niedziela, 6 marca 2016

Rozdział 20 "Nowy początek"



          Od pokonania królowej minął już prawie miesiąc i za kilka dni miała zrobić coś, czego nadal nie była pewna, mimo że razem z Ghobem rozważyli wszystkie za i przeciw, upewniając się, że nie stanie się nic złego. Według niego było jedno poważne przeciwwskazanie, ale uznał, że to jej decyzja i reszta będzie musiała się z nią pogodzić. Postanowili na razie nic nie mówić pozostałym, bo to, co miała zamiar zrobić za kilkadziesiąt minut i tak wprowadzi aż za nadto zamieszania.
- Jednego tylko nie jestem w stanie zrozumieć, nie powinnaś była w stanie tego wszystkiego dokonać nie osiągnąwszy pełnej dojrzałości swych mocy, gdy jeszcze nie stałaś się z nią jednością.- Gdy spytała, co to znaczy zamilkł jakby sam do końca nie znał odpowiedzi.

Zastanawiała się jak to będzie powrócić do dawnego życia, gdy nie była świadoma swoich mocy, gdy wszystko było takie normalne. Zdecydowanie będzie inaczej, ale nie tak samo jak kilka miesięcy wcześniej, ale wiedziała, że da sobie radę, bo choć straciła przybranych rodziców i biologiczną mamę to poznała wielu wspaniałych ludzi, którzy byli dla niej nieocenionym wsparciem. Podniosła się do pozycji siedzącej i spuściła nogi przez brzeg ogromnego łoża w przydzielonej jej komnacie. Próbowała wstać, ale zakręciło jej się w głowie i spor totem usiadła. Choć minęło kilka tygodni nadal dochodziła do siebie po wymyślnych torturach.
Przez chwilę przyglądała się Nathanielowi, który towarzyszył jej niemal na każdym kroku, jakby bał zostawić się ją samą, choć na chwilę, a teraz w zabawnej pozycji drzemał na wiele za małym dla niego szezlongu. Podeszła po cichu do okna, z którego roztaczał się piękny widok na Caer Derwen. Miasto w ciągu ostatnich tygodni zmieniło się nie do poznania. Razem z Arterianami nowo przybyli ludzie pracowali nad przywróceniem miastu dawnej światłości i efekty pracy były zadziwiające. Na ile mogła na tyle starała się pomóc np. przyspieszając wzrost drzew przeznaczonych do budowy domów. Odnowione elewacje z pruskiego muru, wszechobecne kwiaty i dzieci wesoło bawiące się na ulicach upewniały Arien, że cały ten wysiłek był tego wart. Mała dziewczynka z wystruganym z drewna mieczem pomachała do niej radośnie, na co ta odwzajemniła jej się tym samym.

- Jak się czujesz?- Poczuła jak obejmują tak dobrze znane jej ramiona i mocno się w nie wtuliła.
- Fizycznie jest chyba lepiej, choć ostatnio często mam zawroty głowy. Wszystko dobrze się skończyło, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że coś się stanie.
- Przecież królowa nie żyje, więc naprawdę nie wiem…
- Owszem widzieliśmy jak znika w strumieniu, ale prawda jest taka, że nie możemy mieć pewności czy faktycznie zginęła, bo nie znaleziono ciała.
- Hej spokojnie- obrócił dziewczynę w swoją stronę i ujął jej twarz w dłonie.- Rozumiem, o co ci chodzi, ale nie możesz się tak zadręczać, bo inaczej zwariujesz.
- Przepraszam- powiedziała opierając się czołem o jego klatkę piersiową.
- Nie masz, za co.- stwierdził ponownie ją obejmując.
- Ja po prostu nie mogę znieść myśli, że mogłabym kogoś jeszcze stracić. Za łatwo się przywiązuję do ludzi a później przez to cierpię a utraty pewnej konkretnej osoby bym chyba nie przeżyła.- Podniosła wzrok i zarzuciła mu ramiona na szyję.- Kocham cię Nathanielu Salvatore.- Uśmiechnęła się niepewnie, na co ten pocałował ją najpierw delikatnie a gdy rozchyliła usta odpowiedział jej długim i ognistym pocałunkiem.
- Obiecaj, że nigdy mnie nie zostawisz- poprosił, gdy zdołał się do niej oderwać.
-Obiecuję.

*

Carney podszedł do drzwi, gdy rozległo się ciche pukanie i wpuścił do środka Arien ubraną w prostą białą szatę przepasaną błękitną szarfą, odświętny strój strażniczek.
- Ty jeszcze nie na zebraniu Rady Starszych?- spytał zaczepnym tonem.- Przyszłej władczyni Silmeardy nie wypada się spóźniać.
- To nie jest śmieszne- niemal wysyczała.- Przepraszam, nie chciałam- powiedziała, gdy zobaczyła jego zaskoczoną minę.- Możemy porozmawiać?
- Jasne- wzruszył ramionami i pokazał, żeby usiadła.
- Pamiętasz noc przed moim porwaniem? Siedzieliśmy przy ognisku a kiedy przyłapałeś mnie na tym, że ci się przypatruję spytałeś, o czym myślę. Mówiłeś o tym, co trzeba będzie zrobić, gdy już wygramy. Twoja wizja, pomysły to wszystko było takie… piękne. Wtedy pomyślałam, że byłbyś dobrym królem. Czekaj nie przerywaj mi- poprosiła, gdy już miał się odezwać.- „Gdy zapłoną ognie Bela zniewolony przyjaciel stanie się wrogiem a wojownik pozbawi życia zdrajczynię i jako prawowity dziedzic zasiądzie na tronie”. Hagen nas zdradził, bo Nathira nałożyła na niego Geis, magiczną przysięgę, której złamanie grozi śmiercią.- Zamilkła przypominając sobie zmasakrowane ciało mężczyzny, które znaleźli kilka dni temu.-  Co do drugiej części to jeszcze się nie wydarzyła, ale czasami losu trzeba dopomóc, nakierować go na właściwe tory. Ktoś mi kiedyś powiedział, że wszystko ma swoje znaczenie. Wiesz, co oznacza twoje imię?

- Wojownik.
- Dokładnie.- Zadowolona pokiwała głową.- Ostatnio miałam sporo czasu i nikt nie pytał, co takiego robię, gdy znikam godzinami w archiwach, więc mogłam w spokoju przestudiować drzewa genealogiczne najstarszych rodów.  Większość z nich wygasła, niektórzy nawet nie zdają sobie sprawy ze swojego pochodzenia, ale są ludzie, którzy pamiętają i mogą poświadczyć prawdę. Zdajesz sobie sprawę, co chcę powiedzieć?
- A więc to prawda- pokręcił głową mówiąc bardziej do siebie niż do Arien.- Ta cała legenda krążąca w mojej rodzinie od pokoleń, mówiąca o tym, że pewnego dnia jeden z nas zostanie królem…
- W każdej legendzie jest ziarno prawdy- złapała go krzepiąco za dłoń.
- Owszem raniłem naszą ex- królową sztyletem, ale sama masz wątpliwości, co do jej śmierci po za tym nie wiem czy dam radę…

- Właśnie, dlatego wiem, że sobie poradzisz. Na pewno nadajesz się do tego bardziej niż ja. Jeśli nawet czasem coś będzie nie tak, to Sottile będzie cię wspierać i od czasu do czasu przywróci cię do pionu- stwierdziła żartobliwe rozluźniając nieco atmosferę.
- Co teraz zrobimy?
- No cóż, pozostało tylko wytłumaczyć wszystko kilku starym prykom ze Starszyzny.
- Brzmi groźnie.
- Mam wrażenie, że to czego dokonaliśmy do tej pory to przy tym to pryszcz- wywróciła teatralnie oczami i razem ruszyli na obrady Rady Starszych.

*

Reakcje ludzi były dokładnie takie jak się spodziewali. Najpierw zapadła cisza, po której zaczęli się przekrzykiwać jeden przez drugiego, ale w końcu ucichli. O ile ciszą można nazwać niekończące się przemowy kilku mężczyzn. Późno w nocy zdali sobie sprawę, że nic nie wskórają. Arien przez te kilka godzin nie odezwała się ani razu a na koniec wstała tylko i powiedziała:
- Mnie także nie pytano o zdanie, gdy postanowiliście zrobić ze mnie królową, więc nie miejcie pretensji o coś, co sami zrobiliście- po czym wyszła dostojnym krokiem zostawiając wszystkich w osłupieniu. Carney roześmiał się w duchu i niepewnie zaczął swoją przemowę o przyszłości Silmeardy.

*

Wczorajsza koronacja Carneya miała miejsce w niewielkim kościółku, nieopodal zamku. Jednak, gdy nowo koronowany władca wyszedł na zewnątrz zebrany tłum oszalał. Ludzie byli wszędzie- na ulicach, w oknach a co odważniejsi siedzieli na dachach i głośno wiwatowali. Nate pomyślał, że dla nich tak naprawdę nieważne jest, kto przejął władzę grunt, że nie była to Nathira.
- Co jeśli to wszystko długo nie potrwa i znajdzie się ktoś, kto będzie chciał wszystko zepsuć?- Spytał kiedyś Arien.
- Kiedyś tak na pewno się stanie, ale nie od razu. My tych czasów zapewne nie doczekamy, ale gdy znów nadejdzie czas niepokoju wtedy pojawią się nowi bohaterowie, którzy nie pozwolą żeby dokonała się powtórka z historii.- Powiedziała to pewnym, choć nieco zachrypniętym głosem.
Martwił się o nią, bo choć twierdziła, że czuje się dobrze to teraz, gdy zmierzali na polanę gdzie zebrali się mieszkańcy Caer Derwen, trzymając ją za rękę czuł, jaka jest rozpalona. Lekarz, który ją zbadał stwierdził, że nie ma się, czym martwić a jej ewentualna choroba jest efektem wycieńczenia organizmu i wszystko wkrótce wróci do normy.

Kontem oka zauważył jak dotyka diademu wyglądającego jakby go upleciono ze złotych, kwitnących pnączy gdzieniegdzie wysadzanych różnokolorowymi kamieniami a tuż nad czołem umieszczono złoty półksiężyc.
Mocniej ścisnął ją za rękę, na co uśmiechnęła się niepewnie. Chwilę później tłum się przed nimi rozstąpił i weszli na polanę gdzie naprędce zbudowano kamienny łuk. Arien zatrzymała się zaskoczona, gdy zobaczyła Mae- Panią Jeziora i Gawaina, który na Avalon nauczył ją walczyć i udzielił jej wielu cennych rad.
- Wiedziałem, że dasz radę- powiedział mężczyzna a ona szybko uścisnęła całą dwójkę i czuła jak łzy szczęścia spływają jej po policzkach.

Nieco dalej dostrzegła Magnusa, Damona i Emmę, którzy pomogli jej przy odzyskaniu miecza. Tak bardzo chciała do nich podejść, porozmawiać, ale wiedziała, że na to czas będzie później. Czuła jak łzy radości znaczą jej policzki mokrymi śladami, kiedy zmierzała w kierunku gdzie stał kamienny łuk.
Z wahaniem puściła rękę Nathaniela i żeby ukryć drżenie dłoni ukryła je w fałdach szafirowej, haftowanej w skomplikowane złote wzory sukni. Takiej samej, jaką nosiła jej biologiczna matka, mistrzyni bractwa Strażniczek.
- Przywilej wędrowania między światami był zarezerwowany do tej pory dla nielicznych.- Zaczęła odwracając się do zgromadzonego tłumu.- Ale to się zmieni. Wszyscy powinni mieć możliwość poznawania miejsc, o których do tej pory tylko śnili. Jednak wiele osób chciałoby taką możliwość wykorzystać w niecnych celach, dlatego też tylko ci o czystych intencjach dostąpią tego przywileju inni odbiją się od niewidzialnej bariery- spojrzała na Damona wspominając jego słowa o tym, że wampir może wejść tylko tam gdzie go zaproszono. Mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie dostrzegając cień ironii w tym, co powiedziała.

-Wobec tego ja Arien, Strażniczka i Zaklinaczka, zrzekając się swych mocy tworzę sieć portali, dzięki którym każdy będzie mógł się przenieść w dowolne miejsce- szybko, nie dając nikomu czasu na reakcję uklękła u podstawy łuku. Czuła jak magia przepływa przez nią łącząc się z dziesiątkami wybudowanymi w tajemnicy przejść na terenie całej Silmeardy. Czuła zaskoczenie, podziw, fascynację i wiele innych emocji obserwujących ją ludzi. Otworzyła oczy i zobaczyła, że jej dłonie wyglądają jakby do ziemi spływała z nich srebrzysta ciecz oplatająca łukowatą budowlę, która lśniła niesamowitym blaskiem. W końcu, gdy poczuła mdłości i jakby ktoś wyrywał jej drobne kawałki skóry przestała, bo dalsze przesyłanie energii ziemi mogło zakończyć się nawet jej śmiercią. Wstała powoli, ale i tak zakręciło się w jej głowie. Jeszcze nigdy nie czuła się tak osłabiona. Dotknęła czołem chłodnego kamienia, co przyniosło nieco ulgi. Wszelkie dźwięki wydawane przez wiwatujących ludzi dobiegały jakby z oddali. Czuła jak ktoś ją obejmuje, to był Nate. Nie zdawała sobie, że drży dopóki nie zaczął jej rozcierać.
- Czemu tu jest tak zimno?- Spytała Carneya, który właśnie do nich podszedł. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w złotą koronę, symbol jego pozycji i władzy. Zmartwiony chłopak zmarszczył czoło i powiedział kilka słów do zgromadzonych, których nie zrozumiała.

- Zabierzcie ją do zamku, ledwo się trzyma na nogach. Dobrze się spisałaś droga przyjaciółko- kiedy uśmiechał się do niej poczuła, że coś jest nie tak jak powinno. Odruchowo jej wzrok powędrował ku niepozornej przygarbionej postaci.
Zabrałaś mi wszystko wiec i ja zabiorę ci tego, którego najbardziej kochasz.
Zdezorientowana spojrzała na Carneya, z którym jako jedynym porozumiewała się czasami w ten sposób, ale ten mentalny szept nie należał do niego.
Och myślę, że dobrze wiesz, kim jestem.
Ta krótka myśl była zabarwiona szyderczym śmiechem, ale wiedziała, do kogo należy. Jako jedyna wątpiła w jej śmierć i miała rację. Zalewie trzy, może cztery metry od niej stała Nathira, która zrobiła nieznaczny ruch palcami, z których zaczęły sączyć się krwistoczerwone opary. Ułamek sekundy później stanął przed nią potwór ze snu, w którym pierwszy raz zobaczyła Nathaniela. Ta sama bezoka istota z rzędem setek igieł w miejscu ust. Z jej ramion wyrastały rogi a spod niewielkich kawałków skóry wyzierały nagie mięśnie. Potwór stał obok kobiety jak przerażająca parodia strażnika. 

Podniosłość chwili minęła, jeszcze wyczuwalna przed chwilą radość ulotniła się a ludzie zaczęli uciekać w popłochu. Wśród chaosu jakaś niewidzialna siła prawie zwaliła Arien z nóg a Natea odrzuciła do tyłu tak mocno, że uderzył o drzewo i na chwilę stracił przytomność. Już miała do niego biec, gdy zobaczyła zbliżające się do niego Gail i Mae.
- Obyś zgniła w piekle- słabość zniknęła ustępując miejsca nieopisanej wściekłości i furii. Za szałem czaiło się coś niebezpiecznego, ale nie dbała o to. Czułą jak drżenie się nasila i zamknęła oczy żeby błyskawicznie zebrać myśli a kiedy je otworzyła zaszła w niej taka zmiana, że nawet ci nieliczni, którzy pozostali u jej boku ledwo byli w stanie ją rozpoznać. Ciepły zielony kolor jej oczu nabrał takiego blasku, że wyglądała jakby w jej wnętrzu płonęło słońce. Kasztanowe włosy zmieniły się w języki ognia, suknia wyglądała jakby utkano ją z mgły poprzetykanej gdzieniegdzie listkami głogu. Z ramion spływała jej srebrzysto niebieska peleryna, której krawędzie przy najmniejszym nawet ruchu zdawały się rozpływać. Delikatnie przykucnęła, po czym wybiła się w powietrze i zawisła jakby grawitacja nie miała nad nią żadnej władzy.

-Już. Nigdy. Więcej. Nikogo. Nie. Skrzywdzisz.- Dotknęła swojego naszyjnika, z którego wystrzeliły setki różno kolorowych promieni oplatających demona niczym magiczna sieć, która zaczęła wżerać się w jego skórę. Zaczął się rozpuszczać jak lód pod wpływem ciepła aż nie zostało nic prócz kałuży o nieprzyjemnie drażniącym zapachu.. Carney w tym samym czasie podbiegł do Nathiry przebijając jej serce sztyletem. Nie broniła się, co było dla niego zaskoczeniem, zupełnie jakby spodziewała się takiego końca. Z goryczą pomyślał, że fragment przepowiedni mówiący „wojownik pozbawi życia zdrajczynię i jako prawowity dziedzic zasiądzie na tronie” właśnie się dopełnił.
Dopiero po chwili zorientował się, ze wokół zapadła nienaturalna cisza. Odwrócił się i zobaczył, że obok leżącej w bezruchu Arien, która powróciła do swojej dawnej postaci, kuca Ghob i kreśli na jej ciele jakieś runy.
- Arien!- Już przytomny Nate w mgnieniu oka znalazł się przy dziewczynie kładąc sobie jej głowę na kolanach.- Zrób coś!- krzyknął na Ghoba uwijającego się jak w ukropie.
- Staram się, ale jak na ironię moc naszej przyjaciółki właśnie osiągnęła pełnię, co w normalnych warunkach bywa niebezpieczne mimo lat szkoleń i przygotowań a tak… nie wiem, co mam robić… lecznicze ani żadne inne znaki nie działają- na ostatnich słowach głos mu się załamał, co uzmysłowiło chłopakowi beznadzieję sytuacji.

- Nate?- spytała słabo i spróbowała się podnieść, ale powstrzymał ją.- Nie kłóćcie się, proszę- zaczęła drapać się po miejscach gdzie Pan Ziemi nakreślił runy.
-Wszystko będzie dobrze.
- Nie, nie będzie, - złapała chłopca za rękę, którą odgarniał jej z czoła kasztanowe kosmyki.- Nie tym razem. Obiecasz mi coś? Nie zapomnij o mnie dobrze?- Coraz cichszy głos załamał się na ostatnim zdaniu.
- Jak mam o tobie zapomnieć skoro zawsze będziemy razem?- Tak bardzo chciał podnieść ją na duchu, uwierzyć, że wszystko będzie dobrze, choć rozpalona jeszcze kilka minut temu skóra teraz była w dotyku lodowata a z buzi odpłynął wszelki kolor.
- Dałabym wszystko, żeby tak było. Bez względu na to, co się stanie, gdzie będziesz ja zawsze znajdę do ciebie drogę.
- Nie- w to jedno słowo sprzeciwu włożył wszystkie kotłujące się w nim uczucia.- Nie możesz, obiecałaś przecież, że mnie nie opuścisz- uświadomił sobie, że płacze dopiero, gdy dotknęła trzęsącymi się palcami łez spływających mu po twarzy.
- Głuptasie, przecież obiecałam, że wrócę- uśmiechnęła się do niego dokładnie tak jak lubił.- Kocham Cię Nate- powiedziała tak, żeby tylko on ją usłyszał, po czym znowu straciła przytomność.
- Arien? Arien?!- Spanikowany zaczął potrząsać jej ramionami.

- Uspokój się! Ona żyje, widzisz- Carney złapał go za rękę, którą przyłożył do nadgarstka dziewczyny gdzie ledwo można było wyczuć puls.
- Musi być coś, co można jeszcze zrobić- z nadzieją spojrzał po tych, którzy zostali. Po przyjaciołach i nieznajomych, osobach które sprawiły, że Arien stała się osobą którą pokochał.
- Jest jeden sposób- odezwała się Mae, Pani Jeziora, o której opowiadała mu Arien. Kobieta patrzyła wyczekująco na Ghoba.
- Wiem, że mówię to na każdym kroku, ale magia ma swoją cenę.- Przypatrywał się uważnie Nathanielowi szukając w wyrazie jego twarzy jakichkolwiek śladów wahania, ale nic takiego nie znalazł.- Jej organizm przez to, co zrobiła jest bardzo osłabiony i naprawdę nie wiem, czy to, co zrobię zadziała..
- Rób, co musisz tylko proszę nie pozwól, żeby umarł- przerwał mu chłopak.
- Ostrzegam, że może nie być taka jak przedtem, więc pytam jeszcze raz czy jesteś pewien?- Tym razem tylko energicznie pokiwał głową pozwalając, aby mężczyzna przystąpił do działania.


.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Czasami nic nie jest takie jak się wydaje.
W przyszłą  sobotę zapraszam na epilog.

Do następnego,

Artis

3 komentarze:

  1. Ja... ja sama nie wiem co powiedzieć. Nie spodziewałam się, że koniec nastąpi tak szybko! Dwadzieścia rozdziałów i już? Na podsumowania przyjdzie jeszcze czas.
    Jeśli chodzi o ten rozdział to przyznam, że zaskoczyło mnie, że Carney został królem, choć przepowiednia pasuje do tego idealnie. Pomysł z podróżowaniem między światami jest super, fajnie, że Arien dała ludziom taką możliwość. Co prawda trzeba wymyślić system klasyfikowania ludzi z dobrymi i złymi intencjami ale to już całkiem inny problem. W to, że królowa nie żyje też poniekąd nie potrafiłam uwierzyć, ale jej pojawienie się na koronacji nieco mnie zaskoczyło. Całe szczęście, że Arian i Carney ostatecznie się z nią rozprawili, ale co będzie z Arien? Przecież ona ledwo żyje! To nie może skończyć się jej śmiercią. I nie skończy się, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, że zawaliłam. Nic mnie nie tłumaczy.
    Nie wiem czy odczytałaś e-mail.. jeżeli tak to chociaż daj mi znać, że żyjesz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Magia ma swoją cenę - w druida się bawisz? Serio? Swoja drogą czułam, no kurde czułam, że Ty tu coś jeszcze zrobisz, bo byłoby zbyt pięknie. Swoją drogą nawet nie wiem co powiedzieć. Przeczucie Arien nie myliło. I aż nie wiem czy się smucić czy cieszyć. Wszystko fajnie, Nathira najwidoczniej na serio już umarła ale.. co z Arien? Co znaczy, że może nie być taka jak dawniej? Czy ja mam wołać Allanona?!
    Krótko, bez gróźb, ale chyba za wiele z siebie nie wyciągnę. Że rozdział swietny wiesz. Pozdrawiam. Do następnego :)

    OdpowiedzUsuń