sobota, 5 grudnia 2015

Rozdział 9 "Podniebne miasto"



               Cichy szmer deszczu powoli budził Arien ze snu. Balansując na skraju  świadomości otworzyła zaspane oczy ale obraz był jakiś niewyraźny, wszystko było dziwnie rozmazane jakby patrzyła na miejsce w którym się znalazła przez mgłę. Przetarła oczy co trochę pomogło.  Podniosła się powoli i zobaczyła, że ktoś przebrał ją w długą koszulę nocną a z miejsca po ukłuciu rozchodzą się blade pręgi. Usiadła na skraju łóżka rozglądając się po pomieszczeniu. Było okrągłe, z dziwnie pochylonymi ścianami. Wyposażenie było skromne, oprócz łóżka nad którym było niewielkie okno, miski z wodą stającej na stole i krzesła na którym ktoś zostawił jej ubranie nie było w nim nic. Dotknęła szarej ściany i mimo że ktoś najwyraźniej  starał się ją wygładzić wyczuwała pod palcami fakturę drewna. Już ubrana i nieco odświeżona postanowiła wyjść na zewnątrz. 

Gdy chwiejnym krokiem stanęła na małym balkonie z wrażenia zaparło jej dech i odruchowo cofnęła się. Była w tym samym lesie ale w takiej jego części, że przedtem nie mogła jej dojrzeć. Choć nie mogła w to uwierzyć stała właśnie wśród soczyście zielonych koron drzew a jak okiem sięgnąć widziała takie same balkony jak ten na którym stała, połączone wiszącymi kładkami.  Odwróciła się powoli i zobaczyła, że jej mały pokój, pewnie podobnie jak wiele innych został urządzony w jednym z konarów ogromnego drzewa. Na niektórych pniach zbudowano małe domki, które kojarzyły się Arien z ptasimi gniazdami. Wiatr delikatnie wprawiał w ruch zwisające zewsząd pnącza pokryte drobnymi, żółtymi kwiatkami. Gdzieś rozległ się świst i po chwili zobaczyła jak ktoś zsuwa się po linie zawieszonej pomiędzy jednym a drugim drzewem po czym ląduje na platformie podtrzymywanej przez klika gałęzi, gdzie zebrała się grupka ludzi zajmujących się codziennymi sprawami. Mimo panującego wesołego gwaru panował tu spokój. Wychyliła się poza barierkę i ponownie się cofnęła.

- Prawidłowa reakcja- usłyszała śmiejącego się Carneya, który właśnie stanął obok niej. Dopiero teraz, po zdawałoby się największym zamieszaniu mogła mu się dobrze przyjżeć. Twarz o wyraźnych rysach, okalające ją ciemnoblond włosy, zielone oczy w których widać radosne ogniki, nad pełnymi ustami ma niewyraźną bliznę. – Parę osób nie uważało no i nie skończyli najlepiej- oznajmił zerkając w przepaść pod nimi.
- Ostrożność przede wszystkim- dodała nerwowym głosem.- Możesz mi powiedzieć z łaski swojej co tak właściwie się stało?- spytała z wyrzutem.
- No cóż…- Carney nerwowo przeczesał ręką włosy.- Tak właściwie to wszystko przeze mnie. Arterianie mają pewien system komunikacji i zanim tu się zjawisz musisz odpowiednio wcześniej o tym powiadomić, zostawiając w  jednej ze skrytek wiadomość. Sama wiesz, że mieliśmy mało czasu i jakoś tak wyszło… Na jednym z posterunków ktoś zobaczył jak się zbliżamy, mnie rozpoznali a ciebie nie więc stwierdzili że pod przymusem wyjawiłem miejsce kryjówki i postanowili jakoś temu zaradzić. Grot strzałki która Cię ugodziła był nasączony środkiem nasennym, czas gdy spałaś zostałby poświęcony na podjęcie decyzji co też z tobą zrobić. Było ciężko ale jakoś udało mi się ich przekonać, że nie stanowisz większego zagrożenia.
- Czyli znowu uratowałeś mi życie- stwierdziła odgarniając z oczu zabłąkany kosmyk kasztanowych włosów.

- No właśnie niekoniecznie. Wbrew propagandzie szerzonej przez królową Arterianie nie zabijają kogo popadnie.- gdy zobaczył jej pytające spojrzenie ciągnął dalej.- Nasza przywódczyni ma pewien dar, mianowicie umie wymazywać pamięć i jak komuś już wykasuje wspomnienia, które mogłyby nam zaszkodzić porzucamy go jak najdalej stąd.
- Ty, ja i jeszcze ta wasza przywódczyni. Musisz przyznać, że całkiem niezłe z nas zbiorowisko dziwaków.
- Uwierz mi to dopiero początek i jeszcze nie wszystkich…- jego wypowiedź przerwał nagły huk gdzieś na niższym poziomie-… zdarzyłaś poznać.- dodał z rozbawieniem i pociągnął ją za sobą do miejsca gdzie z liny nad nimi  zwisało kilkanaście pętli i podał jej jedną.
- Co to jest?- spytała zdezorientowana.
- Tutejszy środek lokomocji- odparł rozbawiony i włożył  stopę w pętlę a ręka mocno chwycił liny po czym bez słowa zsunął na niższy poziom podniebnego miasta.  Oniemiała wpatrywała się przez chwilę w miejsce gdzie z oczu zniknął jej Carney po czym z wahaniem poszła w jego ślady. Rozwiane włosy, przyspieszone bicie serca i przede wszystkim niesamowite uczucie wolności. Choć wszystko trwa zaledwie kilka sekund nie mogła doczekać się kiedy to powtórzy. Niepewnie wylądowała obok swojego przyjaciela przed drzwiami spod których wydobywały się smugi dymu.

  - Czemu nic nie robisz?- spytała piskliwym głosem zdziwiona brakiem reakcji.- Komuś mogło się coś stać?!- kontynuowała coraz bardziej zła.- Czemu rżysz?!- wybucha gdy zobaczyła jak jej towarzysz robi się coraz bardziej czerwony od duszonego śmiechu.
- To tutaj… codzienność- udało mu się wydusić pomiędzy jedną a drugą salwą śmiechu i pokazał, żeby chwilę poczekała. Ułamki sekundy później drzwi się otworzyły i z oparów dymu wyszła jakaś postać. Niska dziewczyna o krótkich i ogniście rudych włosach machała jak szalona starając się rozpędzić szare opary.
- Ekhem- odchrząknął Carney usiłując przybrać poważny wyraz twarzy na co dziewczyna odwróciła się niezdarnie i szybko doprowadziła do lądu rozczochrane włosy.- Pozwól, że Ci kogoś przedstawię. Arien to jest Gail, najbardziej wybuchowa dziewczyna wśród nas- puścił porozumiewawczo oczko do rudowłosej.
- Ej tylko bez takich- szturchnęła go po przyjacielsku.- Fajnie, że w końcu mogę Cię poznać.- uśmiechnęła się do Arien i energicznie potrząsneła jej dłoń.- I wcale nie jestem taka wybuchowa jak on twierdzi, osobiście wolę określenie złota rączka ewentualnie wynalazca.
- Aż boję się pomyśleć jak mnie tu nazywacie.
- Żywiołowa panienka- wzruszył ramionami chłopak jakby było to coś oczywistego.

- Myślałam, że wyraziłam się jasno- odezwał się ktoś niskim kobiecym głosem. Za nimi stała wysoka kobieta w podeszłym wieku,  o ciemnych włosach przetykanych gdzieniegdzie pasmami siwizny. Była ubrana po męsku a jej spojrzenie miotało takie piorunu, że Arien miała ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie .- Miałeś ją przyprowadzić do mnie gdy tylko się obudzi a później trzymać ją pod kluczem. Na przyszłość róbcie to o co was proszę- nakazała po czym odwróciła się i powoli odeszła. Zdezorientowana Arien spojrzała na swoich towarzyszy a Carney pokazał jej gestem, żeby poszła za nieznajomą wiec tak też zrobiła.
- Nazywam się Irvette i jestem przywódczynią Arterian- oznajmiła krótko gdy dziewczyna zrównała się z nią na schodach oplatających pień drzewa, po czym weszła do jakiegoś pomieszczenia i pokazał dziewczynie żeby usiadła.- Na początku chcę żebyś wiedział, że nie wierzę w jakieś bzdurne przepowiednie.- oznajmiła bez zbędnych ceregieli i rozsiadła się wygodnie na fotelu.- Pozostali z jakiś powodów uważają te kilka linijek tekstu wątpliwego pochodzenia za pewnik. Tak czy inaczej możesz się nam przydać ze względu na swoje moce. Od lat próbujemy przetrwać nie zwracając na siebie zbytniej uwagi, wyczekując chwili kiedy będziemy dostatecznie silni aby  stanąć do walki i nie pozwolę, żeby ktoś taki jak ty zniweczył nasze wysiłki. Czy wyrażam się jasno?- spytała mierząc ją spojrzeniem lodowo błękitnych oczu.

- Oczywiście- odparła piskliwym głosem Arien.- Tylko skąd pewność, że mam ochotę wam pomóc?- spytała zastanawiając się kogo tak naprawdę próbuje oszukać.
- Na razie to wszystko- oznajmiła zabierając się do przeglądania jakiś papierzysk.- Możesz już iść- dodała kiedy zorientowała się, że dziewczyna nadal siedzi obok niej. Arien wstała powoli cała odrętwiała a kiedy wyszła na zewnątrz osunęła  się ciężko na ziemię. Takiego przyjęcia się nie spodziewała. Oczywiście nie liczyła na powitanie godne królów, wiwaty, przyjęcia czy inne cuda ale chłód bijący od kobiety... W jakimś stopniu ją rozumiała, z tego co wywnioskowała całe życie poświęciła temu aby pewnego dnia Silmearda była wolna od prześladowań. Sama miała nadzieje żyć w takim świecie. Zdezorientowana schowała twarz w dłoniach. Przypomniała sobie coś, co w czasie jednej z rozmów powiedział jej Gawain „Ci, którzy chcą władzy i ją osiągają, żyją w ciągłym strachu, że ją stracą”*. Najwyraźniej coś w tym jest bo przecież na przestrzeni wieków można znaleźć sporo podobnych przypadków.

- Widzę, że już poznałaś Irvette- odezwał się do niej ktoś znajomym głosem. Podniosła wzrok i zamarła. Te same czarne zmierzwione włosy, dobrze zbudowana sylwetka ale teraz mogła zobaczyć jego twarz. Postać z dziwnego snu, wizji sprzed kilku dni. Uśmiechał się do niej ciepło a w brązowych oczach jarzyła się ciekawość. Jakaś jej cześć zarejestrowała, że był ubrany tak samo jak w jej śnie
- Ja cie znam- w swoim głosie usłyszała niepewność.
- Nareszcie się spotykamy. Mam na imie Nathaniel ale jeśli chcesz możesz mówić Nate.- chwyciła skierowaną w jej kierunku dłoń i wstała trochę za szybko tak, że niechcący wpadła na niego.
- Przepraszam- zmieszana zaczęła wpatrywać się w czubki butów.
- Nie masz za co. Przejdziemy się?- spytał z ledwie wyczuwalną nadzieją w głosie na co Arien potakująco kiwnęła głową. W ciszy, która o dziwo nie ciążyła dziewczynie dotarli do najwyższego poziomu, gdzie usiedli na ławce wciśniętej pomiędzy konary. Z tej wysokości widzieli wszystko ale ich zasłaniała zasłona z wszechobecnego w tym miejscu kwiecistego bluszczu.
- Jak ty to zrobiłeś?- spytała.

-Jak znalazłem się w swoim śnie? Dobre pytanie. W sumie sam nie wiem. Ten dar ma w mojej rodzinie zawsze jedna osoba z pokolenia ale z posługiwaniem się nim jest… Chodzi o to, że nie zawsze działa. Możemy być niesamowicie skupieni na danej osobie, na tym co chcemy jej przekazać ale nie zawsze efekt jest taki jak byśmy tego chcieli. Poza tym jest dosyć dziwny warunek, ta druga osoba musi spać. Nawet nie liczę ile razy próbowałem z tobą w ten sposób hmm… porozmawiać.
- Uwierz mi coś o tym wiem.  To znaczy o bezowocnych próbach. Na początku siałam niemałe zniszczenie- oznajmiła z przekąsem na co Nate wybuchnął śmiechem.- No co sam powiedziałeś że tobie też nie wszystko się udaje- dodała naburmuszona.
- Przepraszam, nie chciałem cię rozgniewać. Wychodzi na to, że razem z Gail możecie zrównać to miejsce z ziemią- stwierdził żartobliwie na co Arien uderzyła go mocno w ramię.- No co przecież to prawda- ciągnął dalej drażniąc się z nią. - Dobra już nie będę- odparł szybko gdy zobaczył że dziewczyna bierze kolejny zamach.- Sama byłaś dzisiaj świadkiem jej nieudanego eksperymentu ale mimo, że czasami coś niszczy to tak naprawdę dzięki jej odkryciom i wynalazkom życie tutaj stało się tutaj dużo łatwiejsze.

- Więc jesteś telepatą?
- Niezupełnie…
- To proste, jesteś albo nie.
- Nie zawsze wszystko jest czarne lub białe- no to zawiało chłodem,
- Może i masz rację.- miała wielką ochotę spytać czy przypadkiem nie cierpi na rozdwojenie jaźni skoro w ciągu kilku chwil tak mocno zmieniał mu się nastrój.- Nie chę tego, tej odpowiedzialności. Boję się, że mogę wszystko zniszczyć, przecież tak mało wiem…
- Jeszcze wszystko przed tobą. Poza tym znasz przecież przepowiednię- zmarszczył brwi nie wiedząc o co chodzi dziewczynie.
- I co z tego? Owszem, znam jej treść ale jak ma do tego dojść, co wydarzy się w między czasie to pozostaje zagadką. Ktoś mi kiedyś powiedział, że przeznaczenia nie da się uniknąć ono i tak nas dosięgnie- stwierdziła ze smutkiem.- Co ma być to będzie. Zresztą co to ma za znaczenie?
- Wszystko ma swoje znaczenie, nawet twoje imię.-oznajmił tajemniczo.

- A tobie o co znowu chodzi?- spytał zmęczona już jego tajemniczymi wypowiedziami.
- Arien znaczy srebrna a srebro jest metalem księżycowym łączącym się z tajemnymi mocami- zabawnie poruszył brwiami.- Jest też uważane za symbol ludzi, którzy są jak tarcza i za wszelką cenę chcą chronić innych. Takie osoby doszukują się dobra w innych, niezależnie od tego czy są oni bogaci czy biedni i podobno ich intuicja jest niezawodna. Więc sama widzisz, że nie masz się o co martwić.- delikatnie ujął jej dłoń.- Wszystko będzie dobrze- dodał ze stanowczością wolną ręką dotykając jej zarumienionego  policzka.
- Za dużo sobie pozwalasz- oznajmiła odtrącając jego dłoń i zostawiając ze zdezorientowaną miną.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.

Mam mieszane uczucia co do tego rozdziału, nie jest zły ale mógłby być zdecydowanie lepszy. Przynajmniej według mnie. Za wszystkie błędy i powtórzenia przepraszam ale nie miałam już siły ich poprawiać, szczególnie po tym jak część rozdziału skasowałam przez własną głupotę i musiałam pisać ją od nowa.

A  niedzielę, tak w ramach mikołajek, zapraszam was <<tutaj>>, gdzie do pomiędzy 15 a 16 pojawi się prolog mojego kolejnego opowiadania. Tym razem siatkarskiego. Znowu :P
*Cytat pochodzi z książki „Niezgodna” V.  Roth

Do następnego,
Artis


2 komentarze:

  1. Zastanawiam się jak ocenić Irvette. Na początku myślałam, że ona jest taka surowa, ale sprawiedliwa, lecz im bardziej wgłębiałam się w rozdział, tym bardziej wątpiłam. Chyba jednak Irvette wcale nie będzie dla Arien taka miła, choć jednocześnie mam wrażenie, że to nie jest osoba, która będzie jej rzucać kłody pod nogi.
    Druga sprawa to chłopacy, którzy się tak gromadnie w życiu Arien pojawiają. Nie ukrywam, że czekam i liczę też na jakiś wątek miłosny, więc ciekawa jestem czy któryś z chłopaków sprawi, że serce Arien zabije szybciej. Kandydatów jest wielu :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Możesz mnie zabić za spóźnienie. Nie dałam rady :/
    Kasowanie rozdziału - o tak, moja szkoła! Brawo my! Nie wiem co się czepiasz, skoro jest naprawdę fajny.
    Irvette - póki co nie wypowiem się może na jej temat. Cięzko stwierdzić, czy serio jest surowa i taka grr, czy też jej postawa faktycznie wynika z troski o... ludzi? No jakby nie spojrzeć nadal są ludźmi. Jej stosunek do Arien? Nie jestem w stanie zgadnąć. Jeśli jej nie skrzywdzi to jest szansa, że przeyjesz do następnych świąt :) W kwestii panów Arien chyba lubi brunetów. Bo to już drugi. Nathaniel póki co sprawia wrażenie całkiem przyjemnego typa.
    Nadal zastanawiam się, gdzie tu tkwi podstęp ale nie umiem o jeszcze wywęszyć. Katar i życie staje się trudniejsze :)
    Można powiedzieć, że jeden z tych spokojneijszych rozdziałów bo nie zastanawiam się kto próbuje ją zabić czy coś w tym stylu. No i nikt jeszcze nie zginął więc jest dobrze :) A, polubiłam Gail. Jakoś tak zwyczajnie, po prostu. Czy dobrze to się jeszcze okaże :)
    Pozdrawiam i czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń