niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 5 "Proroctwo"



Na Avalon  panuje wieczna wiosna i dostatek a takie pojęcia jak wojna czy choroby są tam samo prawdopodobne, jak to, że bogini wojny Morigan postanowi zostać pacyfistką.  A skoro jest szafarką śmierci taka sytuacja raczej nigdy nie będzie miała miejsca. Jednak wszystko się zmienia. Wśród mieszkańców wyspy wyczuwa się wyraźny niepokój spowodowany chociażby dziwnymi zjawiskami wywołanymi przez osłabioną zasłonę. Dodatkowo okazało się, że praktycznie każdy kto znajdzie wyjątkowo słabe miejsce może dostać się do tego mitycznego miejsca. Przez całą dobę pełniono wartę ale doskonale zdawano sobie sprawę, że w razie zagrożenia kobiety, nawet pomimo swoich zdolności nie tylko tych magicznych,  bez wsparcia brzydszej płci nie dadzą rady obronić tego mitycznego przybytku.

Delikatny wiaterek podrywał do tańca pelerynę Arien, kierującą się w stronę sadu. Dziewczyna usiadła oparta o jedną  z jabłoni i spod półprzymknięty powiek obserwowała wschód słońca,  próbując jakoś sobie uporządkować to czego dowiedziała się w ciągu kilkudniowego pobytu na Avalon. Nareszcie poznała prawdę o swoim pochodzeniu i rodzicach, których moce ona w sobie kumulowała, co jak dotąd sądzono jest niemożliwe. Ku jej przerażeniu okazało się, że jest jedną z kobiet, które w legendach nazywano Paniami Żywiołów. O tym kto nim zostanie decydowali wspólnie Ghob, opiekun żywiołu Ziemi, Parald pan Powietrza, Niks  sprawujący pieczę nad Wodą oraz Dżinn panujący nad Ogniem. Najczęściej dana osoba, nieważne jakiej płci, władała jednym żywiołem, którego okiełznanie i tak było niezmiernie trudne. Jeśli jednak zdarzyło się że panowała nad dajmy na to dwoma i na dodatek będącymi swoimi przeciwieństwami, chociażby takimi jak ogień i woda, dochodziło do sytuacji że mimo dobrych chęci przy jednoczesnym użyciu obu z nich dochodziło do katastrofalnych skutków.   Tacy jak ona rodzili  się raz na kilkaset lat zazwyczaj gdy światu zagrażało wielkie niebezpieczeństwo.  

Zaledwie wczoraj odbyła z Mae na ten temat długą rozmowę. Najważniejsza była przepowiednia, o której często w jej towarzystwie napomykano ale gdy pytała o co chodzi zbywano ją krótkim „dowiesz się wkrótce”.
- Co wiesz o proroctwie?- spytała Pani jeziora wyciągając ze skrytki ukrytej w podłodze zwój.
- Poza tym, że podobno dotyczy mnie to nic- odparła cicho.
- Owszem jest w  nim mowa o tobie choć nie tylko a teraz posłuchaj.


„Ćwierć wieku Silmeardą władać będzie puste naczynie, unicestwiając tych którzy zwani są bractwem. Lecz 20 lat przed wielkim Beltane*, gdy srebrny glob zrówna się z ognistą gwiazdą a zima dobiegnie końca na świat przyjdzie dziecko żywiołów zrodzone z dwóch światów aby scalić to co ma chronić przed ostatecznym końcem.
Gdy zapłoną ognie Bela zniewolony przyjaciel stanie się wrogiem a wojownik pozbawi życia zdrajczynię i jako prawowity dziedzic zasiądzie na tronie”


Przez chwilę panowała niczym nie zmącona cisza.
-Z tego co pamiętam puste naczynie to osoba, której Rada Starszych Bractwa odebrała moce magiczne. Zgaduję że chodzi o królową Nathirę.
- Zgadza się, 30 lat temu pozbawioną ją mocy bo chciała ją wykorzystywać do podboju innych terytoriów i  podporządkowania sobie siłą jej mieszkańców.- kobieta po chwili dodała- Wydaje mi się, właściwie to jestem pewna, że kapłanka która ukradła klepsydrę była jej poplecznikiem.
-Do czegoś jej jest na pewno potrzebna pytanie do czego?- zastanawiała się na głos Arien.
- Tego na razie nie wiemy. Jedno jest pewne, nie wyniknie z tego nic dobrego. Poza tym trzeba ponownie scalić zasłonę i utworzyć nową pieczęć. Powinno się to stać według przepowiedni w Beltane. To zadanie będzie należeć do ciebie. Każda inna osoba, ze względu  na uwolnioną wówczas moc mogłaby nie przeżyć. Natomiast żywioły stworzą wokół ciebie coś w rodzaju bariery ochronnej.
Dziewczyna zadrżała, to co miała zrobić przerażało ją ale stwierdziła że gorzej już chyba nie będzie.
- Chwileczkę.. czy to najbliższe nie będzie tym „Wielkim”? Przypadającym raz na 500 lat?
- Zgadza się. Każdy magiczny czyn który się wówczas dokona będzie niezniszczalny. Choć pewnie przyjdzie nam za to zapłacić jakąś cenę..- Mae dodała jakby do siebie.
- Jeszcze jedno, tym dzieckiem żywiołów jestem ja ale o co chodzi z tymi dwoma światami?
- To akurat jest bardzo proste. Twoja matka była Narnijką natomiast ojciec urodził się na Ziemi.
- Dlaczego akurat ja? Mówiłaś, że Ghob, Parald, Niks i Dżinn decydują kto będzie władcą żywiołów. Mogli przecież wybrać każdego a padło na mnie i czemu wcześniej nie zauważyłam że coś jest ze mną nie tak? Równie dobrze mogli wytypować któregoś spośród swojego grona.

- Kontrola wszystkich żywiołów jest znacznie łatwiejsza jeśli potencjalny władca czy też władczyni mają w sobie choć iskrę magii. Im jest ona większa tym wzrasta prawdopodobieństwo wykonania powierzonej danej osobie misji. W twoim przypadku, z racji pochodzenia i swoich wrodzonych mocy, możesz w przyszłości stać się jedną z potężniejszych czarodziejek. Wcześniej na pewno coś się działo tylko tego nie zauważałaś bo brałaś to za coś normalnego.- uwadze dziewczyny nie uszedł  fakt, że Kapłanka w żaden sposób nie skomentowała ostatniej części jej wypowiedzi.
To wszystko było skomplikowane. Zaledwie jeszcze kilka dni temu uważała się za zwykłą dziewczynę a teraz cały jej uporządkowany świat wywracał się do góry nogami. Wzdrygnęła się gdy jej rozmyślania przerwało delikatne ukłucie w okolicy kręgosłupa.
- Rób co Ci każe a wszystko będzie dobrze.- wyszeptał jej do ucha niski, męski głos.
„No proszę, a już myślałam, że akurat tutaj nic mi nie grozi”- stwierdziła w myślach. Powoli wstała, gorączkowo starając się coś wymyślić, jakieś wyjście z tej sytuacji. Niemal mogła sobie wyobrazić, jak w głowie kręci się jej tysiące trybików. Nie miała pojęcia jak potężne jest je dziedzictwo i jak powinna nim się posługiwać  ale stwierdziła, że może zaryzykować. Jakoś go obezwładni a później ostrzeże mieszkanki wyspy przed intruzem.

- Odwróć się.- zażądał.
Posłusznie wykonała polecenie. Kiedy stanęli twarzą w twarz zobaczyła postawnego mężczyznę. Jego miecz celował prosto w jej serce i mimo, że w środku aż się kotłowała z emocji starała się nie dać tego po sobie poznać. Był wysoki i dobrze zbudowany, na szerokie ramiona zarzucił sobie podróżny płaszcz. Twarz była skryta pod kapturem ale i tak dostrzegła nieco kanciaste rysy okolone ciemnobrązowymi włosami sięgającymi podbródka oraz ślady kilkudniowego zarostu.
- Czego chcesz?- spytała drżącym głosem.
Jegomość zaśmiał się złośliwie i zabawnie przechylił głowę.
- Nie jesteś zbyt bystra co? No pomyśl, czego może chcieć od takiej uroczej dziewczyny ktoś taki jak ja?- Wolną ręką wykonał nieco teatralny gest wskazując na swoją osobę. Nie była czy plan, który naprędce wymyśliła wypali ale postanowiła spróbować. Arien powoli sięgnęła w kierunku paska, gdy ten zobaczył co ma zamiar zrobić szybko wykręcił jej dłoń i obrócił tak, że teraz jedną ręką trzymał ją w pasie a drugą przytykał miecz do gardła.
- Nikt cię nie nauczył, że bronią można sobie zrobić krzywdę.- Owionął ją ciepły oddech.
- Broń? Doprawdy... nie mam pojęcia o co Ci chodzi.- Poczuła jak mężczyzna sztywnieje i stara się ostrożnie wybadać czy faktycznie coś ukryła pod peleryną. Wykorzystała moment nieuwagi nieznajomego, wystarczyło na chwilę odwrócić jego uwagę. Poczuła uścisk całkowicie się rozluźnił, a kiedy usłyszała cichy świst powietrza odważyła się obrócić. Na szczęście wszystko wyszło tak jak to sobie zaplanowała. Oto przed nią jej niedoszły oprawca, skrępowany cienkimi witkami drzewa, zwisał głową w duł.

- Jest takie powiedzenie „nie czyń drugiemu co tobie nie miłe”.- Uśmiech satysfakcji rozjaśniał twarz Arien. Trąciła go lekko przez co zaczął się delikatnie bujać.
- Na boginię czy wy kobiety nie znacie się na żartach?!
Dziewczyna z niedowierzaniem pokręciła głową i przyglądała jak jegomość szarpiąc się próbuje się uwolnić. Odwróciła się w stronę skąd dochodził odgłos przyspieszonych kroków. Wkrótce dostrzegła rudowłosą Mae, która zobaczywszy obezwładnionego jegomościa wybucha niepohamowanym śmiechem.

- Przepraszam.- udało jej się wydusić gdy jakimś cudem się uspokoiła.- Pozwól, że Ci przedstawię Gawaina, jednego z najlepszych rycerzy i przyjaciela Króla Artura.

.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Czytasz? Skomentuj!
*Beltane- jak zwykle więcej do poczytania ((tutaj)) Z jednodniowym opóźnieniem (proszę nie bić) ale jestem.
Mały apel do wszystkich czytających- dajcie jakiś znak o swojej obecności, choćby zwykły uśmiech.

Do następnego,

Artis

2 komentarze:

  1. Spodziewam się tutaj wielkiej wojny xD Jestem ciekawa czy Arien będzie pobierać jakieś lekcje czy coś w tym stylu. Jak na razie, ona tylko się dowiaduje coraz więcej o sobie, ale ja czekam na naukę panowania nad żywiołami itp. Mam wrażenie, że to będzie ciekawe doświadczenie :D A ten rycerz, sama nie wiem jak go ocenić xD Z jednej strony naprawdę przez chwilę myślałam, ze to jakiś wróg, ale chyba jednak nie :D Kreatywny sposób przywitania się z nową mieszkanką wyspy :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Artist, ja jestem i czytam, po prostu czasu na komentowanie mam nie za dużo.
    Ale strasznie mi się podoba!
    Weny ;*

    OdpowiedzUsuń