-Nareszcie się obudziłaś- z cienia wyszła kobieta,
ubrana w prostą lnianą suknię, przepasaną skórzanym paskiem. Jednak wzrok
dziewczyny przykuł naszyjnik z motywem półksiężyca.
- Gdzie ja jestem?- miała wrażenie, że jej gardło
płonie a wypowiedzenie każdego słowa sprawiało niesamowity ból.
- Witamy na Avalon- odpowiedziała z uśmiechem i
podała jej kubek z parującą zawartością. Nigdy się nie spotkały, nie wiedziały
o sobie zupełnie nic. Może inaczej, to Arien nie wiedziała nic o tej
tajemniczej pani. Powinna czuć może nie tyle strach co niepokój, tymczasem
jakaś jej część mimowolnie jej ufała. Wiele lat temu, jako mała dziewczynka, w
czasie długich zimowych wieczorów wsłuchiwała się w legendy, które opowiadała
jej matka. A teraz ta kobieta twierdzi iż znajdowała się w miejscu, które
uważała za istniejące jedynie w legendach.- Nie patrz tak na mnie, to wszystko
co tutaj widzisz jest… prawdziwe. Powiem więcej, jest tak samo rzeczywiste jak
wszystko inne co do tej pory poznałaś.- Uśmiechnęła się znacząco, bacznie jej
się przyglądając.
- Jasne, a ja jestem panią Jeziora- odparła z
przekąsem, upijając przy tym nieco zawartości naczynia.
- Na imię mi Mae, ale tutaj zwracają się do mnie tym
właśnie tytułem.- na te słowa dziewczyna zakrztusiła się wypitym napojem.
- No chyba sobie żarty stroisz?! Chociaż… nie już
wiem! Jednak nie dałam rady uwolnić się z łańcuchów, te dziwne stwory… coś mi
zrobiły i tak naprawdę jestem martwa a to są zaświaty- brzmienie głosu Arien
zdradzało, że jest bliska paniki.
- Żyjesz i tak będzie jeszcze przez wiele długich
lat, przynajmniej z tego co mi wiadomo.- Usłyszała w odpowiedzi, zaraz po tym
jak kobieta opanowała atak śmiechu wywołany jej słowami.- Nasza wyspa, Avalon ma
wiele nazw, wyspa mgieł, ziemia kobiet czy także wyspa jabłek… ale zdecydowanie
nie jest światem umarłych choć tak jest kojarzona najczęściej. Ludzie wierzyli,
że nie ma tu wstępu nikt poza legendarnymi bohaterami a że ci przybywali tu
głównie po to, żeby uleczyć śmiertelne rany i nigdy już nie wracali…
-… zaczęto twierdzić, że to kraina zmarłych. Tylko
dlatego? Bo żony miały już nie zobaczyć swoich mężów?- dopytywała się pełnym
powątpiewania głosem.- Rozumiem, że czasami każdy stara się nie dopuścić do
świadomości wiadomości o utracie kogoś bliskiego ale to jest…- urwała nie
wiedząc co ma właściwie powiedzieć, to wszystko było co najmniej dziwne.
- Tak rodzą się mity, legendy i różnego rodzaju
wierzenia. Tak jak powiedziałaś, czasami łatwiej jest uwierzyć nie w
rzeczywistość a w coś nadprzyrodzonego.- wyraz ciemnych oczu kobiety był nad
wyraz spokojny.-Jak mówi mądre porzekadło, każda historia, choćby wydawała się
zupełnie nieprawdopodobna ma w sobie ziarno prawdy.- stwierdziła, po czym z
drewnianej skrzyni wyciągnęła płaszcz podróżny i podała go Arien.- Wiem, że
jesteś obolała ale musimy porozmawiać o wielu sprawach a czasu jest coraz
mniej.
Nieznajoma szybko wyszła na zewnątrz nie czekając na
reakcję swojego gościa. Dziewczyna wygramoliła się spod sterty pościeli i czym
prędzej zarzuciwszy na ramiona okrycie wybiegła z chaty. Gdy znalazła się na
zewnątrz owiało ją chłodne powietrze wiejące od strony spokojnych wód jeziora,
nad brzegiem którego można było zauważyć kilkoro postaci zawzięcie o czymś dyskutujących.
Miała ochotę podejść do nich i dowiedzieć się co wywołało to poruszenie ale Mae
właśnie zniknęła jej z oczu, więc przyspieszyła i szybkim krokiem ruszyła
kamienną ścieżką prowadzącą na szczyt wzgórza.
- Jak się tu znalazłam?- spytała zrównując się z
kobietą, która jak na swój podeszły wiek poruszała się nadzwyczaj prędko.
- Kilka dni temu znalazłyśmy Cię nieprzytomną na
brzegu. Byłaś wyziębiona a twój puls był ledwo wyczuwalny. Choć nie miałaś
żadnych widocznych obrażeń nie byłam pewna czy z tego wyjdziesz.- nie
zatrzymując się zerknęła przez ramię na dziewczynę.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.- drążyła dalej
Arien.
- Dostać się na Avalon… to nie jest takie łatwe.-
westchnęła głęboko.- Nie można od tak po prostu przypłynąć tu jak na pierwszą
lepszą wyspę. Wszyscy Ci, którym się udało.. nie byli do końca świadomi tego,
że chcą tu być.- przerwała na chwilę gdy zobaczyła zdezorientowaną minę
dziewczyny.- To iż się tu znaleźli wynikało z dwóch kwestii. Po pierwsze:
znajdowali się w niebezpieczeństwie, może nawet coś zagrażało ich życiu. Po
drugie: musieli być godni.- Mae skrzywiła się najwyraźniej świadoma tego jak
naiwnie zabrzmiało ostatnie zdanie.
- To by trochę wyjaśniało.- stwierdziła
przypominając sobie strach jaki czuła kiedy w morskich głębinach otoczyły ją
bezcielesne zjawy.
- Co właściwie wiesz o swoich rodzicach? O swoich
prawdziwych rodzicach?- spytała nagle kobieta po chwili milczenia
- O ojcu właściwie nic, z resztą o matce też
niewiele poza faktem, że była siostrą Bree i z jakiegoś nieznanego powodu
musiała oddać mnie jej pod opiekę nigdy z nami się potem nie kontaktując… Ale
co to właściwie ma do rzeczy?
- Więcej niż mogłabyś się spodziewać ale o tym za
chwilę.- Ucięła bo właśnie dotarły na szczyt wzniesienia, które wieńczyło
siedem, wysokich menhirów* tworzących kamienny krąg. Nie byłoby w tym fakcie
nic nadzwyczajnego gdyby nie to iż ze szczytu każdego głazu wyłaniały się
świetliste promienie, które łączyły się pośrodku okręgu tworząc wielobarwną
kulę o falującej powierzchni, od której bił taki blask, że nie mogła się oprzeć
i zasłoniła dłonią oczy. Teraz widziała wszystko wyraźniej, dostrzegała więcej
szczegółów. Przez moment miała wrażenie, że jej się przewidziało ale obraz
pojawił się ponownie. Pod powierzchnią kuli pojawiały się i znikały na przemian
ludzie oraz światy nie przypominające tego w którym się wychowała. Gdzieś w
zakamarkach jej pamięci rozbłysło odległe wspomnienie.
- Pieczęć światów.- wyszeptała cicho.
- Zgadza się.- Mae przytaknęła jednocześnie
przysiadając na ziemi. Z niepokojem spojrzała na Arien po czym rozpoczęła swoją
opowieść.- Jak wiesz istnieje wiele historii opowiadających o tym miejscu,
każda z nich ma w sobie ziarno prawdy choć większość jest daleka od tego co
wydarzyło się naprawdę. Ludzie zawsze wierzyli, że oprócz tego skrawka ziemi na
której przyszło im żyć istnieją jeszcze inne, nieodkryte miejsca. Jednak u mało
której osoby wiara ta odnosiła się nie tyle co do innych ziem co światów. Jak w
przeważającej większości bywa najważniejsze odkrycia zostają dokonane przez
przypadek. Nie inaczej było i tym razem. Pewne rodzeństwo schroniło się przed
deszczem w jaskini gdzie odkryli świetlisty portal prowadzący do Alagaësi**.
Gdy przeszli na drugą stronę przejście zniknęło. Nie tracili jednak wiary, że
jeśli poczekają wystarczająco długo będą mogli wrócić do domu. Minęło kilka dni
i nic się nie zmieniło. Zethar, bo tak było chłopcu na imię, był z natury
niespokojny i niemalże wariował gdy nie miał na coś wpływu. Krążył nerwowo w
pobliżu miejsca gdzie rozbili prowizoryczny obóz, podśpiewując pod nosem
piosenki w pradawnej mowie. Na swe nieszczęście a właściwie szczęście nie
wiedział, że wypowiadane słowa mają ukrytą moc. Zrezygnowany usiadł pod skałą
ukrywając twarz w dłoniach. Jego siostra, Una, chciała go jakoś pocieszyć,
przekonać że wszystko jakoś się ułoży ale sama powoli zaczynała w to wątpić.
Siedzieli w ciszy gdy coś zaczęło się dziać. Najpierw na wyciągnięcie ręki
pojawiło się niewielkie wirujące światełko, które robiło się coraz większe aby
w końcu wybuchnąć oślepiającym blaskiem. Gdy ich oczy przyzwyczaiły się do
wszechobecnej jasności zobaczyli kamienny portal, który wypełniały
wielokolorowe promienie. Powoli niedowierzanie ustępowało miejsca czystej
dziecięcej radości. Szybko zerwali się z miejsca i z nadzieją ruszyli ku
przejściu, jak mieli nadzieję do ich świata. Niestety, powiedzmy że zaistniał
pewien problem. Una bez problemu przeszła na drugą stronę jednak jej brat
napotkał na niewidzialną barierę, która mimo iż z całej siły uderzał w nią
pięściami nie chciała ustąpić, co nie oznaczało iż miał zamiar dać za wygraną.
Kiedy jednak zdał sobie sprawę, że nic nie wskóra osunął się na kolana z
przyciśniętymi do niewidzialnej tafli dłońmi wpatrując się w twarz siostry, po
której strumieniami płynęły łzy. Sytuacja wydawała się tym gorsza gdyż nie
mogli usłyszeć co mówi to drugie. Właśnie wtedy ujawnił się kolejny dar.
Telepatycznie obiecali sobie że jeszcze się spotkają i zawsze będą o sobie
pamiętać. Una ze strachu nie wróciła do domu lecz udała się do stolicy
Silmeardy, do Irl. Natomiast wycieńczonego Zethara znalazł leśny lud. Każde z
nich spotkało na swej drodze osoby, które udzieliły im schronienia ale przede
wszystkim wyjaśniły co się naprawdę stało. W krótkim czasie okazało się że
takich jak oni jest więcej. I w każdym przypadku powielany był ten sam schemat.
Tylko chłopiec był w stanie stworzyć portal ale już nie mógł przez niego
przejść, w przeciwieństwie do swoich rówieśnic. Wiele lat poświęcono na badania
dlaczego tak się dzieje ale nic nie udało się wyjaśnić. Magowie którzy podjęli
się odszukania pozostałych dzieci do dziś nazywamy starszyzną. W każdym ze
światów postanowiono zebrać ich w jednym miejscu tak aby mogły doskonalić swoje
zdolności. Każde z tych, zgromadzeń z czasem cieszyło się coraz większym
szacunkiem i jak to już bywa ludzie mają w zwyczaju nadawać wszystkiemu nazwy
więc..
- … mężczyzn nazywano Zaklinaczami a kobiety
Strażniczkami. Tworzyli powiedzmy, że pewien rodzaj bractwa. To o nich mówisz
prawda?- spytała Arien.
- Zgadza się.- potwierdza z westchnieniem kobieta.-
Ponieważ do tej pory zasłona oddzielająca światy pozostawała stabilna zbytnio
nie przejmowano się jakie mogą być skutki gdy sytuacja ulegnie zmianie. Ale że
nic nie trwa wiecznie… Wiele lat temu ilkoro ze starszyzny zdało sobie sprawę,
że jeśli odpowiednio wykorzystają sytuację może im to przynieść niesamowite
bogactwa i władzę. Ale w konsekwencje rytuału jaki odprawili były opłakane.
Zasłona została trwale uszkodzona i właśnie wtedy stworzono to miejsce. Każdy z
menhirów symbolizuje jeden z siedmiu czakramów energii, ale właściwą pieczęcią
był magiczny przedmiot znany jako klepsydra zaklinaczy. Jednak jak widzisz nie
ma jej tutaj. Wstyd mi to przyznać ale jedna z kapłanek zdradziła nas i oddała
go w niepowołane ręce.- Urwała na chwilę i spojrzała na środek kręgu.- Powiedz…
czy zastanawiałaś się kim tak naprawdę byli twoi biologiczni rodzice?
- Oczywiście ale to chyba normalne u sierot. Poza
tym nie bardzo wiem o co mi chodzi i jaki mam z tym wszystkim związek.- była
przekonana, że zaraz usłyszy coś o czym by wolała nie wiedzieć. Najchętniej
uciekła by z tego dziwnego miejsca i schowała się gdzieś, gdzie nikt jej nie
znajdzie. Przyglądała się kobiecie, na której twarzy pogodny wyraz ustępował
coraz większemu napięciu.
- Myślę, że w gdzieś głęboko wiesz co mam na myśli.
Oni byli… jednymi z ostatnich przedstawicieli bractwa.- wydusiła z siebie.
- Nie, nie, nie, to nie może być prawda- czuła jakby
na gardle zaciskała się jej niewidzialna obręcz utrudniająca mówienie.- Bo
przecież chyba coś znaczyli, prawda? Mogli mnie chronić!- to wszystko nie
mieściło się jej w głowie. Zawsze przeczuwała, że Bree miała powody ukrywać ich
tożsamość ale to przechodziło ludzkie pojęcie. W głowie aż jej się kotłowało od
nadmiaru emocji, miała wrażenie jakby zaraz miała eksplodować. Wtedy Znowu to
poczuła. Było tak jakby drżała każda cząstka jej ciała a powietrze wokół
zaczęło gęstnieć. Z ziemi z niesamowitą prędkością wystrzeliły pnącza tworząc
coś na kształt baldachimu chroniącego je przed gwałtowną ulewą która właśnie
się zebrała. Otoczył jej ognisty krąg, którego nie był w stanie zagasić
wszechobecna woda. Delikatny dotąd zefirek zmienił się w szalejący wiatr. Mae
objęła twarz dziewczyny rękoma i kojący głosem wyszeptała:
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Nie masz się
czym martwić.- Jestem jakiś dziwadłem i nie ma się tym przyjmować? Pomyślała
spanikowana.- Wiem że to wszystko może wydawać się trudne, sama na początku nie
akceptowałam tego kim jestem ale uwierz mi że ja i moi pobratymcy zrobimy
wszystko żeby ci pomóc.- Umilkła na chwilę i nim Arien zdążyła zareagować
sięgnęła do jej prawej dłoni gwałtownie podciągając rękaw. Mimo że widziała je
gdy znaleźli ją w złym stanie na brzegu jeziora i tym razem czarne znaki,
jarzące się teraz magicznym blaskiem wzbudziły w niej zachwyt i niepokój
zarazem.- Zaklinaczka i Strażniczka, ta która sprawuje pieczę nad czterema
elementami.- przetłumaczyła słowa języka uważanego za wymarły.- Widzisz...
oprócz tego wygląda na to, że jesteś Panią żywiołów.
.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
*Menhir- – w kulturze celtyckiej nieociosany lub częściowo
obrobiony głaz (najczęściej zaostrzony od góry) ustawiony pionowo na grobie
zmarłego), pełniący rolę pomnika. Więcej to poczytania <<tutaj>>
** Alagaësia- fikcyjna kraina, w której toczy się
akcja Cyklu Dziedzictwo, autorstwa Christophera Paoliniego.
CZYTASZ? SKOMENTUJ!
Witam was po dłuższej przerwie. Jestem niezbitym
dowodem na to, że choć można mieć coś napisane w całości, od prologu do
epilogu, to nawet znalezienie czasu na wstawienie rozdziału może okazać się
trudne. Tak to już w życiu bywa, ale dobrze jest.
@Kam ila- fantasy to taki gatunek, że czasami trudno
się w nim napisać, o tym iż pisząc opowiadanie
w tym gatunku łatwo można samemu się zaplątać.
„w to, ze poziom zaniżysz to nigdy nie uwierzę.” Ej
no, bez takich! Znaczy bardzo się cieszę skoro Ci się podoba ale przez takie
wychwalanie mimowolnie gdzieś tam poprzeczkę sobie wyżej stawiam więc jak mi
coś nie wyjdzie to będzie twoja wina :P No dobra, może trochę też moja ;)