sobota, 21 listopada 2015

Rozdział 7 "Gospoda Pod Rubasznym Goblinem"


Zawsze trzeba od czego zacząć. Ta myśl przyświecała Arien w momencie podjęcia decyzji, która może przyniesie przełom albo sprowadzi na nią pewną śmierć. Działanie w pojedynkę było bez sensu. Uznała więc, że musi jakoś odnaleźć Arterian, ludzi tworzących ruch oporu. Jednak jak zwykle bywa w tego typu sytuacjach jeśli się do owego ruchu oporu nie należy odnalezienie jego siedziby jest praktycznie niemożliwe. Ale zawsze trzeba od czego zacząć. Przez portal stworzony na Avalon przeniosła się na wyspę, którą widziała ze statku po czym pomaszerowała w kierunku portowego miasteczka.

Przemierzając wąskie, brudne ulice kierowała się w stronę centrum, gdzie zazwyczaj mieściły się siedziby miejscowych władz i domy bogatszych mieszkańców. Jej celem nie było żadne z nich tylko uliczka odchodząca od głownego placu gdzie można było zagościć do jednej z licznych karczm. Zawsze jedna z nich była na swój sposób elitarna, przeznaczona wyłącznie dla ludzi na usługach królowej Nathiry. Miała nadzieję znaleźć tam chłopaka, który pomógł jej na statku. Skoro to zrobił musiał mieć ku temu wyraźne powody, tym bardziej że jako członek straży mógł po czymś takim w najlepszym wypadku skończyć w jednym z owianych wątpliwą sławą więzień. Ktoś obcy mógł uznać to za słaby argument ale ona wiedziała na jego temat coś jeszcze. Niewiele ludzi poza zaklinaczami i strażniczkami umiało posługiwać się telepatią a on tak. Jakimś cudem udało mu się to ukryć przed despotyczną władczynią i miała nadzieję że potwierdzą się jej kolejne przypuszczenia.
Zapytała starszą kobietę o miejsce którego szukała a ta wskazała jej pobliską gospodę„Pod Rubasznym Goblinem”. Wiedziała, że zanim wejdzie do niskiego, drewnianego budynku nie wyróżniającego się niczym poza kolorowym szyldem musi zrobić coś, żeby wypaść bardziej wiarygodnie w swojej roli. Dziwnie się czuła z tym jak miała się za chwilę zachować tym bardziej, że chłopaka może tam w ogóle nie być a wtedy kto wie co może się stać.

Opuściła górę sukni na tyle nisko, że tylko skórzana kamizelka powstrzymywała ją przed zsunięciem a włosy spięte dotąd w niedbały kok opadały brązową kaskadą na nagie ramiona. Wzięła jeszcze głęboki wdech i raptownie otworzyła drzwi.
- Gdzie on jest?!- krzyknęła jednocześnie rozglądając się po zadymionym pomieszczeniu pełnym królewskiej straży. W rogu pomieszczeni dostrzegła znajomą blond czuprynę i ruszyła w tamtym kierunku, starając się nie reagować na budzących wstręt dotyk obcych mężczyzn. Gdy chłopak dostrzegł ją  zakrztusi się pitym trunkiem a na jego twarzy malowała  się mieszanka przerażenia, paniki i ku jej zdziwieniu ulgi.
- Jak mogłeś?- gdy znalazła się dostatecznie blisko uderzyła go w twarz a ten bardziej z zaskoczenia niż bólu złapał się za policzek.
- Za co to było?!- spytał zszokowany wśród rozbrzmiewających wokoło śmiechów i pogwizdywań.
- Za co? Już mnie nie odwiedzasz, nawet nie piszesz a wiosną mieliśmy wziąć ślub- Arien miała nadzieję, że zabrzmiała jak jedna z tych zdesperowanych kobiet, które porzucił ukochany.

- No no Carney, nie mówiłeś że znasz takie dziarskie dziewczyny- jakiś niski, przysadzisty mężczyzna objął ją ramieniem.- Może się z nami nią podzielisz?- jego śmiech bardziej przypomina rechot.
- Łapy przy sobie Ted- wysyczał przez zaciśnięte zęby blondyn, sięgając po dłoń Arien.- Wychodzimy kochanie- oznajmił narzucając jej na ramiona swoją pelerynę i prawie wywlekając na zewnątrz. Po opuszczeniu karczmy kluczyli pomiędzy budynkami przez dłuższą chwilę i w końcu zatrzymali się przed tym w którym tymczasowo mieszkał wybawiciel dziewczyny. Kiedy weszli do jego pokoju oparł się o zamknięte drzwi i wybuchł przepełnionym ulgą śmiechem.
- Jak wiesz ja jestem Carney, a tobie jak na imię?- spytał gdy się odrobinę uspokoił.
- Arien. Przepraszam za to przed chwilą ale musiałam Cię jakoś stamtąd wyciągnąć tak, żeby nie wzbudzić podejrzeń
- Rozumiem, w sumie sam bym na takie rozwiązanie nie wpadł. Cieszę się, że ci się udało dzisiaj i wtedy. – oznajmia z ciepłym uśmiechem.
- Ja tym bardziej- uśmiechneła się do niego nerwowo.- Czemu mi pomogłeś?
- Wtedy na statku, gdy uzdrowiłaś te dziewczynkę nie widziałaś mnie ale ja ciebie tak. Obserwowałem cię od jakiegoś czasu bo coś w twoim zachowaniu mi nie pasowało. W każdym razie tego wieczoru zobaczyłem na twoim ramieniu znak.- przerywał i po momencie  ciągnął niepewnie- Wiesz, zawsze wychodziłem z założenia, że tacy jak my powinni trzymać się razem- mówiąc to podwinął rękaw koszuli i oczą dziewczyny ukazały się takie same znaki jak na jej przedramieniu.- Tym bardziej, że jesteśmy gatunkiem na wymarciu że tak to ujmę.
- Nigdy nie myślałam, że spotkam zaklinacza.- przeczytała znajome znaki układające się w podobną treść co u niej.  

- A ja strażniczkę tylko chyba nie mówisz mi wszystkiego- stwierdził już z poważniejszą miną.
- Ja…
- Możesz mi zaufać- oznajmił.
- Jaką mam pewność, że mnie nie wydasz.- zerkneła na niego niepewnie
- Już ci mówiłem, jest nas niewiele. Poza tym wiem gdzie ukrywają się Arterianie i mogę Cię tam zaprowadzić.
- Skąd ty…?
- Stąd- dotknął jej skroni.- Telepatia moja droga polega w naszym przypadku nie tylko na porozumiewaniu się bez słów ale także na czytaniu w myślach jeśli jakoś ich, powiedzmy że nie zamaskujesz, a twoje są wyjątkowo głośne.
Arien przez chwilę milczała. „Nie ufaj nikomu poza sobą samą” te słowa przekazał jej Gawain gdy ostatni raz go widziała. Tyle, że w zaistniałej sytuacji nie miała  dużego wyboru a Carney wzbudzał jej zaufanie. 
- Jestem Panią Żywiołów.



*


Wiatr delikatnie wprowadza w ruch gałęzie drzew, między którymi idę od jakiegoś czasu. Kilka godzin temu ocknęłam się pod jednym z nich nie mając pojęcia skąd się tu wzięłam. Mam dreszcze ale bynajmniej nie dlatego, że jest zimno. Po prostu czuję się tak jakby coś miało zaraz wyskoczyć z ciemności i mnie zaatakować. Odgłosy nocy wcale nie pomagają, zwykły szelest wydaje się być zwiastunem zagrożenia. Zaczynam się zastanawiać czy to nie początki mani prześladowczej.

W końcu las zaczyna się przerzedzać. W oddali dostrzegam setki pulsujących świateł. Gdy docieram na skraj boru dostrzegam postać stojącą nad urwiskiem. Zbliżam się i widzę więcej szczegółów. To mężczyzna, choć nie raczej chłopiec, w moim wieku, może trochę starszy. Obserwuje miasto, którego światła ujrzałam chwilę temu.  Jest wyższy ode mnie i dobrze zbudowany ale nie tak, że można by go było nazwać atletycznym. Wygląda jakby przed chwilą wstał bo jego krótkie, ciemne niemal czarne włosy sterczą na wszystkie strony. Nie widzę jego twarzy bo stoi do mnie tyłem. Moją uwagę przyciąga jego strój, nigdy nie widziałam kogoś tak ubranego. Proste granatowe spodnie, bluza, spod którego wystaje kawałek białej koszuli mocno kontrastują z moją prostą, zielona lnianą suknią. Podchodzę bliżej i staję obok niego ale z jakiś irracjonalnych przyczyn boję się spojrzeć mu w twarz.

- Coś co zostało raz naruszone potrzebuje wzmocnienia, logiczne nie uważasz?- jego niski głos wydaje się hipnotyzować. Zanim zdążę odpowiedzieć mówi dalej- Jedno będzie za słabe i wszystko może pójść na marne, dlatego potrzebuje drugiego które je zrównoważy.
- O czym ty mówisz?- pytam ostrożnie, niezadowolona że głos zadrżał mi ze strachu. Widzę tylko jak chłopak w zamyśleniu pociera czoło.
- Nie ułatwiasz mi zadania- mówi ledwo słyszalnie, jakby do siebie.- Klepsydra jest… stworzyła ją najpotężniejsza spośród tobie podobnych. Aby twoja misja zakończyła się pomyślnie musisz odnaleźć miecz jej brata i udać się tam, gdzie wszystko się zaczęło.- mówi z napięciem w głosie naciągając jednocześnie na głowę kaptur.
- Dlaczego miałabym cię posłuchać?
- Nie musisz, ale dla wszystkich byłoby lepiej gdybyś tak zrobiła- stwierdza a ja spod kaptura ledwo dostrzegam zadziorny uśmiech po czym znika nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu.  Tak po prostu, był a teraz go nie ma.

Stoję tak jeszcze przez chwilę obserwując uśpione miasto dopóki w pewnym momencie gdzieś za mną rozlega się dźwięk przypominający rozdzieranie metalu. Gdy się odwracam widzę, że z krwistoczerwonych oparów wyłania się kilkumetrowa bezoka istota z rzędem setek igieł w miejscu ust. Z jej ramion wyrastają rogi a spod niewielkich kawałków skóry wyzierają nagie mięśnie. Jestem jak sparaliżowana gdy patrzę jak się do mnie zbliża. Chcę uciekać ale nie potrafię. Mogę tylko patrzeć jak demon podnosi zakończoną szponami łapę i zadaje mi śmiertelny cios.

Arien gwałtownie budzi się  ze snu. Siada i ręką odgarnia ze spoconego czoła kosmyki włosów, które się do niego przykleiły. W srebrnym świetle księżyca widzi że drżą jej ręce. Czuje wibrującą wokół siebie moc wprawiającą w ruch stojące nieopodal przedmioty. To był tylko sen, powtarza sobie próbując się uspokoić. Serce bije jej tak mocno jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi. Wszystko się uspokaja.
Rozluźnia się trochę kiedy słyszy dobiegające dźwięki z sąsiedniego pomieszczenia. Kilka godzin temu, po tym jak wyjawiła Carneyowi kim jest i co to oznacza wyszedł aby przygotować to co będzie im potrzebne w czasie podróży. Rano wyruszą na Wschodnie Rubieże.

*

Brunet siedzi zmęczony na parapecie opierając się o szybę której chłód nie daje ukojenia. Napięcie ramion zdradza zmęczenie tym co zrobił ale jest zadowolony, że mu sie udało tym bardziej, że wcześniejsze próby spełzły na niczym, jakby dziewczyna była poza jego zasięgiem. Zaśmiał się dostrzegając absurd tej myśli. Z niechęcią wstał i chwycił za przygotowany wcześniej plecak. Zanim opuścił mieszkanie ostatni raz spojrzał na uśpione w oddali miasto.


.-.-.-.-.-.-.-.-.-.- .-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.- .-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Czytasz? Skomentuj!

Rozdział może nie jest idealny ale z dotychczasowych lubię go chyba najbardziej.
Alyssa- dzięki za zwrócenie uwagi co do imienia różnej formy imienia Gawaina w poprzednim rozdziale. Oczywiście chodzi o jedną osobę. Już wszystko poprawiłam :)
Do następnego, Artis.

4 komentarze:

  1. Więc tak - mam jakieś dziwne wrazenie, że ona mu ufać nie powinna. Chyba wszędzie czuję jakiś podstęp. Moze ( i oby) się mylę. Kto wie? Ale cholera coś mi tu naprawdę śmierdzi. I nie mówię o zapachu ze swojej kuchni. Pomysł na wyciągnięcie go z Gospody był naprawdę genialny. Umie sobie radzić mimo wszystkich rewelacji jakie ją ostatnio spotkały :)
    Cóż, ogólnie to jej sny są.. dziwne? Tak, to chyba odpowiednie określenie.
    Co to ja chciałam? Brunet? Gawain? Za nic nie pamiętam jaki miał kolor włosów. Nie, ja wiem, że gdzieś tu jest jakiś podstęp i tego się trzymam.
    Mi się poodobało, poproszę o więcej. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wiesz, jeśli któryś z tych dwóch okaze się jakiś podstępnym zdrajcą to przysięgam nogi Ci z pośladków powyrywam. A potem przerobię na tanią karmę dla kota.
      Tak tylko mówie :)

      Usuń
  2. Arien mnie rozbawiła tą scenką, w której odgrywała oszukaną kochankę xD Chciałabym to widzieć na żywo. Co do Carneya, to ja mu ufam. Mam wrażenie, że on będzie dla niej dużym wsparciem i źródłem wiedzy. Może też nauczy ją telepatii. Z tego snu natomiast niewiele rozumiem. Myślę, że on ma jakieś głębsze znaczenie, ale póki co trudno mi powiedzieć jakie. Ciekawi mnie też kim jest ten tajemniczy brunet, bo on to pokojowych zamiarów raczej nie ma...

    OdpowiedzUsuń