Zawsze trzeba od czego zacząć. Ta myśl przyświecała Arien
w momencie podjęcia decyzji, która może przyniesie przełom albo sprowadzi na
nią pewną śmierć. Działanie w pojedynkę było bez sensu. Uznała więc, że musi
jakoś odnaleźć Arterian, ludzi tworzących ruch oporu. Jednak jak zwykle bywa w
tego typu sytuacjach jeśli się do owego ruchu oporu nie należy odnalezienie
jego siedziby jest praktycznie niemożliwe. Ale zawsze trzeba od czego zacząć. Przez
portal stworzony na Avalon przeniosła się na wyspę, którą widziała ze statku po
czym pomaszerowała w kierunku portowego miasteczka.
Przemierzając
wąskie, brudne ulice kierowała się w stronę centrum, gdzie zazwyczaj mieściły
się siedziby miejscowych władz i domy bogatszych mieszkańców. Jej celem nie
było żadne z nich tylko uliczka odchodząca od głownego placu gdzie można było zagościć
do jednej z licznych karczm. Zawsze jedna z nich była na swój sposób elitarna, przeznaczona
wyłącznie dla ludzi na usługach królowej Nathiry. Miała nadzieję znaleźć tam
chłopaka, który pomógł jej na statku. Skoro to zrobił musiał mieć ku temu
wyraźne powody, tym bardziej że jako członek straży mógł po czymś takim w
najlepszym wypadku skończyć w jednym z owianych wątpliwą sławą więzień. Ktoś
obcy mógł uznać to za słaby argument ale ona wiedziała na jego temat coś
jeszcze. Niewiele ludzi poza zaklinaczami i strażniczkami umiało posługiwać się
telepatią a on tak. Jakimś cudem udało mu się to ukryć przed despotyczną
władczynią i miała nadzieję że potwierdzą się jej kolejne przypuszczenia.
Zapytała
starszą kobietę o miejsce którego szukała a ta wskazała jej pobliską gospodę„Pod
Rubasznym Goblinem”. Wiedziała, że zanim wejdzie do niskiego, drewnianego
budynku nie wyróżniającego się niczym poza kolorowym szyldem musi zrobić coś,
żeby wypaść bardziej wiarygodnie w swojej roli. Dziwnie się czuła z tym jak
miała się za chwilę zachować tym bardziej, że chłopaka może tam w ogóle nie być
a wtedy kto wie co może się stać.
Opuściła
górę sukni na tyle nisko, że tylko skórzana kamizelka powstrzymywała ją przed
zsunięciem a włosy spięte dotąd w niedbały kok opadały brązową kaskadą na nagie
ramiona. Wzięła jeszcze głęboki wdech i raptownie otworzyła drzwi.
-
Gdzie on jest?!- krzyknęła jednocześnie rozglądając się po zadymionym
pomieszczeniu pełnym królewskiej straży. W rogu pomieszczeni dostrzegła znajomą
blond czuprynę i ruszyła w tamtym kierunku, starając się nie reagować na
budzących wstręt dotyk obcych mężczyzn. Gdy chłopak dostrzegł ją zakrztusi się pitym trunkiem a na jego twarzy
malowała się mieszanka przerażenia,
paniki i ku jej zdziwieniu ulgi.
-
Jak mogłeś?- gdy znalazła się dostatecznie blisko uderzyła go w twarz a ten
bardziej z zaskoczenia niż bólu złapał się za policzek.
-
Za co to było?!- spytał zszokowany wśród rozbrzmiewających wokoło śmiechów i pogwizdywań.
-
Za co? Już mnie nie odwiedzasz, nawet nie piszesz a wiosną mieliśmy wziąć ślub-
Arien miała nadzieję, że zabrzmiała jak jedna z tych zdesperowanych kobiet,
które porzucił ukochany.
-
No no Carney, nie mówiłeś że znasz takie dziarskie dziewczyny- jakiś niski,
przysadzisty mężczyzna objął ją ramieniem.- Może się z nami nią podzielisz?-
jego śmiech bardziej przypomina rechot.
-
Łapy przy sobie Ted- wysyczał przez zaciśnięte zęby blondyn, sięgając po dłoń
Arien.- Wychodzimy kochanie- oznajmił narzucając jej na ramiona swoją pelerynę
i prawie wywlekając na zewnątrz. Po opuszczeniu karczmy kluczyli pomiędzy
budynkami przez dłuższą chwilę i w końcu zatrzymali się przed tym w którym
tymczasowo mieszkał wybawiciel dziewczyny. Kiedy weszli do jego pokoju oparł
się o zamknięte drzwi i wybuchł przepełnionym ulgą śmiechem.
-
Jak wiesz ja jestem Carney, a tobie jak na imię?- spytał gdy się odrobinę
uspokoił.
-
Arien. Przepraszam za to przed chwilą ale musiałam Cię jakoś stamtąd wyciągnąć
tak, żeby nie wzbudzić podejrzeń
-
Rozumiem, w sumie sam bym na takie rozwiązanie nie wpadł. Cieszę się, że ci się
udało dzisiaj i wtedy. – oznajmia z ciepłym uśmiechem.
-
Ja tym bardziej- uśmiechneła się do niego nerwowo.- Czemu mi pomogłeś?
-
Wtedy na statku, gdy uzdrowiłaś te dziewczynkę nie widziałaś mnie ale ja ciebie
tak. Obserwowałem cię od jakiegoś czasu bo coś w twoim zachowaniu mi nie
pasowało. W każdym razie tego wieczoru zobaczyłem na twoim ramieniu znak.-
przerywał i po momencie ciągnął
niepewnie- Wiesz, zawsze wychodziłem z założenia, że tacy jak my powinni
trzymać się razem- mówiąc to podwinął rękaw koszuli i oczą dziewczyny ukazały
się takie same znaki jak na jej przedramieniu.- Tym bardziej, że jesteśmy
gatunkiem na wymarciu że tak to ujmę.
-
Nigdy nie myślałam, że spotkam zaklinacza.- przeczytała znajome znaki układające
się w podobną treść co u niej.
-
A ja strażniczkę tylko chyba nie mówisz mi wszystkiego- stwierdził już z
poważniejszą miną.
-
Ja…
-
Możesz mi zaufać- oznajmił.
-
Jaką mam pewność, że mnie nie wydasz.- zerkneła na niego niepewnie
-
Już ci mówiłem, jest nas niewiele. Poza tym wiem gdzie ukrywają się Arterianie
i mogę Cię tam zaprowadzić.
-
Skąd ty…?
-
Stąd- dotknął jej skroni.- Telepatia moja droga polega w naszym przypadku nie
tylko na porozumiewaniu się bez słów ale także na czytaniu w myślach jeśli
jakoś ich, powiedzmy że nie zamaskujesz, a twoje są wyjątkowo głośne.
Arien przez chwilę milczała. „Nie ufaj nikomu poza
sobą samą” te słowa przekazał jej Gawain gdy ostatni raz go widziała. Tyle, że
w zaistniałej sytuacji nie miała dużego
wyboru a Carney wzbudzał jej zaufanie.
- Jestem Panią Żywiołów.
*
Wiatr delikatnie wprowadza w ruch
gałęzie drzew, między którymi idę od jakiegoś czasu. Kilka godzin temu ocknęłam
się pod jednym z nich nie mając pojęcia skąd się tu wzięłam. Mam dreszcze ale
bynajmniej nie dlatego, że jest zimno. Po prostu czuję się tak jakby coś miało
zaraz wyskoczyć z ciemności i mnie zaatakować. Odgłosy nocy wcale nie pomagają,
zwykły szelest wydaje się być zwiastunem zagrożenia. Zaczynam się zastanawiać
czy to nie początki mani prześladowczej.
W końcu las zaczyna się
przerzedzać. W oddali dostrzegam setki pulsujących świateł. Gdy docieram na
skraj boru dostrzegam postać stojącą nad urwiskiem. Zbliżam się i widzę więcej
szczegółów. To mężczyzna, choć nie raczej chłopiec, w moim wieku, może trochę
starszy. Obserwuje miasto, którego światła ujrzałam chwilę temu. Jest wyższy ode mnie i dobrze zbudowany ale
nie tak, że można by go było nazwać atletycznym. Wygląda jakby przed chwilą
wstał bo jego krótkie, ciemne niemal czarne włosy sterczą na wszystkie strony.
Nie widzę jego twarzy bo stoi do mnie tyłem. Moją uwagę przyciąga jego strój,
nigdy nie widziałam kogoś tak ubranego. Proste granatowe spodnie, bluza, spod
którego wystaje kawałek białej koszuli mocno kontrastują z moją prostą, zielona
lnianą suknią. Podchodzę bliżej i staję obok niego ale z jakiś irracjonalnych
przyczyn boję się spojrzeć mu w twarz.
- Coś co zostało raz naruszone
potrzebuje wzmocnienia, logiczne nie uważasz?- jego niski głos wydaje się
hipnotyzować. Zanim zdążę odpowiedzieć mówi dalej- Jedno będzie za słabe i
wszystko może pójść na marne, dlatego potrzebuje drugiego które je zrównoważy.
- O czym ty mówisz?- pytam
ostrożnie, niezadowolona że głos zadrżał mi ze strachu. Widzę tylko jak chłopak
w zamyśleniu pociera czoło.
- Nie ułatwiasz mi zadania- mówi
ledwo słyszalnie, jakby do siebie.- Klepsydra jest… stworzyła ją
najpotężniejsza spośród tobie podobnych. Aby twoja misja zakończyła się
pomyślnie musisz odnaleźć miecz jej brata i udać się tam, gdzie wszystko się
zaczęło.- mówi z napięciem w głosie naciągając jednocześnie na głowę kaptur.
- Dlaczego miałabym cię posłuchać?
- Nie musisz, ale dla wszystkich
byłoby lepiej gdybyś tak zrobiła- stwierdza a ja spod kaptura ledwo dostrzegam
zadziorny uśmiech po czym znika nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu.
Tak po prostu, był a teraz go nie ma.
Stoję tak jeszcze przez chwilę
obserwując uśpione miasto dopóki w pewnym momencie gdzieś za mną rozlega się
dźwięk przypominający rozdzieranie metalu. Gdy się odwracam widzę, że z krwistoczerwonych
oparów wyłania się kilkumetrowa bezoka istota z rzędem setek igieł w miejscu
ust. Z jej ramion wyrastają rogi a spod niewielkich kawałków skóry wyzierają
nagie mięśnie. Jestem jak sparaliżowana gdy patrzę jak się do mnie zbliża. Chcę
uciekać ale nie potrafię. Mogę tylko patrzeć jak demon podnosi zakończoną
szponami łapę i zadaje mi śmiertelny cios.
Arien
gwałtownie budzi się ze snu. Siada i ręką
odgarnia ze spoconego czoła kosmyki włosów, które się do niego przykleiły. W srebrnym
świetle księżyca widzi że drżą jej ręce. Czuje wibrującą wokół siebie moc wprawiającą
w ruch stojące nieopodal przedmioty. To był tylko sen, powtarza sobie próbując
się uspokoić. Serce bije jej tak mocno jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi. Wszystko
się uspokaja.
Rozluźnia
się trochę kiedy słyszy dobiegające dźwięki z sąsiedniego pomieszczenia. Kilka
godzin temu, po tym jak wyjawiła Carneyowi kim jest i co to oznacza wyszedł aby
przygotować to co będzie im potrzebne w czasie podróży. Rano wyruszą na
Wschodnie Rubieże.
*
Brunet
siedzi zmęczony na parapecie opierając się o szybę której chłód nie daje ukojenia.
Napięcie ramion zdradza zmęczenie tym co zrobił ale jest zadowolony, że mu sie
udało tym bardziej, że wcześniejsze próby spełzły na niczym, jakby dziewczyna
była poza jego zasięgiem. Zaśmiał się dostrzegając absurd tej myśli. Z
niechęcią wstał i chwycił za przygotowany wcześniej plecak. Zanim opuścił
mieszkanie ostatni raz spojrzał na uśpione w oddali miasto.
.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.- .-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Czytasz?
Skomentuj!
Rozdział
może nie jest idealny ale z dotychczasowych lubię go chyba najbardziej.
Alyssa- dzięki
za zwrócenie uwagi co do imienia różnej formy imienia Gawaina w poprzednim
rozdziale. Oczywiście chodzi o jedną osobę. Już wszystko poprawiłam :)
Do
następnego, Artis.
pierwsza
OdpowiedzUsuńWięc tak - mam jakieś dziwne wrazenie, że ona mu ufać nie powinna. Chyba wszędzie czuję jakiś podstęp. Moze ( i oby) się mylę. Kto wie? Ale cholera coś mi tu naprawdę śmierdzi. I nie mówię o zapachu ze swojej kuchni. Pomysł na wyciągnięcie go z Gospody był naprawdę genialny. Umie sobie radzić mimo wszystkich rewelacji jakie ją ostatnio spotkały :)
OdpowiedzUsuńCóż, ogólnie to jej sny są.. dziwne? Tak, to chyba odpowiednie określenie.
Co to ja chciałam? Brunet? Gawain? Za nic nie pamiętam jaki miał kolor włosów. Nie, ja wiem, że gdzieś tu jest jakiś podstęp i tego się trzymam.
Mi się poodobało, poproszę o więcej. Pozdrawiam :)
I wiesz, jeśli któryś z tych dwóch okaze się jakiś podstępnym zdrajcą to przysięgam nogi Ci z pośladków powyrywam. A potem przerobię na tanią karmę dla kota.
UsuńTak tylko mówie :)
Arien mnie rozbawiła tą scenką, w której odgrywała oszukaną kochankę xD Chciałabym to widzieć na żywo. Co do Carneya, to ja mu ufam. Mam wrażenie, że on będzie dla niej dużym wsparciem i źródłem wiedzy. Może też nauczy ją telepatii. Z tego snu natomiast niewiele rozumiem. Myślę, że on ma jakieś głębsze znaczenie, ale póki co trudno mi powiedzieć jakie. Ciekawi mnie też kim jest ten tajemniczy brunet, bo on to pokojowych zamiarów raczej nie ma...
OdpowiedzUsuń