Mijał
już kolejny dzień podróży, przybliżający dwoje wędrowców do celu. Otaczający
ich krajobraz zmieniał się każdego dnia tak, że teraz jak okiem sięgnąć
rozciągało się pagórkowate wrzosowisko, tylko gdzieniegdzie znaczone
zdeformowanymi drzewami i nikłymi zaroślami. Konie ostrożnie stąpały po
kamienistym podłożu rozpraszając nieliczne pasma mgły. Carney spojrzał na
Arien, która od czasu do czasu próbowała jakoś się rozbudzić skupiając się na
ćwiczeniu swojego daru, na przykład sprawiając, że tworzone wiry powietrza
unosiły drobne kamienie ale i tak wyraźnie było widać, że jest zmęczona i
senna. Zresztą i on nie czuł się
najlepiej. Wieczorem dotarli do zagajnika gdzie postanowili rozbić obóz.
-
Dlaczego?- spytał przerywając coraz bardziej ciążącą ciszę, przyglądając się
twarzy dziewczyny delikatnie oświetlonej przez migoczące ognisko.
-
Co dlaczego?- zmarszczyła w niezrozumieniu czoło.
-
Dlaczego tak właściwie chcesz dołączyć do Arterian? Czemu narażasz się dobrowolnie na
niebezpieczeństwo? W każdej chwili możesz zginąć a z tym co potrafisz możesz
dokonać wiele dobrego.
-
Już ci mówiłam, tak jest w
przepowiedni.- odpowiedziała odwracając wzrok.
-
Kłamiesz, widzę to więc albo powiesz mi jak jest naprawdę albo równie dobrze
mogę cię tu zostawić i radź sobie sama.
-
Dobrze, skoro się upierasz!- Arien zaskoczyła swojego towarzysz nagłym
wybuchem.- Chcę ją zabić, zniszczyć tą która zabiła moich rodziców. Ja muszę…
muszę ich pomścić. Zginęli bo wiedzieli kim jestem i mieli mnie chronić, jestem
im to winna.- przerwała na chwilę starając się uspokoić świadoma narastającej histerii
w swoim glosie.- Proroctwo… wiedzieli o nim… wierzyli we mnie i w to, że dam
radę… Tak będzie prościej,.. muszę się zbliżyć do królowej… tak czy inaczej… to
wszystko ułatwi…- w końcu nie wytrzymała i zaczęła płakać, ostatnie słowa
przypominały nieskładny bełkot przerywany raz po raz duszonym szlochem.
Carney
usiadł obok i chciał ją przytulić ale powstrzymał się i złapał ją tylko za rękę
i pocieszającą uścisnął, w pierwszej momencie spięła się jakby miała ochotę
uciec po czym mocno się w niego wtuliła dalej szlochając. Siedzieli nie
przerywając nocnej ciszy. Nie zauważył kiedy przestała płakać i gdy oderwał
wzrok od wesoło trzaskających płomieni zobaczył, że śpi uczepiona mocno jego
ramienia. Ostrożnie położył ją na ziemi i okrył kocem a po chwili sam ułożył
się by odpłynąć w ramiona morfeusza.
*
Niezwykłe
jak zwyczajna rozmowa potrafi odmienić człowieka. Carney od minionego wieczoru
mógł to zobaczyć na przykład Arien.
Dziewczyna do tej pory była skryta, nawet jej przygarbiona sylwetka zdradzała,
że zmaga się z jakąś tajemnicą lecz gdy próbował ją delikatnie wypytać zbywała
krótkimi tak lub nie, najczęściej jednak milczała. Minionego wieczoru
najwyraźniej coś w niej pękło skoro zdecydowała się jednak mu odpowiedzieć. Z
każdą chwilą i rozmową widział jak przełamuje
się i zaczyna mu ufać. Prawdziwa zmiana zaszła
w niej, gdy prawie dotarli do celu i wjechali na zalesione tereny
Wschodnich rubieży. Jej twarz rozjaśnił
szczery uśmiech jakiego do tej pory nie widział. Przyszło mu do głowy, że w tym
momencie, siedząc wyprostowana w siodle i z włosami lekko falującymi na wietrze
wygląda jakby stanowiła jedność z otaczającą ich puszczą.
-Prawie
jak w domu- odparła tylko i z ciekawością rozglądała się po okolicy.
Około
południa dotarli do lasu na tyle gęstego, że musieli zsiąść z koni aby dalej
się poruszać. Wysoko nad nimi korony drzew były tak ciasno ze sobą splecione,
że nie przepuszczały najmniejszego nawet promienia słońca. Carney szukał
pochodni w swoim skromnym ekwipunku gdy Arien postanowiła w inny sposób rozwiązać
ten problem tak, ze po chwili drogę oświetlała im kula ognia unosząca się nad
jej ręką.
-
Przydatna sztuczka- stwierdził przerywając wykonywaną czynność, na co
dziewczyna posłała mu delikatny uśmiech
i sprawiła, że migoczące światło unosiło
się teraz swobodnie obok nich jak niezależna istota omijająca wyłaniające się z
ciemności przeszkody.
-
Jak to było z tobą?- spytała wpatrując się w chłopaka z nieskrywaną
ciekawością.- Jesteś zaklinaczem i jednocześnie należysz do królewskiej straży?
Ja Ci wszystko o sobie opowiedziałam- dodała
gdy zobaczyła, że się waha.
-Wiem
co czujesz, sam kilka lat temu straciłem swoją rodzinę co prawda w innych
okolicznościach ale także z winy królowej.- zaczął po chwili niechętnie
przypominając sobie wydarzenia z przeszłości.- Byłem jeszcze dzieckiem gdy na
moją wioskę najechało wojsko i pozbawiło życia wszystkich poza wystarczająco
małymi chłopcami, którzy po odpowiednim treningu i praniu mózgu mieli stać się
nie znającą ludzkich uczuć armią. Do dziś pamiętam widok krwi spływającej z
poderżniętych gardeł mojej matki i siostry.- zacisnął ręce tak mocno, że aż mu
pobielały kostki.- Widziałem jak moi przyjaciele powoli zmieniają się i stają
maszynami do zabijania. Wielu z nich zmarło z wycieńczenia zanim zakończył się
okres morderczych treningów. Mi się udało.- stwierdził gorzko.- Kiedy
skończyłem 17 lat zacząłem chorować, nikt nie wiedział dlaczego. Byłem też
nerwowy bardziej niż zwykle. W czasie pełnionej nocą warty złapał mnie
straszliwy ból tak, że zwinąłem się na ziemi w kłębek. Straciłem przytomność a
kiedy ocknąłem się zobaczyłem na swoim
przedramieniu to- powiedział podciągając rękaw i pokazując magiczne znaki.-
Dzięki historią opowiadanych przez matkę wiedziałem, że nosili je tylko zaklinacze.
Miesiące, które potem nastąpiły pamiętam jak przez mgłę. Gdzieś usłyszałem, że
Arterianie ukrywają się na wschodzie, więc udałem się tam czym prędzej z
nadzieją, że przyjmą mnie jak swojego. Myliłem się, chcieli mnie zabić no ale
czego innego mogłem się spodziewać skoro
zjawiłem się tam w pełnym uzbrojeniu charakterystycznym tylko dla
strażników-stwierdził z krzywym uśmiechem- . Później wszystko potoczyło się
bardzo szybko. Opowiedziałem im swoją historię, kim tak naprawdę jestem i wtedy
podjęli decyzję. Nie mogłem z nimi zostać ale zostałem szpiegiem w szeregach
wroga.
Kilka
chwil później usłyszeli trzask tak jak wtedy, gdy ktoś nieuważnie nastąpi na
gałąź. Chłopak przyłożył do ust palec pokazując Arien żeby była cicho a sam
wyciągnął miecz gotowy do ataku. Tym razem gdzieś nad nimi coś zaszeleściło jakby ktoś poruszał się w
powietrzu na co dziewczyna z niepokojem sięgnęła po sztylet ukryty za pasem.
Gdzieś za sobą usłyszeli ten sam dźwięk łamanych gałęzi i Arien poczuła coś
jakby ukąszenie komara w okolicy ramienia a kiedy na nie spojrzała zobaczyła tkwiącą
tam małą strzałkę. Nagle poczuła się bardzo senna. Ostatnie co zapamiętała
upadając na zimną ziemię to postać o brązowych oczach przyglądających się jej z
ciekawością.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Czytasz? Skomentuj!
Wiecie co? Myślałam że
jestem mistrzem w doszukiwaniu się spisków na każdym kroku ale czytając
komentarze pod poprzednim rozdziałem dochodzę do wniosku że w tworzeniu spiskowych
teorii dziejów są osoby lepsze ode mnie ;)
Do usłyszenia za
tydzień,
Artis
O szit! Zakończyłaś w bardzo ciekawym momencie, który przyćmił resztę rozdziału :D Przeczuwam, że Arien grozi niebezpieczeństwo, to ukąszenie komara to pewnie jakaś substancja usypiająca albo coś w tym stylu.
OdpowiedzUsuńZaskoczyło mnie natomiast, że ona tak łatwo i szybko opowiedziała blondynowi swoją historię. Myślałam, że on będzie musiał ją wypytywać i prosić trochę dłużej, a tutaj poszło tak gładko :D Nie dziwię się natomiast, że się rozkleiła, ale fajnie, że Carney odważył się ją pocieszyć :) On też ma rachunki do wyrównania, zobaczymy co z tego wszystkiego wyjdzie.
Carney - zaczynam go lubić a jak ja zaczynam kogoś lubić to dzieje się źle. Nie idź tą drogą i spraw bym lubiła go nadal. Tak jak osoba wyżej też byłam zdziwiona, że tak szybko opowiedziała mu swoją historię. Ale z drugiej strony jej zycie nagle stało się tak pokręcone, że jeśli wyczuła w nim coś godnego zaufania to musuiała to zrobic bo by ją od środka rozsadziło.
OdpowiedzUsuńUkoszęnie komara? Jasne. Za to, ze skończyłaś w takim momencie Mikołaj Andrzej przyniesie Ci rózgę. Bo zasłużyłaś w pełni. Postać o brązowych oczach.. i nagle nie pamiętam nic z rodziału, bo piosenka mi siedzi w głowie. Tylko te brązowe oczy się do niej nie śmiały. Zastanawiam sie co to za typ i jako, że to fantastyka nic normalnego nie wymyśle. Ale opcje są dwie - albo chce ich dobra albo ich będzie dręczył. Wolałabym pierwszą ale cóż, wiecznie kolorowo być nie może ( szczegół, ze tu mało kiedy jest kolorowo) Wracając do blondyna - miło, ze odwdzięczył się jej histroią swego życia. Co prawda poprosiła ale wiesz o co chodzi ( a jak nie to mamy problem) Tu sie nic sympatii wiąże, już pięknie i ładnie ale nie... ona musi coś zrobić bohaterom. Za to się będziesz smażyła w piekle. A ja Cię w kotle ( dlaczego chciałam napisać "kojcu?") będę mieszała. Także no, przyszłość czeka się bardzo miła. :)
Czekam na kolejny.
I nie lubię Cię za kończenie w takim momencie.
Twoje opowiadanie jest świetne *-*
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na kolejny rozdział.
Zapraszam na moje blogi i czekam na komentarze :)
http://rozbrajaszmniepieszczota.blogspot.com/
http://jedyna-milosc-jaka-znam.blogspot.com/