sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 8 "W drodze"



               Mijał już kolejny dzień podróży, przybliżający dwoje wędrowców do celu. Otaczający ich krajobraz zmieniał się każdego dnia tak, że teraz jak okiem sięgnąć rozciągało się pagórkowate wrzosowisko, tylko gdzieniegdzie znaczone zdeformowanymi drzewami i nikłymi zaroślami. Konie ostrożnie stąpały po kamienistym podłożu rozpraszając nieliczne pasma mgły. Carney spojrzał na Arien, która od czasu do czasu próbowała jakoś się rozbudzić skupiając się na ćwiczeniu swojego daru, na przykład sprawiając, że tworzone wiry powietrza unosiły drobne kamienie ale i tak wyraźnie było widać, że jest zmęczona i senna.  Zresztą i on nie czuł się najlepiej. Wieczorem dotarli do zagajnika gdzie postanowili rozbić obóz.

- Dlaczego?- spytał przerywając coraz bardziej ciążącą ciszę, przyglądając się twarzy dziewczyny delikatnie oświetlonej przez migoczące ognisko.
- Co dlaczego?- zmarszczyła w niezrozumieniu czoło.
- Dlaczego tak właściwie chcesz dołączyć  do Arterian? Czemu narażasz się dobrowolnie na niebezpieczeństwo? W każdej chwili możesz zginąć a z tym co potrafisz możesz dokonać wiele dobrego.
-  Już ci mówiłam, tak jest w przepowiedni.- odpowiedziała odwracając wzrok.
- Kłamiesz, widzę to więc albo powiesz mi jak jest naprawdę albo równie dobrze mogę cię tu zostawić i radź sobie sama.
- Dobrze, skoro się upierasz!- Arien zaskoczyła swojego towarzysz nagłym wybuchem.- Chcę ją zabić, zniszczyć tą która zabiła moich rodziców. Ja muszę… muszę ich pomścić. Zginęli bo wiedzieli kim jestem i mieli mnie chronić, jestem im to winna.- przerwała na chwilę starając się uspokoić świadoma narastającej histerii w swoim glosie.- Proroctwo… wiedzieli o nim… wierzyli we mnie i w to, że dam radę… Tak będzie prościej,.. muszę się zbliżyć do królowej… tak czy inaczej… to wszystko ułatwi…- w końcu nie wytrzymała i zaczęła płakać, ostatnie słowa przypominały nieskładny bełkot przerywany raz po raz duszonym szlochem.

Carney usiadł obok i chciał ją przytulić ale powstrzymał się i złapał ją tylko za rękę i pocieszającą uścisnął, w pierwszej momencie spięła się jakby miała ochotę uciec po czym mocno się w niego wtuliła dalej szlochając. Siedzieli nie przerywając nocnej ciszy. Nie zauważył kiedy przestała płakać i gdy oderwał wzrok od wesoło trzaskających płomieni zobaczył, że śpi uczepiona mocno jego ramienia. Ostrożnie położył ją na ziemi i okrył kocem a po chwili sam ułożył się by odpłynąć w ramiona morfeusza.

*

Niezwykłe jak zwyczajna rozmowa potrafi odmienić człowieka. Carney od minionego wieczoru mógł to zobaczyć na przykład  Arien. Dziewczyna do tej pory była skryta, nawet jej przygarbiona sylwetka zdradzała, że zmaga się z jakąś tajemnicą lecz gdy próbował ją delikatnie wypytać zbywała krótkimi tak lub nie, najczęściej jednak milczała. Minionego wieczoru najwyraźniej coś w niej pękło skoro zdecydowała się jednak mu odpowiedzieć. Z każdą chwilą i  rozmową widział jak przełamuje się i zaczyna mu ufać. Prawdziwa zmiana zaszła  w niej, gdy prawie dotarli do celu i wjechali na zalesione tereny Wschodnich rubieży.  Jej twarz rozjaśnił szczery uśmiech jakiego do tej pory nie widział. Przyszło mu do głowy, że w tym momencie, siedząc wyprostowana w siodle i z włosami lekko falującymi na wietrze wygląda jakby stanowiła jedność z otaczającą ich puszczą.

-Prawie jak w domu- odparła tylko i z ciekawością rozglądała się po okolicy.
Około południa dotarli do lasu na tyle gęstego, że musieli zsiąść z koni aby dalej się poruszać. Wysoko nad nimi korony drzew były tak ciasno ze sobą splecione, że nie przepuszczały najmniejszego nawet promienia słońca. Carney szukał pochodni w swoim skromnym ekwipunku gdy Arien postanowiła w inny sposób rozwiązać ten problem tak, ze po chwili drogę oświetlała im kula ognia unosząca się nad jej ręką.
- Przydatna sztuczka- stwierdził przerywając wykonywaną czynność, na co dziewczyna posłała mu delikatny  uśmiech i sprawiła, że  migoczące światło unosiło się teraz swobodnie obok nich jak niezależna istota omijająca wyłaniające się z ciemności przeszkody.
- Jak to było z tobą?- spytała wpatrując się w chłopaka z nieskrywaną ciekawością.- Jesteś zaklinaczem i jednocześnie należysz do królewskiej straży? Ja Ci wszystko o sobie opowiedziałam- dodała  gdy zobaczyła, że się waha.

-Wiem co czujesz, sam kilka lat temu straciłem swoją rodzinę co prawda w innych okolicznościach ale także z winy królowej.- zaczął po chwili niechętnie przypominając sobie wydarzenia z przeszłości.- Byłem jeszcze dzieckiem gdy na moją wioskę najechało wojsko i pozbawiło życia wszystkich poza wystarczająco małymi chłopcami, którzy po odpowiednim treningu i praniu mózgu mieli stać się nie znającą ludzkich uczuć armią. Do dziś pamiętam widok krwi spływającej z poderżniętych gardeł mojej matki i siostry.- zacisnął ręce tak mocno, że aż mu pobielały kostki.- Widziałem jak moi przyjaciele powoli zmieniają się i stają maszynami do zabijania. Wielu z nich zmarło z wycieńczenia zanim zakończył się okres morderczych treningów. Mi się udało.- stwierdził gorzko.- Kiedy skończyłem 17 lat zacząłem chorować, nikt nie wiedział dlaczego. Byłem też nerwowy bardziej niż zwykle. W czasie pełnionej nocą warty złapał mnie straszliwy ból tak, że zwinąłem się na ziemi w kłębek. Straciłem przytomność a kiedy ocknąłem się zobaczyłem  na swoim przedramieniu to- powiedział podciągając rękaw i pokazując magiczne znaki.- Dzięki historią opowiadanych przez matkę wiedziałem, że nosili je tylko zaklinacze. Miesiące, które potem nastąpiły pamiętam jak przez mgłę. Gdzieś usłyszałem, że Arterianie ukrywają się na wschodzie, więc udałem się tam czym prędzej z nadzieją, że przyjmą mnie jak swojego. Myliłem się, chcieli mnie zabić no ale czego innego mogłem  się spodziewać skoro zjawiłem się tam w pełnym uzbrojeniu charakterystycznym tylko dla strażników-stwierdził z krzywym uśmiechem- . Później wszystko potoczyło się bardzo szybko. Opowiedziałem im swoją historię, kim tak naprawdę jestem i wtedy podjęli decyzję. Nie mogłem z nimi zostać ale zostałem szpiegiem w szeregach wroga. 

Kilka chwil później usłyszeli trzask tak jak wtedy, gdy ktoś nieuważnie nastąpi na gałąź. Chłopak przyłożył do ust palec pokazując Arien żeby była cicho a sam wyciągnął miecz gotowy do ataku. Tym razem gdzieś nad nimi  coś zaszeleściło jakby ktoś poruszał się w powietrzu na co dziewczyna z niepokojem sięgnęła po sztylet ukryty za pasem. Gdzieś za sobą usłyszeli ten sam dźwięk łamanych gałęzi i Arien poczuła coś jakby ukąszenie komara w okolicy ramienia a kiedy na nie spojrzała zobaczyła tkwiącą tam małą strzałkę. Nagle poczuła się bardzo senna. Ostatnie co zapamiętała upadając na zimną ziemię to postać o brązowych oczach przyglądających się jej z ciekawością. 

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.

Czytasz? Skomentuj!

Wiecie co? Myślałam że jestem mistrzem w doszukiwaniu się spisków na każdym kroku ale czytając komentarze pod poprzednim rozdziałem dochodzę do wniosku że w tworzeniu spiskowych teorii dziejów są osoby lepsze ode mnie ;)

Do usłyszenia za tydzień,

Artis

3 komentarze:

  1. O szit! Zakończyłaś w bardzo ciekawym momencie, który przyćmił resztę rozdziału :D Przeczuwam, że Arien grozi niebezpieczeństwo, to ukąszenie komara to pewnie jakaś substancja usypiająca albo coś w tym stylu.
    Zaskoczyło mnie natomiast, że ona tak łatwo i szybko opowiedziała blondynowi swoją historię. Myślałam, że on będzie musiał ją wypytywać i prosić trochę dłużej, a tutaj poszło tak gładko :D Nie dziwię się natomiast, że się rozkleiła, ale fajnie, że Carney odważył się ją pocieszyć :) On też ma rachunki do wyrównania, zobaczymy co z tego wszystkiego wyjdzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Carney - zaczynam go lubić a jak ja zaczynam kogoś lubić to dzieje się źle. Nie idź tą drogą i spraw bym lubiła go nadal. Tak jak osoba wyżej też byłam zdziwiona, że tak szybko opowiedziała mu swoją historię. Ale z drugiej strony jej zycie nagle stało się tak pokręcone, że jeśli wyczuła w nim coś godnego zaufania to musuiała to zrobic bo by ją od środka rozsadziło.
    Ukoszęnie komara? Jasne. Za to, ze skończyłaś w takim momencie Mikołaj Andrzej przyniesie Ci rózgę. Bo zasłużyłaś w pełni. Postać o brązowych oczach.. i nagle nie pamiętam nic z rodziału, bo piosenka mi siedzi w głowie. Tylko te brązowe oczy się do niej nie śmiały. Zastanawiam sie co to za typ i jako, że to fantastyka nic normalnego nie wymyśle. Ale opcje są dwie - albo chce ich dobra albo ich będzie dręczył. Wolałabym pierwszą ale cóż, wiecznie kolorowo być nie może ( szczegół, ze tu mało kiedy jest kolorowo) Wracając do blondyna - miło, ze odwdzięczył się jej histroią swego życia. Co prawda poprosiła ale wiesz o co chodzi ( a jak nie to mamy problem) Tu sie nic sympatii wiąże, już pięknie i ładnie ale nie... ona musi coś zrobić bohaterom. Za to się będziesz smażyła w piekle. A ja Cię w kotle ( dlaczego chciałam napisać "kojcu?") będę mieszała. Także no, przyszłość czeka się bardzo miła. :)
    Czekam na kolejny.
    I nie lubię Cię za kończenie w takim momencie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoje opowiadanie jest świetne *-*
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział.
    Zapraszam na moje blogi i czekam na komentarze :)
    http://rozbrajaszmniepieszczota.blogspot.com/
    http://jedyna-milosc-jaka-znam.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń