Od pokonania królowej
minął już prawie miesiąc i za kilka dni miała zrobić coś, czego nadal nie była
pewna, mimo że razem z Ghobem rozważyli wszystkie za i przeciw, upewniając się,
że nie stanie się nic złego. Według niego było jedno poważne przeciwwskazanie,
ale uznał, że to jej decyzja i reszta będzie musiała się z nią pogodzić.
Postanowili na razie nic nie mówić pozostałym, bo to, co miała zamiar zrobić za
kilkadziesiąt minut i tak wprowadzi aż za nadto zamieszania.
- Jednego tylko nie
jestem w stanie zrozumieć, nie powinnaś była w stanie tego wszystkiego dokonać
nie osiągnąwszy pełnej dojrzałości swych mocy, gdy jeszcze nie stałaś się z nią
jednością.- Gdy spytała, co to znaczy zamilkł jakby sam do końca nie znał odpowiedzi.
Zastanawiała się jak to
będzie powrócić do dawnego życia, gdy nie była świadoma swoich mocy, gdy
wszystko było takie normalne. Zdecydowanie będzie inaczej, ale nie tak samo jak
kilka miesięcy wcześniej, ale wiedziała, że da sobie radę, bo choć straciła
przybranych rodziców i biologiczną mamę to poznała wielu wspaniałych ludzi,
którzy byli dla niej nieocenionym wsparciem. Podniosła się do pozycji siedzącej
i spuściła nogi przez brzeg ogromnego łoża w przydzielonej jej komnacie.
Próbowała wstać, ale zakręciło jej się w głowie i spor totem usiadła. Choć
minęło kilka tygodni nadal dochodziła do siebie po wymyślnych torturach.
Przez chwilę
przyglądała się Nathanielowi, który towarzyszył jej niemal na każdym kroku,
jakby bał zostawić się ją samą, choć na chwilę, a teraz w zabawnej pozycji
drzemał na wiele za małym dla niego szezlongu. Podeszła po cichu do okna, z
którego roztaczał się piękny widok na Caer Derwen. Miasto w ciągu ostatnich
tygodni zmieniło się nie do poznania. Razem z Arterianami nowo przybyli ludzie
pracowali nad przywróceniem miastu dawnej światłości i efekty pracy były
zadziwiające. Na ile mogła na tyle starała się pomóc np. przyspieszając wzrost
drzew przeznaczonych do budowy domów. Odnowione elewacje z pruskiego muru,
wszechobecne kwiaty i dzieci wesoło bawiące się na ulicach upewniały Arien, że
cały ten wysiłek był tego wart. Mała dziewczynka z wystruganym z drewna mieczem
pomachała do niej radośnie, na co ta odwzajemniła jej się tym samym.
- Jak się czujesz?-
Poczuła jak obejmują tak dobrze znane jej ramiona i mocno się w nie wtuliła.
- Fizycznie jest chyba
lepiej, choć ostatnio często mam zawroty głowy. Wszystko dobrze się skończyło,
ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że coś się stanie.
- Przecież królowa nie
żyje, więc naprawdę nie wiem…
- Owszem widzieliśmy
jak znika w strumieniu, ale prawda jest taka, że nie możemy mieć pewności czy
faktycznie zginęła, bo nie znaleziono ciała.
- Hej spokojnie-
obrócił dziewczynę w swoją stronę i ujął jej twarz w dłonie.- Rozumiem, o co ci
chodzi, ale nie możesz się tak zadręczać, bo inaczej zwariujesz.
- Przepraszam-
powiedziała opierając się czołem o jego klatkę piersiową.
- Nie masz, za co.-
stwierdził ponownie ją obejmując.
- Ja po prostu nie mogę
znieść myśli, że mogłabym kogoś jeszcze stracić. Za łatwo się przywiązuję do
ludzi a później przez to cierpię a utraty pewnej konkretnej osoby bym chyba nie
przeżyła.- Podniosła wzrok i zarzuciła mu ramiona na szyję.- Kocham cię
Nathanielu Salvatore.- Uśmiechnęła się niepewnie, na co ten pocałował ją najpierw
delikatnie a gdy rozchyliła usta odpowiedział jej długim i ognistym
pocałunkiem.
- Obiecaj, że nigdy
mnie nie zostawisz- poprosił, gdy zdołał się do niej oderwać.
-Obiecuję.
*
Carney podszedł do
drzwi, gdy rozległo się ciche pukanie i wpuścił do środka Arien ubraną w prostą
białą szatę przepasaną błękitną szarfą, odświętny strój strażniczek.
- Ty jeszcze nie na
zebraniu Rady Starszych?- spytał zaczepnym tonem.- Przyszłej władczyni
Silmeardy nie wypada się spóźniać.
- To nie jest śmieszne-
niemal wysyczała.- Przepraszam, nie chciałam- powiedziała, gdy zobaczyła jego
zaskoczoną minę.- Możemy porozmawiać?
- Jasne- wzruszył
ramionami i pokazał, żeby usiadła.
- Pamiętasz noc przed
moim porwaniem? Siedzieliśmy przy ognisku a kiedy przyłapałeś mnie na tym, że ci
się przypatruję spytałeś, o czym myślę. Mówiłeś o tym, co trzeba będzie zrobić,
gdy już wygramy. Twoja wizja, pomysły to wszystko było takie… piękne. Wtedy
pomyślałam, że byłbyś dobrym królem. Czekaj nie przerywaj mi- poprosiła, gdy
już miał się odezwać.- „Gdy zapłoną ognie Bela zniewolony przyjaciel stanie się
wrogiem a wojownik pozbawi życia zdrajczynię i jako prawowity dziedzic
zasiądzie na tronie”. Hagen nas zdradził, bo Nathira nałożyła na niego Geis,
magiczną przysięgę, której złamanie grozi śmiercią.- Zamilkła przypominając
sobie zmasakrowane ciało mężczyzny, które znaleźli kilka dni temu.- Co do drugiej części to jeszcze się nie
wydarzyła, ale czasami losu trzeba dopomóc, nakierować go na właściwe tory. Ktoś
mi kiedyś powiedział, że wszystko ma swoje znaczenie. Wiesz, co oznacza twoje
imię?
- Wojownik.
- Dokładnie.-
Zadowolona pokiwała głową.- Ostatnio miałam sporo czasu i nikt nie pytał, co
takiego robię, gdy znikam godzinami w archiwach, więc mogłam w spokoju
przestudiować drzewa genealogiczne najstarszych rodów. Większość z nich wygasła, niektórzy nawet nie
zdają sobie sprawy ze swojego pochodzenia, ale są ludzie, którzy pamiętają i
mogą poświadczyć prawdę. Zdajesz sobie sprawę, co chcę powiedzieć?
- A więc to prawda-
pokręcił głową mówiąc bardziej do siebie niż do Arien.- Ta cała legenda krążąca
w mojej rodzinie od pokoleń, mówiąca o tym, że pewnego dnia jeden z nas
zostanie królem…
- W każdej legendzie
jest ziarno prawdy- złapała go krzepiąco za dłoń.
- Owszem raniłem naszą
ex- królową sztyletem, ale sama masz wątpliwości, co do jej śmierci po za tym
nie wiem czy dam radę…
- Właśnie, dlatego
wiem, że sobie poradzisz. Na pewno nadajesz się do tego bardziej niż ja. Jeśli
nawet czasem coś będzie nie tak, to Sottile będzie cię wspierać i od czasu do
czasu przywróci cię do pionu- stwierdziła żartobliwe rozluźniając nieco
atmosferę.
- Co teraz zrobimy?
- No cóż, pozostało
tylko wytłumaczyć wszystko kilku starym prykom ze Starszyzny.
- Brzmi groźnie.
- Mam wrażenie, że to
czego dokonaliśmy do tej pory to przy tym to pryszcz- wywróciła teatralnie
oczami i razem ruszyli na obrady Rady Starszych.
*
Reakcje ludzi były
dokładnie takie jak się spodziewali. Najpierw zapadła cisza, po której zaczęli
się przekrzykiwać jeden przez drugiego, ale w końcu ucichli. O ile ciszą można
nazwać niekończące się przemowy kilku mężczyzn. Późno w nocy zdali sobie
sprawę, że nic nie wskórają. Arien przez te kilka godzin nie odezwała się ani
razu a na koniec wstała tylko i powiedziała:
- Mnie także nie pytano
o zdanie, gdy postanowiliście zrobić ze mnie królową, więc nie miejcie
pretensji o coś, co sami zrobiliście- po czym wyszła dostojnym krokiem
zostawiając wszystkich w osłupieniu. Carney roześmiał się w duchu i niepewnie zaczął
swoją przemowę o przyszłości Silmeardy.
*
Wczorajsza koronacja
Carneya miała miejsce w niewielkim kościółku, nieopodal zamku. Jednak, gdy nowo
koronowany władca wyszedł na zewnątrz zebrany tłum oszalał. Ludzie byli
wszędzie- na ulicach, w oknach a co odważniejsi siedzieli na dachach i głośno
wiwatowali. Nate pomyślał, że dla nich tak naprawdę nieważne jest, kto przejął
władzę grunt, że nie była to Nathira.
- Co jeśli to wszystko
długo nie potrwa i znajdzie się ktoś, kto będzie chciał wszystko zepsuć?-
Spytał kiedyś Arien.
- Kiedyś tak na pewno
się stanie, ale nie od razu. My tych czasów zapewne nie doczekamy, ale gdy znów
nadejdzie czas niepokoju wtedy pojawią się nowi bohaterowie, którzy nie pozwolą
żeby dokonała się powtórka z historii.- Powiedziała to pewnym, choć nieco
zachrypniętym głosem.
Martwił się o nią, bo
choć twierdziła, że czuje się dobrze to teraz, gdy zmierzali na polanę gdzie
zebrali się mieszkańcy Caer Derwen, trzymając ją za rękę czuł, jaka jest
rozpalona. Lekarz, który ją zbadał stwierdził, że nie ma się, czym martwić a
jej ewentualna choroba jest efektem wycieńczenia organizmu i wszystko wkrótce
wróci do normy.
Kontem oka zauważył jak
dotyka diademu wyglądającego jakby go upleciono ze złotych, kwitnących pnączy
gdzieniegdzie wysadzanych różnokolorowymi kamieniami a tuż nad czołem
umieszczono złoty półksiężyc.
Mocniej ścisnął ją za
rękę, na co uśmiechnęła się niepewnie. Chwilę później tłum się przed nimi
rozstąpił i weszli na polanę gdzie naprędce zbudowano kamienny łuk. Arien zatrzymała
się zaskoczona, gdy zobaczyła Mae- Panią Jeziora i Gawaina, który na Avalon
nauczył ją walczyć i udzielił jej wielu cennych rad.
- Wiedziałem, że dasz
radę- powiedział mężczyzna a ona szybko uścisnęła całą dwójkę i czuła jak łzy
szczęścia spływają jej po policzkach.
Nieco dalej dostrzegła
Magnusa, Damona i Emmę, którzy pomogli jej przy odzyskaniu miecza. Tak bardzo
chciała do nich podejść, porozmawiać, ale wiedziała, że na to czas będzie
później. Czuła jak łzy radości znaczą jej policzki mokrymi śladami, kiedy
zmierzała w kierunku gdzie stał kamienny łuk.
Z wahaniem puściła rękę
Nathaniela i żeby ukryć drżenie dłoni ukryła je w fałdach szafirowej,
haftowanej w skomplikowane złote wzory sukni. Takiej samej, jaką nosiła jej
biologiczna matka, mistrzyni bractwa Strażniczek.
- Przywilej wędrowania
między światami był zarezerwowany do tej pory dla nielicznych.- Zaczęła
odwracając się do zgromadzonego tłumu.- Ale to się zmieni. Wszyscy powinni mieć
możliwość poznawania miejsc, o których do tej pory tylko śnili. Jednak wiele
osób chciałoby taką możliwość wykorzystać w niecnych celach, dlatego też tylko
ci o czystych intencjach dostąpią tego przywileju inni odbiją się od
niewidzialnej bariery- spojrzała na Damona wspominając jego słowa o tym, że
wampir może wejść tylko tam gdzie go zaproszono. Mężczyzna uśmiechnął się
nieznacznie dostrzegając cień ironii w tym, co powiedziała.
-Wobec tego ja Arien,
Strażniczka i Zaklinaczka, zrzekając się swych mocy tworzę sieć portali, dzięki
którym każdy będzie mógł się przenieść w dowolne miejsce- szybko, nie dając
nikomu czasu na reakcję uklękła u podstawy łuku. Czuła jak magia przepływa
przez nią łącząc się z dziesiątkami wybudowanymi w tajemnicy przejść na terenie
całej Silmeardy. Czuła zaskoczenie, podziw, fascynację i wiele innych emocji
obserwujących ją ludzi. Otworzyła oczy i zobaczyła, że jej dłonie wyglądają
jakby do ziemi spływała z nich srebrzysta ciecz oplatająca łukowatą budowlę,
która lśniła niesamowitym blaskiem. W końcu, gdy poczuła mdłości i jakby ktoś wyrywał
jej drobne kawałki skóry przestała, bo dalsze przesyłanie energii ziemi mogło
zakończyć się nawet jej śmiercią. Wstała powoli, ale i tak zakręciło się w jej
głowie. Jeszcze nigdy nie czuła się tak osłabiona. Dotknęła czołem chłodnego
kamienia, co przyniosło nieco ulgi. Wszelkie dźwięki wydawane przez
wiwatujących ludzi dobiegały jakby z oddali. Czuła jak ktoś ją obejmuje, to był
Nate. Nie zdawała sobie, że drży dopóki nie zaczął jej rozcierać.
- Czemu tu jest tak
zimno?- Spytała Carneya, który właśnie do nich podszedł. Jak zahipnotyzowana
wpatrywała się w złotą koronę, symbol jego pozycji i władzy. Zmartwiony chłopak
zmarszczył czoło i powiedział kilka słów do zgromadzonych, których nie
zrozumiała.
- Zabierzcie ją do
zamku, ledwo się trzyma na nogach. Dobrze się spisałaś droga przyjaciółko-
kiedy uśmiechał się do niej poczuła, że coś jest nie tak jak powinno. Odruchowo
jej wzrok powędrował ku niepozornej przygarbionej postaci.
Zabrałaś mi wszystko
wiec i ja zabiorę ci tego, którego najbardziej kochasz.
Zdezorientowana
spojrzała na Carneya, z którym jako jedynym porozumiewała się czasami w ten
sposób, ale ten mentalny szept nie należał do niego.
Och myślę, że dobrze
wiesz, kim jestem.
Ta krótka myśl była
zabarwiona szyderczym śmiechem, ale wiedziała, do kogo należy. Jako jedyna
wątpiła w jej śmierć i miała rację. Zalewie trzy, może cztery metry od niej
stała Nathira, która zrobiła nieznaczny ruch palcami, z których zaczęły sączyć
się krwistoczerwone opary. Ułamek sekundy później stanął przed nią potwór ze
snu, w którym pierwszy raz zobaczyła Nathaniela. Ta sama bezoka istota z rzędem
setek igieł w miejscu ust. Z jej ramion wyrastały rogi a spod niewielkich
kawałków skóry wyzierały nagie mięśnie. Potwór stał obok kobiety jak
przerażająca parodia strażnika.
Podniosłość chwili minęła, jeszcze wyczuwalna
przed chwilą radość ulotniła się a ludzie zaczęli uciekać w popłochu. Wśród
chaosu jakaś niewidzialna siła prawie zwaliła Arien z nóg a Natea odrzuciła do
tyłu tak mocno, że uderzył o drzewo i na chwilę stracił przytomność. Już miała
do niego biec, gdy zobaczyła zbliżające się do niego Gail i Mae.
- Obyś zgniła w piekle-
słabość zniknęła ustępując miejsca nieopisanej wściekłości i furii. Za szałem
czaiło się coś niebezpiecznego, ale nie dbała o to. Czułą jak drżenie się
nasila i zamknęła oczy żeby błyskawicznie zebrać myśli a kiedy je otworzyła
zaszła w niej taka zmiana, że nawet ci nieliczni, którzy pozostali u jej boku
ledwo byli w stanie ją rozpoznać. Ciepły zielony kolor jej oczu nabrał takiego
blasku, że wyglądała jakby w jej wnętrzu płonęło słońce. Kasztanowe włosy
zmieniły się w języki ognia, suknia wyglądała jakby utkano ją z mgły
poprzetykanej gdzieniegdzie listkami głogu. Z ramion spływała jej srebrzysto
niebieska peleryna, której krawędzie przy najmniejszym nawet ruchu zdawały się
rozpływać. Delikatnie przykucnęła, po czym wybiła się w powietrze i zawisła
jakby grawitacja nie miała nad nią żadnej władzy.
-Już. Nigdy. Więcej.
Nikogo. Nie. Skrzywdzisz.- Dotknęła swojego naszyjnika, z którego wystrzeliły
setki różno kolorowych promieni oplatających demona niczym magiczna sieć, która
zaczęła wżerać się w jego skórę. Zaczął się rozpuszczać jak lód pod wpływem ciepła
aż nie zostało nic prócz kałuży o nieprzyjemnie drażniącym zapachu.. Carney w
tym samym czasie podbiegł do Nathiry przebijając jej serce sztyletem. Nie
broniła się, co było dla niego zaskoczeniem, zupełnie jakby spodziewała się
takiego końca. Z goryczą pomyślał, że fragment przepowiedni mówiący „wojownik
pozbawi życia zdrajczynię i jako prawowity dziedzic zasiądzie na tronie”
właśnie się dopełnił.
Dopiero po chwili
zorientował się, ze wokół zapadła nienaturalna cisza. Odwrócił się i zobaczył,
że obok leżącej w bezruchu Arien, która powróciła do swojej dawnej postaci,
kuca Ghob i kreśli na jej ciele jakieś runy.
- Arien!- Już przytomny
Nate w mgnieniu oka znalazł się przy dziewczynie kładąc sobie jej głowę na
kolanach.- Zrób coś!- krzyknął na Ghoba uwijającego się jak w ukropie.
- Staram się, ale jak
na ironię moc naszej przyjaciółki właśnie osiągnęła pełnię, co w normalnych
warunkach bywa niebezpieczne mimo lat szkoleń i przygotowań a tak… nie wiem, co mam robić…
lecznicze ani żadne inne znaki nie działają- na ostatnich słowach głos mu się
załamał, co uzmysłowiło chłopakowi beznadzieję sytuacji.
- Nate?- spytała słabo
i spróbowała się podnieść, ale powstrzymał ją.- Nie kłóćcie się, proszę-
zaczęła drapać się po miejscach gdzie Pan Ziemi nakreślił runy.
-Wszystko będzie
dobrze.
- Nie, nie będzie, -
złapała chłopca za rękę, którą odgarniał jej z czoła kasztanowe kosmyki.- Nie
tym razem. Obiecasz mi coś? Nie zapomnij o mnie dobrze?- Coraz cichszy głos
załamał się na ostatnim zdaniu.
- Jak mam o tobie
zapomnieć skoro zawsze będziemy razem?- Tak bardzo chciał podnieść ją na duchu,
uwierzyć, że wszystko będzie dobrze, choć rozpalona jeszcze kilka minut temu
skóra teraz była w dotyku lodowata a z buzi odpłynął wszelki kolor.
- Dałabym wszystko,
żeby tak było. Bez względu na to, co się stanie, gdzie będziesz ja zawsze
znajdę do ciebie drogę.
- Nie- w to jedno słowo
sprzeciwu włożył wszystkie kotłujące się w nim uczucia.- Nie możesz, obiecałaś
przecież, że mnie nie opuścisz- uświadomił sobie, że płacze dopiero, gdy
dotknęła trzęsącymi się palcami łez spływających mu po twarzy.
- Głuptasie, przecież
obiecałam, że wrócę- uśmiechnęła się do niego dokładnie tak jak lubił.- Kocham
Cię Nate- powiedziała tak, żeby tylko on ją usłyszał, po czym znowu straciła
przytomność.
- Arien? Arien?!-
Spanikowany zaczął potrząsać jej ramionami.
- Uspokój się! Ona
żyje, widzisz- Carney złapał go za rękę, którą przyłożył do nadgarstka
dziewczyny gdzie ledwo można było wyczuć puls.
- Musi być coś, co
można jeszcze zrobić- z nadzieją spojrzał po tych, którzy zostali. Po
przyjaciołach i nieznajomych, osobach które sprawiły, że Arien stała się osobą
którą pokochał.
- Jest jeden sposób-
odezwała się Mae, Pani Jeziora, o której opowiadała mu Arien. Kobieta patrzyła
wyczekująco na Ghoba.
- Wiem, że mówię to na
każdym kroku, ale magia ma swoją cenę.- Przypatrywał się uważnie Nathanielowi
szukając w wyrazie jego twarzy jakichkolwiek śladów wahania, ale nic takiego
nie znalazł.- Jej organizm przez to, co zrobiła jest bardzo osłabiony i
naprawdę nie wiem, czy to, co zrobię zadziała..
- Rób, co musisz tylko
proszę nie pozwól, żeby umarł- przerwał mu chłopak.
- Ostrzegam, że może
nie być taka jak przedtem, więc pytam jeszcze raz czy jesteś pewien?- Tym razem
tylko energicznie pokiwał głową pozwalając, aby mężczyzna przystąpił do
działania.
.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-. -.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Czasami nic nie jest
takie jak się wydaje.
W przyszłą sobotę zapraszam na epilog.
Do następnego,
Artis
Ja... ja sama nie wiem co powiedzieć. Nie spodziewałam się, że koniec nastąpi tak szybko! Dwadzieścia rozdziałów i już? Na podsumowania przyjdzie jeszcze czas.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o ten rozdział to przyznam, że zaskoczyło mnie, że Carney został królem, choć przepowiednia pasuje do tego idealnie. Pomysł z podróżowaniem między światami jest super, fajnie, że Arien dała ludziom taką możliwość. Co prawda trzeba wymyślić system klasyfikowania ludzi z dobrymi i złymi intencjami ale to już całkiem inny problem. W to, że królowa nie żyje też poniekąd nie potrafiłam uwierzyć, ale jej pojawienie się na koronacji nieco mnie zaskoczyło. Całe szczęście, że Arian i Carney ostatecznie się z nią rozprawili, ale co będzie z Arien? Przecież ona ledwo żyje! To nie może skończyć się jej śmiercią. I nie skończy się, prawda?
Przepraszam, że zawaliłam. Nic mnie nie tłumaczy.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy odczytałaś e-mail.. jeżeli tak to chociaż daj mi znać, że żyjesz.
Magia ma swoją cenę - w druida się bawisz? Serio? Swoja drogą czułam, no kurde czułam, że Ty tu coś jeszcze zrobisz, bo byłoby zbyt pięknie. Swoją drogą nawet nie wiem co powiedzieć. Przeczucie Arien nie myliło. I aż nie wiem czy się smucić czy cieszyć. Wszystko fajnie, Nathira najwidoczniej na serio już umarła ale.. co z Arien? Co znaczy, że może nie być taka jak dawniej? Czy ja mam wołać Allanona?!
OdpowiedzUsuńKrótko, bez gróźb, ale chyba za wiele z siebie nie wyciągnę. Że rozdział swietny wiesz. Pozdrawiam. Do następnego :)