Gdy
dotknęłam skały czułam przenikliwe zimno, przenikające każdą cząstkę mojego
ciała. Z chwilą gdy zanurzyłam się w tej dziwnej, płynnej materii było jeszcze
gorzej. Miałam wrażenie jakby wbijano mi tysiące lodowych igieł. Nieprzyjemne uczucie minęło. W którymś
momencie bezwiednie zamknęłam oczy. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam je nie
bardzo wiedząc, czego mam się spodziewać. Byłam w długiej na kilkanaście metrów
jaskini. Jej ściany tworzyły sześciokątne bazaltowe słupy poznaczone jaśniejszymi
żyłami a ja stałam po kolana w wodzie o niezwykłym, bajkowym kolorze błękitu.
Obróciłam się i zobaczyłam za sobą wrota, które z tamtej strony były
niewidoczne a tutaj wyglądały jak zamurowane wejście. I to by było na tyle
jeśli chodzi niezwykłości tego miejsca.
Żadnych znaków, wskazówek, czegokolwiek
co mogło by mi pomóc. Przynajmniej tak myślałam do momentu gdy podeszłam do
ściany znajdującej się naprzeciwko mnie. Potykając się wspięłam się po śliskich
kamieniach i dostrzegłam coś co ktoś inny wziąłby za płaskorzeźbę. Gdy byłam
małym dzieckiem niecierpliwie czekałam aż nadejdzie wieczór kiedy to Bree albo
Cedric opowiadali mi rozmaite legendy, które
jak się okazuje miały mnie w jakiś sposób przygotować do mojego zadania.
Jedna z nich mówiła o ludziach zdolnych ożywiać martwe przedmioty. Wyciągnęłam
spod peleryny sztylet i nakłułam opuszek palca tak, że zaczął lekko krwawić, po
czym zaczęłam obrysowywać kształt kamiennego miecza.
-Berbay
odorthay arian quickem- niemalże w tej samej chwili broń nabrzmiała a chwilę
później przeszła ze swojej kamiennej postaci w żelazną, która opadła bezwładnie
w moje wyciągnięte dłonie. Mimo swojej wielkości był nad wyraz lekki co musiało
w znaczny sposób ułatwiać posługiwanie się nim. Ostrze było w kilku miejscach
nadszczerbione, głownię zrobiono z czerwonego granatu oplecionego srebrnymi
paskami, miedziana rękojeść przechodziła w jelec, który wyglądał jak upleciony
ze srebrzystych gałązek. Drżącymi palcami przytroczyłam go do skurzanego paska i szybko zeskoczyłam z skalnego
podestu. Rozchlapując wodę dobiegłam do wejścia i odbiłam się od niego
nabijając sobie na czole guza. Coś było zdecydowanie nie tak. Przedtem płynne
wejście teraz było zwarte i mimo usilnych prób nie mogłam nic zrobić. Poczułam
nagły żar przy boku i zdębiałam gdy zobaczyłam jak miecz tak po prostu znika. Tylko
nie to! Ręka którą wspierałam się o chłodną ścianę zaczęła się w niej zagłębiać
tak że po chwili straciłam grunt pod nogami i został, wciągnięta w ciemność.
Arien upadła na kolana
boleśnie je sobie obijając. I nim zdążyła się zorientować w sytuacji jakaś
niewidzialna siła poderwała ją w powietrze przyszpilając do ściany Doliny
Przeklętych. Z trudem oddychając zobaczyła że jej przyjaciele walczą z jakimiś
zjawami. Broń przechodziła przez ich
półprzezroczyste ciała jak przez mgłę nie czyniąc im najmniejszej szkody choć
one same zadawały liczne cięcia bronią przypominającą pioruny. Wiedziała, że
skupieni teraz plecami do siebie jej towarzysze nie wytrzymają długo. Szarpała
się z całych sił próbując uwolnić się z krępujących jej nadgarstki i stopy
pędów. Starała się nie panikować. Spróbowała inaczej. Nic. Z jakiś powodów
magia żywiołu ziemi nie działała. Skupiła się próbując czegoś innego. Ogniste
okręgi zaczęły palić rośliny ale parzyły boleśnie jej skórę. Trwało to chwilę
ale w końcu zsunęła się bezwładnie na ziemie.
Wszystko rozmywało się jej przed
oczami. Zamrugała i dostrzegła charakterystyczny poczwórny węzeł plecionki
wieczności u jednego z duchów, u pozostałych były one nieco mniejsze. Ten
niewinny znak, symbol zwycięstwa życia nad śmiercią poddany wpływowi
odpowiednich czarów mógł związać ze sobą kilka osób tak, że jedna mogła czerpać
siłę z drugiej a także dawało im nieśmiertelność. Był jednocześnie ich jedynym słabym punktem. Zbierając resztkę sił
przesłała Carneyowi ciąg obrazów i myśli mający mu pomóc. Chłopak przez chwilę
stracił rezon po czym wziął zamach miecz i ugodził najbliższe mu widmo w
miejscy gdzie znajdował się węzeł. Gdy to zrobił także reszta eksplodowała
rozpadając się na setki lśniących kawałków które rozpłynęły się w powietrzu. W
powietrzu rozległ się zapach palonego czarnego bzu. Arien podniosła się i
chwiejnym krokiem szła w kierunku przyjaciół którzy dopiero teraz ją zauważyli.
Była słaba i poczuła jak uginają się pod nią nogi. Nate coś krzyknął biegnąc do
niej i wtedy straciła przytomność.
*
Odpoczywali ukryci w
cieniu skały. Dziewczyna była nieprzytomna przez dłuższą chwilę i jeszcze zanim
otworzyła oczy próbowała wymyślić jak w jakiś sensowny sposób morze
wytłumaczyć, że straciła miecz. Prawda wydawała się tak nieprawdopodobna że aż
śmieszna. „Miałam go przy sobie i wszystko byłoby dobrze gdyby nie rozpłynął
się w powietrzu”. Na samą myśl o ich reakcji wyrwał się jej nerwowy chichot.
- I tak wiem, że już
nie śpisz.- spojrzała na Sottile siedzącą obok niej.- Nie masz się czego bać,
Hagen wyciągnął Irvette na małe polowanie i szukają teraz czegoś na kolację-
uśmiechnęła do niej się pokrzepiająco.- Kobieta się wściekła bo mogłaś zginać,
wszyscy mogliśmy.
- Jeśli już nie czegoś
tylko kogoś- odpowiedziała na pierwszą część nie bardzo wierząc w kolejne słowa
jakoby przywódczyni Arterian martwiła się o nią.- Poza tym możesz mi powiedzieć
skąd się wzięły tutaj te… duchy?- spytała.
- Żebym to ja
wiedziała. Tylko, że to nie zwykłe duchy.
- Niestety na nasze
nieszczęście one tylko chwilowo martwe, choć akurat to słowo w ich przypadku
dziwnie brzmi. Wysłaliście ich do zaświatów ale jeśli królowa je wezwie
powrócą.- oznajmiła podnosząc się do pozycji siedzącej i krzywiąc się z bólu.
- Pytanie skąd
wiedziały, że tu będziemy. Zupełnie jakby wśród nas był zdrajca. Poza tym
sądząc po tym co hm, pokazałaś Carneyowi wiesz więcej niż ja- wzruszyła tylko
ramionami.
- Całe życie
przygotowywałam się do tego momentu nawet o tym nie wiedząc.- dowiedziała cicho
i przypomniała sobie niezliczone wieczory gdy jako mała dziewczynka czytała
tajemnicze księgi podsuwane jej przez przybranych rodziców.
-Skoro już o mnie mowa-
chłopak leżał do tej pory spokojnie, nie zdradzając się najmniejszym ruchem że
ich słyszy.- Mnie ciekawi coś innego. Strasznie długo ci zeszło, czemu się tak
guzdrałaś?- spytał podbierając się ramionami, tak że był teraz w pozycji półleżącej.
- Kilka minut to
naprawdę niedługo- stwierdziła z nutą zniecierpliwienia w głosie.
- Minut? Ty byłaś tam
jakieś dwie godziny?!- na jego twarzy malowało się podejrzliwość pomieszana z
gniewem.
- Nie to niemożliwe…-
pokręciła zaprzeczająco głową.- Ja tylko weszłam tam, zrobiłam co powinnam i
kiedy próbowałam wrócić nie mogłam. Przejście jakby zamarzło a miecz zniknął-
ostatnie zdanie podkreśliła pstrykając palcami.
- Tak po prostu?-
spytała z lekka drwiącym tonem Sottile.
- Może nie tak po
prostu ale owszem.- przyznała Arien uśmiechając się do Natea, który przyniósł
drzewo do ogniska.
- Mam swoją teorię na
ten temat- oznajmił siadając obok Arien.- Nie jestem ekspertem jeśli chodzi o
magię ale i ja wiem, że jest nieprzewidywalna. Może trudność z powrotem do nas
była jakąś formą ochrony. Co do miecza to zniknął pewne dlatego, żeby nie wpaść
w ręce zjaw- zwrócił się do siedzącej obok dziewczyny.
- Brzmi wariacko ale ma
sens- przyznał Carney.
- Co nie zmienia faktu,
że nie mamy pojęcia gdzie szukać miecza- dodała Sotille.
- To akurat nie będzie
problem- oświadczyła na co ci zareagowali zaskoczeniem.- Wspominałaś, że
czakry- przedmioty mogą się przemieszczać. Otworzę portal i wtedy...
- Ale skąd będziesz
wiedzieć gdzie się przenieść?- spytał z troską Nathaniel.
- Do tego zmierzam-
spojrzała na niego z rozbawieniem.- Każdy czarodziejski przedmiot ma swoją
aurę, jeśli zostaje przeniesiony do innego miejsca to pomiędzy tymi punktami
wytwarza się trwale łącząca je wstęga, coś jakby ścieżka, i ja się pod nią
podczepię żeby trafić tam gdzie trzeba- skończyła mając świadomość, że to co
powiedziała brzmi jak majaki szaleńca.- Pojęcia nie mam czy się uda ale muszę
zaryzykować- dodała spuszczając wzrok.
-Będzie dobrze, musi-
Nate ujął je trzęsące się dłonie w swoje
ręce ostrożnie dotykając poparzonych miejsc. Dostrzegła w jego spojrzeniu wiarę
w nią ale było w nim coś jeszcze, czego nie umiała nazwać.
- Mam nadzieję- chciała
się uśmiechnąć ale kąciki ust tylko zadrgały nerwowo.
*
Opowiedziała wszystko
Hagenowi i Irvette kiedy wrócili i ku jej zaskoczeniu więcej wątpliwości miał
ten pierwszy. Starała się odpowiedzieć na każde jego pytanie choć pytał w sumie
w kółko o to samo tylko innymi słowami i był przeciwny jej samotnej wyprawie. W
końcu coraz bardziej poirytowana jego zachowaniem siostra powiedziała mu coś na
ucho i już więcej się nie odezwał. Uzgodnili że nie wróci z nimi do podniebnego
miasta i rozstaną się tutaj. Podczas gdy się pakowali Arien usiadła na ziemi
nucąc ludową piosenkę żeby się skupić. Już to robiła ale i tak się bała. Oddała
by wszystko, żeby jej życie było takie jak dawniej ale z drugiej strony nie
poznałaby tych ludzi, którzy stali się jej mniej lub bardziej bliscy. Niemo
wypowiedziała starożytną formułę, bo podobno wtedy zaklęcie staje się silniejsze.
Gdy skończyła pojawił się przed nią dobrze jej już znany portal.
- Robi wrażenie-
stwierdziła Irvette- Gotowa?
-Bardziej nie będę-
wstała otrzepując się z paprochów. Żegnając się ze wszystkimi usłyszała
życzenia powiedzenia i zapewnienia że uda się jej. Hagen, Sotille, Carney i
Irvette ruszyli przodem ale Nate został z nią jeszcze chwilę.
-Obiecasz mi coś?-
spytała go a ten pokiwał głową.- Uważaj na siebie- poprosiła na co ten się
roześmiał przypominając sobie sytuację gdy prosił ją o to samo. Wciąż odwrócona
w jego stronę zrobiła krok w tył znikając w świetlistej poświacie szepcząc
cicho „będę tęsknić”.
.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Czytasz? Skomentuj!
@Kam ila- Gawain albo
się pokaże albo nie. Tak jak Ci już kiedyś
mówiłam, jeśli chodzi o spoilery to trafiłaś pod zły adres :P
@Alyssa- jakby to
dziwne nie było (bo przecież to ja stworzyłam postać Arien) to zgadzam się z
tobą. Nie wszyscy rodzice zasługują na to, żeby tak ich nazywać.
I.. nie wiem co mam napisać. Rozdział mi się naprawdę strasznie podobał, ale po nim mam super pustkę w głowie. Dwie godziny? Z opisu serio wynikało, ze ona była tam zaledwie chwilę. Dobra jesteś.
OdpowiedzUsuńNie, nie skomentuję go dziś jakoś dobrze. Uznaj to za mega wielki komplement. Rozdział był naprawdę genialny i chcę więcej.
Duchów Ci sie zachciało. Kurde, odkurzaczem ich mogli.. a ok, to nie czas tego typu sprzętów. Ale takie waleczne te duchy. Najważniejsze, że ogarnęła o co chodzi i im pomogła.
Pozdrawiam z wodą zamiast mózgu. Do następnego :)
Jaj, cieszy mnie ten wątek Arien i Nate'a. Widać, że im powoli zaczyna zależeć, takie miłosne wątki wplecione w fantastykę zawsze mnie cieszą :D Ciekawi mnie natomiast czy pojawienie się tych zjaw to rzeczywiście czyjaś zdrada. I obstawiam, że tak jest, choć nie wiem kto mógłby za tym stać. Chyba ufam każdej osobie, która towarzyszy Arien, więc gdy już wyjawisz kto jest taki podstępny, będę w ciężkim szoku.
OdpowiedzUsuń