Gdy przestała płakać dwie rzeczy wydarzyły się jednocześnie. Poczuła obecny w powietrzu swąd spalenizny i usłyszała na zewnątrz jak ktoś, prawdopodobnie większa liczba ludzi próbuje zachowywać się jak najciszej. Zdezorientowana zmarszczyła czoło i przerzuciła sobie pochwę z mieczem przez plecy. Podniebne miasto było domem Arterian, miejsce gdzie zachowywali się swobodnie, nic nie krępowało ich zachowania. Nie przychodziło jej do głowy nic, co mogłoby to nagle zmienić. Dlatego cisza wydawała jej się tak dziwna w miejscu gdzie mogli zachowywać się swobodnie.
Ostrożnie
ruszyła w kierunku drzwi przesłoniętych zasłoną z drewnianych koralików. Ktoś zatkał jej usta dłonią tłumiąc tym samym
krzyk.
-
Bądź cicho dobra?- po pytającym tonie rozpoznała, z kim ma do czynienia. Kiedy
się odwróciła zobaczyła piegowatą twarz Sottile, która wyraźnie spięta
odgarnęła za uszy charakterystyczny dla niej zielony pukiel włosów. Guziki
sukni miała krzywo zapięte, jakby ubierała się w pośpiechu. Gdy Arien próbowała
spytać, co się dzieje ta uciszyła ją gestem i pokazał, żeby wyjrzała na
zewnątrz. Z kilkudziesięciu pomieszczeń wydobywał się siwy dym. Mężczyzna w
czerwonej pelerynie ciągnął za włosy straszą kobietę. Arien rozpoznała ją,
często siedziały obok siebie podczas posiłków. Jegomość pchnął ja na ziemię,
wydobywając zza pasa nóż. Przez chwilę wydawał się zdezorientowany widząc jak
kobieta odważnie wpatruje mu się w twarz. Gdy odzyskał panowanie jednym,
szybkim ruchem podciął jej gardło. Nic, cisza. Nie była w stanie zrobić nic.
Mogła tylko tak stać i gapić się na powiększającą się plamę krwi. Sottile mocno złapała ją z nadgarstek i
zaciągnęła do dziury w podłodze, której jeszcze – czego jest pewna- chwilę
wcześniej tam nie było. Poszła w ślady swojej towarzyszki i zeskoczył za nią w
ciemność
-
Co się dziej?- wylądowała miękko na nogach tuż obok. Czerń rozświetlało nikłe
światło wpadające przez otwór w górze, który po chwili się zamknął.- Niech
zgadnę, to robota Gail?- pstryknęła palcami i wokoło nich pojawiło się kilka
unoszących się samoistnie płomieni.
-
Mniej więcej- odpowiedziała tajemniczo i ku zdziwieniu dziewczyny odwróciła się
podskakując jednocześnie i zniknęła jej z pola widzenia. Arein podeszła do
miejsca gdzie stała przed chwilą i w migotliwym świetle dostrzegła coś na
kształt rynny. Gdy usiadła na chłodnym metalu odepchnęła się i zawrotną
prędkością zaczęła sunąć w dół. Na początku zjeżdżalnia wiła się w pniu drzewa,
przez co kręciło się Arien w głowie i zrobiło się jej niedobrze. W końcu trasa
wyprostowała się i wyrównała poziom. Mimo to wiatr spowodowany pędem rozwiewał
jej włosy na wszystkie strony, przez co nie zauważyła końca trasy i siła
rozpędu wyrzuciła ją na kilka metrów w powietrze, przez co boleśnie obiła sobie
i tak już obolałe kości. Podparła się o kamieniste podłoże próbując wstać.
-
Sottile?- otaczała ją smolista ciemność przesiąknięta zapachem wilgotnej ziemi.
-Buu!-
krzyknęła jej prosto do ucha, na co odruchowo odskoczyła, wyciągając zatknięty
za pasek sztylet.- Czy oni tam, gdziekolwiek byłaś, zrobili Ci coś strasznego,
że taka strachliwa jesteś?- blondynka rozpaliła pochodnię, której światło
wydobyło z otaczających je skał migotliwe drobinki. Podeszła do zjeżdżalni i docisnęła ją mocno od
spodniej strony i usłyszały odległy świst. Po chwili Arien zobaczyła jak metal
zwija się i zatrzymuje, gdy dotarł do nich. Nie było już śladu po ich „środku
transportu”, teraz leża przed nimi zwyczajny walec blachy. Kiedyś Gail,
opowiadała o tym jak jej ojciec próbował zrobić coś, co w razie potrzeby
umożliwi mieszkańcom podniebnego miasta szybką ucieczkę i najwyraźniej udało mu
się.
-
Kto to? Kto jest zdrajcą?- Spytała podążając za Sottile ścieżką unoszącą się
powoli w górę.
-
Wiesz zdrajca, szpieg czy jak to tam jeszcze można nazwać, z definicji z
definicji ktoś działający w tajemnicy i nikt do pewnego momentu nie wie, kto to
jest- w jej głosie nie było słychać irytacji tylko zrezygnowanie i lęk.
-
Wiem, po prostu w głowie mi się nie mieści, że ktoś mógł zrobić coś takiego.
Wydawało się, ze Arterianie są dla siebie oparciem, rodziną skoro ta prawdziwa
zginęła lub dostała się do niewoli.
-
Już od jakiegoś czasu częściej stawialiśmy w okolicy warty, bo zaczęło się
tutaj kręcić kilku tych samych ludzi. Zazwyczaj w okolicy północnego i
zachodniego wejścia.- zerknęła przez ramię, aby upewnić się, że Arien za nią
idzie.- To było kilka godzin temu. Nie mogłam spać, dręczyło mnie przeczucie,
że wydarzy się coś złego. Byłam zmęczona, więc przysiadłam na ławce, wiesz na
tej niedaleko twojego pokoju. Nie było mnie widać, ale ja ich zauważyłam. Tym
razem nie byli tacy zwyczajni, mieli te swoje krwisto czerwone peleryny. Straż
królowej. Najwyraźniej znaleźli wejścia, ale nie to było dla mnie dziwne. Nie
kierowali się do najbliższych im pomieszczeń, które były puste, ale do tych, w
których mieszkali ludzie tak jakby ktoś im wszystko dokładnie opisał. Dzień
wcześniej Gail udało się wreszcie uruchomić alarm, więc go włączyłam. Wszędzie
rozległ się dźwięk dzwonków, strażnicy przygotowali się do walki, ale zdziwili
się jak nikt nie wybiegł im na spotkanie. Na szczęście rodzina naszej majster
klepki nigdy nie próżnowało i większości udało się uciec dzięki temu- wskazała
ruchem głowy miejsce skąd przyszli.- Praktycznie w każdym pokoju zainstalowali
takie cudeńka. Ale jak widziałaś nie każdy miał takie szczęście.- Skończyła
cicho. Dziewczyna nie płakała, ale Arien dostrzegła spływającą po jej policzku
samotną łzę, wyrażającą żal po stracie. Chciałaby ją jakoś pocieszyć, ale żadne
słowa nie wydają się odpowiednie.- Jesteśmy na miejscu. Witaj w Caer Derwen-
powiedziała otwierając masywne drzwi.
Weszły
do owalnego pomieszczenia, którego ściany były zrobione z drewnianych pali.
Kamienna podmurówka została zrobiona z tego samego materiału, co korytarz,
którym tu dotarły. Dookoła palącego się na środku ognia tłoczyli się ludzie,
nieliczni opatrywali zranienia inni przygotowali posiłek z tego, co udało im
się w pośpiechu zabrać. Przywitały się z niektórymi z ocalałych i wyszły na
niewielki dziedziniec.
Caer
Derwen. Dębowy gród. Swoją nazwę zawdzięczał budowniczym, którzy każdy dom
wybudowali z drewna wiecznego dębu. Siedziba prawowitych władców Silmeardy a
także dawna stolica, nad którą góruje zamek, także wykonany z drewna. Niewiele
pozostało z dawnej świetności, ale zaczęto doprowadzać do porządku niektóre
budynki, prawdopodobnie te, w których uciekinierzy mieli zamiar tymczasowo
zamieszkać. Z jednego z nich wypadła umorusana Gail rzucając się Arien na
szyję.
-Myślałam,
że już nie wrócisz- oznajmiła ściskając ją mocno.- Ale ubranie masz dziwne,
musimy coś ci znaleźć, nie możesz wyglądać jak mężczyzna- stwierdziła
przyglądając się z dezaprobatą niecodziennemu w tych stronach odzieniu, po czym
zaprowadziła je do środka. Pod oknem wyraźnie z czegoś niezadowolony siedział
Hagen, Irvette jego siostry nigdzie nie było widać. Odwrócony do nich tyłem
Carney rozmawiał o czymś z Nate’em, który uśmiechnął się, gdy ich zobaczył, ale
po chwili zrobił się blady i szybko do nich podszedł.
-Obiecałam,
że ją tu dostarczę całą i zdrową? – twarz Sottile nieco rozpromienił smutny
uśmiech.
-
Nie powiedziałbym, że znowu taką całą- Nate chwycił Arien za rękę, którą
ściskała ostrze sztyletu.- Miałaś na siebie uważać.- Kiedy rozchylił jej palce,
spomiędzy których sączyła się krew wydał pełne niezadowolenia syknięcie. Nalał
do miseczki trochę wody, którą ostrożnie zaczął przemywać ranę a Gail znalazła
gdzieś kawałek bandaża, którym opatrzyła zranione miejsce.
-
Proszę, już gotowe. Choć podejrzewam, ze
i tak zostanie ci blizna. Czemu mi się tak na mnie patrzysz?- spytał,
gdy zorientował się, że Arien przygląda mu się uważnie.
-
Wyjaśnij mi jedno. Jakim cudem jesteś podobny do kogoś, kto jest martwy. Stop
chciałam powiedzieć nieśmiertelny. Mówię o Damonie Salvatore, wiesz taki jeden
działający na nerwy wampir?
-
Mój ojciec, Zach Salvatore*, jest.. był ich wujkiem. Tego „dobrego” z braci,
Stefana rozumiem, że nie poznałaś?- kiedy pokręciła głową mówił dalej.- Tylko
on wiedział o istnieniu moim i mojej matki, spotkaliśmy się parę razy, ale
Damon nie miał o niczym pojęcia. Woleliśmy utrzymywać to przed nim w tajemnicy,
bo facet zachowuje się przeważnie nieobliczalnie i gotów byłby pozbyć się nas,
gdyby to było mu na rękę. Co zresztą się stało z moim rodzicielem, wystarczyło,
że znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie i już było po nim-
ostatnie słowa wypowiedział z niespodziewaną u niego goryczą. Usiadła obok i
objęła go zdrową ręką.
-
Musisz mi kiedyś o niej opowiedzieć, to znaczy o swojej mamie- powiedziała
nieśmiało, na co ten uśmiechnął się do niej z wdzięcznością.
-
Pod warunkiem, że już nigdy nie znikniesz na tak długo- zgodził się na jej
prośbę.
-
Nie wydaje mi się, żeby kilka godzin to była znowu aż taka długa rozłąka- mówi
ostrożnie
-
Godzin? Dziewczyno ciebie nie było prawie dwa miesiące.
-
Nie to niemożliwe- ktoś położył jej dłoń na ramieniu aż przeszył ją prąd.
-
Akurat ty powinnaś wiedzieć, że nie ma rzeczy niemożliwych. Przed
destabilizacją zasłony świat we wszystkich światach biegł w miarę równo, teraz
to się zmieniło.- z cienia wyszedł wysoki, blond włosy mężczyzna.- Na swój
osobisty użytek, to zjawisko, którego padłaś ofiarą nazywam zagięciem czasu.-
skłonił się przed nimi lekko z zawadiacką mina.
-
Poznajcie Ghoba, mojego ojca- przedstawiła ich sobie Sottile, na co Pan Ziemi
objął ją a dziewczyna zażenowana spuściła wzrok.
.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Czytasz
+ Komentujesz = Motywujesz
*Zach występował w pierwszym sezonie TVD
*Zach występował w pierwszym sezonie TVD
Ghob ostatni raz został wspomniany w 12 rozdziale wiec jak chcecie sobie odświeżyć pamięć proponuję tam zajrzeć.
Ja
również lubię Damona, w każdym razie tą jego wersję z początków TVD bo później
trochę za bardzo go ugrzecznili. Choć i takiego cieszę się, że twórcy nie
trzymali się wiernie książki bo takiego chłamu dawno nie czytałam.
@Alyssa-
Magnusa lubi każdy ;) Rozumiem, że czytałaś książki Pani Clare? Tak z
ciekawości spytam, oglądałaś może serial który niedawno zaczęli kręcić na
podstawie jej książek?
@Kam
ila- no właśnie ja nic nie biorę, takie rzeczy potrafię wymyśleć na trzeźwo :D
Skoro
już Ci różne rzeczy polecam (i wnioskując z twoich słów lubisz fantastykę) to
skoro nie „znasz” Magnusa i Emmy to z czystym sumieniem mogę polecić Ci książki
Cassandry Clare: serie Dary Anioła oraz drugą serię osadzoną w tym samym
świecie Piekielne Maszyny. Mi osobiście bardziej podoba się ta druga, gdzie
akcja rozgrywa się w wiktoriańskiej Anglii. Jako ciekawostkę zdradzę Ci, że
Ashley ma takie samo nazwisko jak jeden z bohaterów.