptak o soczyście zielonych skrzydłach.


*

Znowu była w mrocznej celi. Sen, który byłby, choć chwilowym wytchnieniem od cierpienia uparcie nie nadchodził. Drzwi zaskrzypiały przeraźliwie, gdy wszedł ten, którego do niedawna miała za przyjaciela.
- Chciałeś chronić Orube, swoją córeczkę prawda? Dlatego to zrobiłeś?- Spytała Hagena, który przyklęknął przed nią, przez co nie musiała podnosić wzroku, żeby go zobaczyć.- Taki był… jest powód?
- To był mój cel, ale powody były inne. Wiele lat temu patrzyłem jak moja siostra rozpacza.- Arien czuła się jakby zaraz miała stracić przytomność, ale dostrzegła malujący się na twarzy mężczyzny ból.- To było jeszcze zanim dołączyliśmy do Arterian. Handlowaliśmy wełną i właśnie wracaliśmy z dłuższej podróży. Już z daleka zobaczyliśmy unoszący się nad naszą wioską dym. Królowa była przekonana, że nasza małą ojczyzna skrywa rebeliantów i postanowiła zrównać ją z ziemią. Wszystkich mieszkańców zamknęła w drewnianej stodole i kazała spalić, jako chory rodzaj ostrzeżenia. Ledwo powstrzymałem Irvette przed skoczeniem w ogień, która po tym zdarzeniu poprzysięgła obalić Nathirę choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką zrobi. Dlatego podchodzi do ciebie z taką rezerwą, bo boi się, iż zniszczysz jej owoce jej wieloletniej pracy. Straciła męża i syna, to jak cierpiała po ich utracie… nie chciałem przechodzić przez to samo.- Przez chwilę przyglądał jej się niemo błagając o przebaczenie.- Pewnie nigdy mi nie wybaczysz, ale musisz wiedzieć, że żałuję i nie wszystko stało się za moją zgodą. - Powiedział podciągając mankiet koszuli aż po zgięcie łokcia gdzie widniała wytatuowana potrójna spirala.- Chciałbym Ci powiedzieć więcej, ale nie mogę, nie wiem, jak ale spróbuję wszystko naprawić. Gdy będzie już po wszystkim przeproś wszystkich odemnie


*

Arterianie wbrew szerzonej przez samozwańczą królową propagandzie nie byli żadnymi krwi potworami. I choć zdawali sobie sprawę, że bezkrwawa detronizacja jest niemożliwa za wszelką cenę chcieli uniknąć bitw, w trakcie, której mogły zginąć setki o ile nie tysiące niewinnych. Pomimo to od kilku tygodni przygotowywali się odpowiednio. Podczas gdy Carney i Sottile pomagali Gail przy udoskonalaniu wytworzonej przez niej broń Irvette i Nathaniel rozpracowywali plany tuneli bod zamkiem, gdzie jak sądzili była przetrzymywana Arien. Na rogu stołu przysiadł ptaszek o zabarwionych na zielono, wokół którego powietrze zawirowało różnymi odcieniami zieloni tak, że po chwili stał przed nim Ghob.  Chłopak miał już powiedzieć coś w stylu, że to całkiem przydatna umiejętność, gdy zobaczył minę pana ziemi.
- Jest gorzej niż myślałem- powiedział siadając na krześle.
- Naprawdę? Porwali ją, więc oświeć mnie proszę, co może być gorszego.- Spytała nieco bardziej zjadliwym tonem niż zwykle Irvette.
- Torturują ją przy użyciu Lapis Infernalis, Kamienia Piekielnego.

*

Delikatny błękit połyskujący srebrnymi refleksami. Niepozorny kawałek skały o wielu właściwościach magicznych. Damon i Stefan Salvtore, jego wujowie -dzięki pierścieniom, w których został osadzony Lapis Lazuli- w przeciwieństwie do innych wampirów, mogli bez przeszkód poruszać się za dnia a teraz był wykorzystywany przeciwko Arien.
- Chyba wolałam jak się wściekałeś- Gail usiadła obok niego.- Wtedy było wiadomo, co się z tobą dzieje. Teraz jesteś niesamowicie spokojny i jeśli mam być z tobą szczera zaczynasz mnie przerażać.
- Sam siebie przerażam- powoli obracał w palcach jakiś przedmiot.- ludzie zastanawiają się nad różnym sprawami. Wyobrażają sobie jak będą wyglądać ważne chwile w ich życiu i te mniej przyjemne, ale czegoś takiego, co się dzieje teraz z Arien naprawdę nie byłem w stanie…- szczękę zacisnął tak mocno, że Gail miała wrażenie jakby miała zaraz popękać.- Nie spodziewałam się, że to powiem, ale lepiej by było, żeby wróciła do nas ciężko ranna, bo to, co może się stać z jej umysłem jest chyba jeszcze gorsze.

- Masz rację, ale jak to wszystko się skończy nic nie będzie takie jak dawniej- powiedziała z nieobecnym wzrokiem.- To tylko trzy dni i Carney w końcu coś wykombinował- oznajmiła wstając i ciągnąc go za sobą.

*

- Nie możemy zostawić wszystkiego na ostatnią chwilę!- Nate nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał.
- To nie była łatwa decyzja, ale uwierz mi to najbezpieczniejsze wyjście.- Carney starł się sprawiać wrażenie opanowanego, choć było wręcz przeciwnie.- Arien jest przetrzymywana w północnej części lochów- chłopak wskazał odpowiednie miejsce na naszkicowanych wcześniej planach.- Jakieś sto metrów od nieużywanego wejścia.
- Które jest, co prawda zakratowane ale i z tym sobie poradzimy, prawda Gail?- spytała Sottile dziewczyny, którą intensywnie coś mieszała.- Co ty właściwie robisz?
- Coś, co nam pomoże- pokazała jej język- i jest skuteczniejsze od dynamitu a co równie ważne robi mniej hałasu.

- Dalej nie rozumiem, dlaczego nie możemy wyruszyć teraz. Nie mamy nawet pewności, że się uda a gdybyśmy wyruszyli zaraz i coś poszłoby nie tak można by spróbować jeszcze raz!
- Wcale nie- Glob położył mu rękę na ramieniu starając się dodać mu otuchy.- Wtedy zorientowaliby się w naszych planach i nic nie stałoby na przeszkodzie, żeby ją zabić.
- Więc chcecie ją odbić w ostatniej chwili a na dodatek Arien ma odprawić jeszcze ten dziwny rytuał- zgromadzeni pokiwali potwierdzająco głową.- W takim razie wytłumaczcie mi proszę jak ma jej się to udać skoro będzie osłabiona po tym, co jej w TEJ chwili robią?- Ostatnie słowa zawisły w powietrzu a dotąd wręcz wyczuwalna pewność gdzieś się ulotniła.- Tak myślałem.- Wstał i wyszedł na zewnątrz, gdzie księżyc spowijał świat delikatnym blaskiem.
- Nate! Poczekaj- Sottile dogoniła go, ale była lekko zziajana.- Wiem, że może trudno ci w to uwierzyć, ale wszystko będzie dobrze- próbowała go objąć, ale się cofnął.

- Nie wydaje mi się, żebyś zachowywała się tak spokojnie gdyby chodziło o Carneya.- Chłopak poczuł mglisty cień satysfakcji, gdy zobaczył malujące się na twarzy dziewczyny zaskoczenie, ale jednocześnie poczuł wyrzuty sumienia.- Przepraszam, nie chciałem Cię urazić.
- Owszem chciałeś, chciałeś, aby ktoś poczuł, choć namiastkę tego, co teraz odczuwasz, ale nie mam ci tego za złe. Jak sam powiedziałeś pewnie zachowywałabym się podobnie. Tylko nie zdawałam sobie sprawy, że moje uczucia do niego są aż tak oczywiste- dziewczyna poprawiła zielony kosmyk uparcie opadający jej na twarz.- Obiecasz mi coś?
- To zależy, o co chcesz mnie prosić.

- Nie zrób nic głupiego. Ona jest silna i uparta, więc na pewno wytrzyma. To całe czekanie nie jest dla nikogo z nas łatwe. Arien dla każdego znaczy coś innego. Dla Arterian jest na dzieją na wolność, dla mnie i paru innych jest przyjaciółką a dla ciebie kimś, z kim chciałbyś spędzić resztę życia.- Sottile przerwała i przez chwilę przyglądała się Nathanielowi w milczeniu.- Osobiście lubię myśleć, że moje dobre myśli w jakiś sposób dodają jej sił, więc może spróbuj przesłać jej trochę pozytywnych wibracji.
- Zdajesz sobie sprawę, że brzmisz trochę jak wariatka?- Spytał, na co ta tylko przewróciła oczami.- Myślę, że mogę coś z tym to zrobić.
- I takie nastawienie mi się podoba- objęła go z myślą, że człowiek nie jest w stanie sobie wyobrazić sobie jak wiele może znieść dopóki nie dotknie go najgorsze.

*

Arien wstała powoli, słabymi palcami przytrzymując się kamieni. Lewe oko miała lekko opuchnięte, niepamiętała nawet, dlaczego. Być może zwyczajnie upadła a co bardziej prawdopodobne było to dzieło królowej Nathiry, która nie była w stanie uwierzyć, że nie wie nic o planach Arterian. Prawda była taka, że kiedy Hagen porwał ją takowe dopiero tworzyły się. Jedyne, czego byli pewni to tego, że muszą udać się do Zatoki Snów, gdzie miała na nowo ustabilizować zasłonę oddzielającą światy.
Zaciągnęła się zapachami zwiastującymi nadejście lata a dźwięki budzącego się dnia tym razem nie przyniosły ulgi, lecz niepokój. Wieczorem, gdy na wzgórzach ludzie zapalą święte ogniska Beltane, rozstrzygnie się los znanego jej świata.

Nie wie, kiedy ale w którymś momencie zasypia i budzi ją charakterystyczny dźwięk przekręcania klucza na ile to możliwe z poziomu podłogi w niewielkim zakratowanym okienku w drzwiach dostrzega Hagena. Powoli przestawała rozróżniać, co jest jawą a co snem, ale miała wrażenie, że smutno się uśmiecha a potem lekko uchyla drzwi, co wydaje się już całkiem bez sensu. Zwinęła się w kłębek starając się odciąć od hałasu sączącego się z korytarza. Kilka sekund później, może minut, godzin poczuła, że lata.
- Proszę wytrzymaj- ledwo słyszalna prośba, przepełniona desperacją. Znała go, choć nie potrafiła powiedzieć skąd. Wkońcu otworzyła oczy.
- Nate?- W jej głosie dało się wyczuć niepewność.- Wiedziałam, że przyjdziesz- powiedziała dotykając jego policzka.- Wszystko będzie dobrze prawda?- W odpowiedzi pokiwał głową a w jego zielonych oczach dostrzegła wyraz niezmierzonej ulgi.

*

- Jeszcze raz, jak mnie odbiliście?- Spytała Arien sącząc z bukłaka napar leczniczych ziół. Od kilku godzin zmierzali w kierunku Zatoki Snów. Choć umysł się jej przejaśniał nadal czuła się słabo wiec ze względów bezpieczeństwa jechała z Nathanielem na jednym koniu.
- Wykorzystaliśmy plany podziemi zamku, ale dokładnie wiedzieliśmy gdzie Cię szukać, bo wśród zamkowej służby Arterianie mają szpiega. Dla bezpieczeństwa była nas tylko piątka, znaleźliśmy wejście do lochów i byliśmy trochę… zaskoczeni. Przygotowywaliśmy się na walkę, ale prócz strażników na końcu korytarza nie było nikogo, kompletna pustka a na dodatek okazało się, że drzwi twojej celi są otwarte.
- To Hagen- wyrwało jej się.
- Czyli tak jak myślałem, to nie był przypadek.
- To by znaczyło, że królowa chciała żeby się wam udało. Tylko, dlaczego, musi mieć jakiś cel- poczuła jak chłopak się napina.- Jest coś jeszcze, prawda? Dowiedzieliście się czegoś?- Jej towarzysz milczał. -Nate.- Starała się, żeby jej głos zabrzmiał stanowczo.

- Królewski archiwista odkrył pewne dokumenty, w których jest mowa o zakazanych magicznych praktykach.- Czuła, że się waha.- Jest tam opisana pewna historia. Kilka tysięcy lat temu sabat kapłanek zebrał się w noc Bełtane, aby uczcić nadejście lata. Jedna z nich, posiadająca najwyższą moc, miała odprawić ceremonię oddający cześć czterem żywiołom. Ta, którą uważała za swoją najbliższa przyjaciółkę zazdrosna o jej władzę przebiła jej serce rytualnym sztyletem posiadając jednocześnie jej moc.
- Myślisz, że to samo chce zrobić ze mną?
- Chciałbym móc Ci powiedzieć nie, ale wiesz, że byłoby to kłamstwo. Nie bój się, masz mnie a ja nie pozwolę, żeby stała ci się krzywda- spojrzała na niego przez ramię tak, że pocałował ją delikatnie.
- Na przyjemności czas będzie później teraz musimy się zająć czymś innym- zaśmiała się, kiedy Nate wydał jęk zawodu.
- Wykończysz mnie kobieto. No, ale jak to mówią najpierw obowiązki dopiero potem zabawa.
- Co z resztą? Gdzie są, co robią?

- Gail została w Cera Der wen, stwierdziła i choć ją lubię to musze się z nią zgodzić, że z jej „umiejętnościami” walki prędzej by nam zaszkodziła niż pomogła. Carney, Irvette i Sottile dowodzą ludźmi mającymi chronić dojście do groty a Ghob… któż to wie, z nim nigdy nic nie jest pewne.

Dalsza droga upłynęła im w ciszy przerywanej, krótkimi wymianami zdań z kilkoma towarzyszącymi im osobami. Po drodze mijali nieliczne wioski, których niczego nieświadomi mieszkańcy szykowali się do obchodów Beltane. Jednak, gdy ich mijali ci pospiesznie schodzili im z drogi. Mało brakowało a stratowaliby małą dziewczynkę, która przyglądała im się zaciekawiona i podeszła bliżej. Gdy jechali przez puszczę dobiegły ich niewyraźne odgłosy bitwy. Nate zaklął pod nosem i o ile to możliwe jeszcze bardziej przyspieszył. Gdy wypadli nad otwartą przestrzeń wrzosowiska zaparło im dech w piersiach. Na lewo od nich setki ludzi walczyło przeciwko sobie w straszliwej bitwie. Szczęk oręża rozdzierał nadmorskie powietrze a Arien krajało się serce na widok Arterian powoli spychanych przez wroga ku urwisku. W pewnym momencie ich rumak stracił grunt pod nogami i oboje boleśnie spadli z jego grzbietu przetaczając się kilka metrów dalej. Zerwała się z ziemi w tej samej chwili, co jej towarzysz, kątem oka zauważając wbitą w bok konia strzałę. Ślizgając się po wilgotnych kamieniach zaczęli zbiegać w kierunku plaży i wtedy Arien odwróciła się w kierunku, z którego przyszli. Opadła na kolana i zagłębiła palce w żyznej ziemi szepcząc zaklęcie, którego nauczyła się na Avalon. Obserwowała jak od jej dłoni rozchodzą się tysiące linii, które oplatały i unieruchamiały zarówno tych, których nazywa przyjaciółmi jak i wrogami. Broń każdego z nich rozpada się w pył, nikt z nich nie zasługiwał na śmierć.

Arien, co ty wyprawiasz?! Usłyszała mentalny protest Carneya.
Ciebie też miło widzieć, to znaczy słyszeć. Posłała mu krótką odpowiedź i poczuła jak się śmieje, gdy Nate poderwał ją z ziemi. Rozbryzgując wodę dobiegli do zacumowanej na płyciźnie łódki. Chłopak, czym prędzej chwycił za wiosła, ale Arien miała inny pomysł. Wychyliła się trochę za burtę i zanurzyła w wodzie obie dłonie a już po chwili wytworzyły się prądy, które bez problemu przeprowadziły ich pod wapiennym łukiem przywodzącym na myśl okno. Kiedy wpłynęli do kamiennego tunelu wszystko ucichło jakby ktoś zamknął za nimi drzwi odcinając od zewnętrznego świata. Dopiero, kiedy dobili do wydrążonych w wapieniu schodków odważyła się rozejrzeć. Woda wyglądała jakby ktoś ją podświetlał od spodu a nad nimi zwisały setki ostrych stalaktytów.
- Gotowa?- Spojrzała na Natea, który pomógł wyjść jej na brzeg. Starał się uśmiechnąć pocieszająco, ale wyszedł z tego dziwny grymas. Nie, nie była gotowa, ale w tej chwili nie miało to znaczenia.
Ich kroki niosły się echem po kamiennym korytarzu aż weszli do nisko sklepionej jaskini, przez którą przepływał niewielki strumień. Arien zamarła, ale nie, dlatego, że była pod wrażeniem piękna tego miejsca. W centralnym punkcie znajdował się krystalicznie przejrzysty kamień, dookoła którego zasiadało pięć istot, w tym ta, której nigdy nie spotkała, ale z oczywistych powodów jedna była dla niej szczególnie ważna.

- Tylko nie rób nic głupiego- w głosie Natea dało się wyczuć nutkę niepokoju. A więc ty też ją rozpoznałeś. Pomyślała. Jej matka, podobnie jak reszta, miała zamknięte oczy jakby spała, splecione, smukłe dłonie spoczywały na kolanach. Rude pukle były częściowo skryte pod kapturem szafirowej szaty o złotych wykończeniach.
- Powinnaś posłuchać chłopaka- z cienia wyłoniła się królowa Nathira, za którą niepewnie stąpał Hagen. Przed kobietą w powietrzu unosiła się prosty, szklany przedmiot wypełniony połyskliwą zieloną substancją. Z cynicznym uśmiechem zrobiła nieznaczny ruch ręką i w krąg światła, utworzony z umieszczonych w kamiennych niszach świec, wkroczyły cztery osoby. Trzy kobiety i jeden mężczyzna. W tej chwili poczuła niepewność i pierwsze oznaki paniki. Od Nathaniela wiedziała, że Arterianie, podczas gdy była uwięziona w lochach zamku nie próżnowali i poczynili niezbędne przygotowania do rytuału, który miała odprawić. Odnaleźli cztery osoby, z których każda miała pieczę nad jednym z żywiołów a które miały utworzyć ochronny krąg, podczas gdy ona miała odprawić rytuał scalający zasłonę między światami.

Dopiero, gdy rozpoznała wśród nich Raven, dziewczynę, którą poznała podczas swojego pobytu na Avalon a która władała powietrzem dostrzegła jeszcze dwie rzeczy. Zorientowała się, że ściany jaskini pokrywa świetlista sieć pęknięć, z których wydobywają się bezcielesne duchy ulatujące ku znajdującemu się wysoko nad ich głowami otworze w sklepieniu. Jednak nie wszystkie. Zjawy, podobne do tych, które zaatakowały ją i jej przyjaciół kilka tygodni wcześniej w Dolinie Przeklętych, zaciskały bezcielesne dłonie na szyjach swoich zakładników. 
- Chyba nie muszę mówić, co się stanie jeśli…
- Zabijesz wszystkich, na których mi kiedykolwiek zależało?- Nie bardzo zastanawiając się, co robi przerwała królowej i poczuła jak Nate ściska jej ostrzegawczo dłoń. Ku własnemu zaskoczeniu dostrzegła w spojrzeniu kobiety błysk uznania.
- Jednak nie jesteś aż taka głupia, za jaką, za jaką Cię miałam. Sądzę, że jednak się dogadamy.- Uśmiechnęła się, gdy Arien zrobiła krok do tyłu.

- Mogę zrobić wiele rzeczy, ale to nie jest jedna z nich- odpowiedziała cofając się powoli w kierunku cicho szemrzącego strumienia i zatrzymała się dopiero, gdy poczuła jak wilgotna mgiełka osiada na skraju jej peleryny.- Ostatnio miałam wiele czasu na przemyślenia.- Poczuła nikłe ukucie nadziei, gdy Nathira władczo zadarła podbródek.-Kilka spraw nie dawało mi spokoju. Jesteśmy rodziną, ale poza tym nigdzie nie ma śladów twojej przeszłości. Co takiego się wydarzyło, że wymazałaś wszelkie ślady po niej? A może do niczego nie doszło?  Niektórzy wstydzą się tego, kim byli, swojego pochodzenia i wielu innych rzeczy. Dla niektórych motorem działań staje się chęć zemsty na tych, którzy nie poświęcali nam wystarczającej uwagi, traktowali jak marny pył a wszelkie próby wykazania się zbywali drwiącym śmiechem.- Nathaniel obserwował jak maską samozadowolenia królowej powoli zaczyna się kruszyć, jak gdzieś pod powierzchnią gotuje się złość gotowa w końcu znaleźć swoje ujście. Po krótkiej pauzie Arien kontynuowała, tym razem nieco ciszej.- Ludzi dobrych doceniamy, ale to tych złych, ze względu na wyrządzone krzywdy, pamiętamy dłużej. Każdy się czegoś boi a ty boisz się zapomnienia. Tłamsisz innych i sprawia ci to przyjemność, bo wiesz, że nic nie mogą zrobić. Jesteś tchórzem.- Kobieta z rykiem wściekłości podniosła dłonie, z których wyłaniał się czarny dym lecący w kierunku Arien, która w ostatniej chwili odparowała atak.

Zza znajdującego się za nią strumienia wystrzeliły setki wodnych bicz, które oplotły śmiercionośną chmurę i sprawiły, że wybuchła milionami odłamków. Nathira straciła równowagę i zatoczywszy się do tyłu wpadła do ujścia strumienia znikającego w skale. Dziewczyna w ostatniej chwili ze zdziwieniem zauważyła wbity tuż pod obojczykiem kobiety sztylet. Obróciła się i ku swojemu zaskoczeniu w wejściu do jaskini zobaczyła opuszczającego rękę Carneya.
- Wszystko porządku żywiołowa panienko?- Drżącym od emocji głosem spytał Nate. Arein ledwo go usłyszała, miała wrażenie, że jest otoczona niewidzialną bańką pochłaniająco każdy dźwięk. Bardziej wyczuła niż zobaczyła, że zjawy przytrzymujące czwórkę osób władających żywiołami zniknęły w tej samej chwili, co królowa a teraz ustawiają się dookoła bezbarwnego kamienia. Wiedziała, że ma zadanie do wykonania, ale w tej chwili czuła, że musi podejść do rudowłosej kobiety.
- Mamo?- Spytała słabym głosem niepewna, czego ma oczekiwać. Przez chwilę jej powieki drżały aż powoli otworzyła oczy o dziwnie wyblakłym zielonym kolorze.
- Córeczko- uśmiechnęła się a po jej policzkach popłynęły pojedyncze łzy.- Tak wiele mam ci do powiedzenia, jest tyle rzeczy, które powinnam ci wytłumaczyć- powiedziała gładząc Arien po policzku.

- Na wszystko będzie czas…
- Nie, nie będzie. Kocham Cię.- Ledwo skończyła ona i reszta osób będących elementami magicznego tworu, dzięki którego królowa była w stanie władać magia zaczęła migotać.- Spraw, żebym była z Ciebie dumna- wszystko nagle przyspieszyło i po chwili piątka postaci rozpadła się w skrzący pył, który utworzył szalejący z niesamowitą prędkością wir wznoszący się ku sklepieniu jaskini i znikający w promieniach słońca.
Wiodąca instynktem podniosła z ziemi Klepsydrę Zaklinaczy, z którą podeszła do przejrzystej skały. Przez chwilę gładziła ją wyczuwając pulsujące ciepło aż natrafiła na niewielką szczelinę. W tej jednej chwili wiedziała, co ma zrobić. Zaczęła szeptać słowa w mowie, którą niewielu potrafiło się posługiwać. Słowa o sile, poświęceniu, wierze i tym, że nigdy nie należy się poddawać, bo zawsze jest nadzieja. Na piasku nakreśliła czteroramienną gwiazdę, w której centrum znajdowała się ona a na ramionach pozostałe osoby władające żywiołami. Ponownie podeszła do kamienia i sięgnęła po przewieszony przez plecy miecz i wsunęła go do idealnie pasującego otworu. Gdy w końcu broń napotkała opór głowica zaczęła otwierać się jak kwitnący kwiat tworząc podstawę, na której Arien umieściła klepsydrę. Najpierw poczuli wiatr, później szalejący ogień, ożywczy chłód wody i zapach żyznej ziemi. Wszyscy wpatrywali się w powstały twór aż zaczął zniknąć, jakby coś go wchłaniało aż nie zostało już nic. Czego nie widać tego nie można zniszczyć. Przemknęło jej przez myśl.
Nate patrzył zaniepokojony na Arien obserwującą znikające ze ścian szczeliny. Gdy ostatnia stała się niewidoczna odwróciła się w jego stronę i bez słowa rzuciła mu się na szyję i zaczeła płakać.

- To już koniec Nate, to już koniec.

2 komentarze:

  1. Przyznam szczerze, że końcówki rozdziału w ogóle nie zrozumiałam. Muszę ją potem przeczytać jeszcze raz. Co do reszty to dużo się tu działo. Myślałam, że Arien będzie trochę dłużej przetrzymywana. Ciekawa jestem co by z tego wynikło, bo w sumie Hagen tak po cichu zaoferował jej pomoc, ale z drugiej strony to wyciąganie z niej informacji poprzez sny jest hardcorowe! W życiu bym na coś takiego nie wpadła, choć oglądałam Incepcję xD Spotkanie z matką było wzruszające, przyznam, że tego też się nei spodziewałam, al fajnie, że dałaś Arien taką możliwość. Myślę, że to dla niej dużo znaczy, nawet jeśli się więcej nie zobaczą.
    Zapraszam na nowy rozdział http://wbrew-rozsadkowi.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co ja przeczytałam? Co? Koniec? Już? Serio? WOW. Chociaż boję się, że jednak wcale nie koniec tego mini piekła. Ale tego się dowiem w kolejnym rozdziale.
    Nate <3 Moje zimniejsze niż zamrożony parokrotnie lód na Antarktydzie raduje się na myśl o nim! Kochany. I zakochany. Jechała z nim na koniu.. rycerz na białym koniu. "Siedzę na koniu".
    Ja już sobie przed przeczytaniem szykowałam Allanona i jego laskę by Cię krzywdzić, a Ty mi tu całkiem pozytywny rozdział dajesz. Ej no, jestem normalnie zaskoczona. #groźbysąskuteczne. I miło, że widziała się z matka. Chociaż na chwilę.
    Ogólnie to działo się w tym rozdziale tyle, że aż nie wiem co właściwie mam skomentować. Hagen... czyli jednak nie był tak mocno zepsuty. Tak bardzo kochał tą małą. I ogólnie smutna ta historia z rodziną.
    A Nathira.. Panie, matko, córko i wszyscy inni ona jest autentycznie psychiczna! Wymordowała sobie wioskę bo... bo tak. Litości.
    Cóż, rozdział sympatyczny. I tak, opłaciło się czekać. Masz za to jeden dzień życia dłużej. Cieszysz się? :) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń